
Seria Monster Hunter zaliczyła w 2018 roku genialny powrót w postaci Monter Hunter World. Była to pierwsza część tego popularnego cyklu, stawiająca na bardziej otwarte obszary, pozbawione ekranów wczytywania oraz przystępniejszy dla nowicjuszy gameplay. Nie bez znaczenia był też fakt, iż World zadebiutowało w tym samym czasie globalnie, przyciągając do siebie graczy z praktycznie całego świata.
Gra sprzedała się bardzo dobrze, Capcom był zadowolony, a w rezultacie trzy lata później zadebiutowało Monster Hunter Rise, rozwijające koncepcje z World i ponownie odnoszące sukces. W tym momencie nie wiemy, jak pod względem sprzedażowym poradzi sobie najnowszy przedstawiciel popularnego cyklu, Monster Hunter Wilds, ale wiele wskazuje na to, że nie będzie gorszy od poprzedników. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w naszej recenzji. Dzięki niej będziecie wiedzieli czego się spodziewać i czy na nadchodzącą premierę warto czekać.
Siedem lat od premiery Monster Hunter World, a 4 lata od debiutu Monster Hunter Rise, na rynku zadebiutuje Monster Hunter Wilds. Będzie to pierwsza część cyklu opracowana z myślą o konsolach PlayStation 5 i Xbox Series X|S (nie licząc portu MHR na PS5 i XS), więc oczekiwania wobec niej – przynajmniej jeśli chodzi o oprawę wizualną – miałem naprawdę niemałe. Sporo oczekiwałem też po zapowiadanych zmianach w mechanice rozgrywki. Ogólnie poprzeczkę usytuowałem wysoko, a o tym czy gra była w stanie ją przeskoczyć, dowiecie się czytając dalej.
Monster Hunter Wilds od pierwszych zapowiedzi miało co nieco namieszać. Deweloperzy nie chcieli oczywiście wprowadzać rewolucji, by nie alienować fanów, ale zmian wprowadzili sporo. Pierwsza dość znacząca modyfikacja widoczna jest w zasadzie od początku. Mam wrażenie, że Capcom postanowił tym razem nie serwować nam fabuły będącej jedynie zapychaczem i pretekstem do tego, byśmy parli przed siebie i pokonywali kolejne potwory. Nie napiszę, że scenariusz jest jakoś strasznie porywający, angażujący, zagmatwany i pełen zwrotów akcji… bo taki nie jest. W ogólnym rozrachunku mam jednak wrażenie, że jest lepiej poprowadzony niż pseudo opowieści z World oraz Rise.
Głównym bohaterem gry jest wykreowany przez gracza Łowca, który wyrusza do Zakazanych Ziem, w których będzie musiał się mierzyć z coraz potężniejszymi potworami. Celem naszej ekspedycji jest pomoc młodemu chłopcu o imieniu Nata, którego rodzina zaatakowana została przez niebywale groźną kreaturę zwaną Białym Widmem. Brnąc do przodu natrafiamy na różne postaci niezależne oraz wioski, dzięki którym zdobywamy nowe informacje, co prowadzi nas do finału tutejszej historii. W Wilds nie brakuje fajnie zrealizowanych scenek przerywnikowych, nieźle nakreślonych NPC-ów oraz dialogów, które najczęściej śledziłem z zainteresowaniem. Scenariusz na pewno nie jest niczym wyjątkowym, ale poprowadzono go porządnie.
Cała przygotowana na potrzeby Monster Hunter Wilds opowieść nie jest jednak szczególnie długa, a pod względem założeń rozgrywki schematyczna. Nasze misje najczęściej związane są z koniecznością ubijania kolejnych napotkanych pokrak, a napisy końcowe, jeśli odpuścimy aktywności poboczne, ujrzymy po mniej więcej 12-15 godzinach. Wykonywanie zadań dodatkowych oraz dokładniejsza eksploracja potrafią czas ten wydłużyć do około 30 godzin, ale nie nastawiajcie się na nic nad wyraz rozbudowanego i zagadkowego. Fabuła jest lepsza niż w częściach wcześniejszych, ale daleko jej do opowieści z gier nastawionych na narrację.
Jeśli chodzi o gameplay, Capcom nie eksperymentował (powiedzmy) i postawił na sprawdzone rozwiązania. Pętla rozgrywki jest zatem taka sama od lat, a naszym zadaniem w niej jest prowadzenie dochodzeń, ubijanie kolejnych potworów, gromadzenie surowców, usprawnianie ekwipunku i powtarzanie całego procesu, tyle że z bardziej niebezpiecznymi potworami i ze skuteczniejszą bronią oraz twardszym pancerzem. Fani wiedzą czego powinni się spodziewać i pod tym względem Capcom nie zawodzi. Projekty potworów – choć jest ich trochę mało – są przygotowane genialnie. Każdy jest inny, do każdego trzeba podejść w nieco inny sposób. Występuje syndrom jeszcze jednego potwora, choć muszę też przyznać, że walki są mniej wymagające niż te z World. W odsłonie sprzed 7 lat zdarzyło mi się natrafić kilkakrotnie na bestie, do których musiałem zbliżać się z większą ostrożnością, a nawet powtarzać walki. Tym razem obyło się bez komplikacji, a większość trudniejszych walk (mam tu na myśli te z wielkimi bestiami) trwało raptem 20-25 minut. Czy to źle? Zależy, jak na to spojrzeć. Starzy wyjadacze mogą być zawiedzeni, ale nowi gracze prawdopodobnie będą uradowani – szczególnie ci mniej cierpliwi.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler