Colt na swojej drodze napotyka wielu przeciwników. Nie mówię tu oczywiście o wizjonerach, z którymi musi się zmierzyć, ani o Juliannie, która także regularnie psuje nam krew, ale o pomniejszych bandziorach przemierzających ulice. Jak na grę opracowaną przez Arkane przystało, nigdy nie mamy jednej opcji postępowania z oponentami. Metod zawsze jest wiele, a tylko od naszej inwencji zależy to, na co się zdecydujemy. Możemy przemknąć po cichu, znaleźć alternatywną ścieżkę, rzucić granatem i zrobić zadymę, albo spożytkować wszystkie umiejętności głównego bohatera, a tych – wierzcie mi – jest sporo.
Początkowo do dyspozycji mamy tylko prosty pistolet. Niebawem natrafiamy jednak na pierwszą tabliczkę, a ta daje nam możliwość wykonywania podwójnych skoków. Za zlikwidowanie wizjonera lub Julianny dostajemy kolejne tabliczki, a z każdą z nich jakąś wyjątkową zdolność. Dwie z nich – bo nie chcę wymieniać wszystkich – to Przeskok oraz Splot. Pierwsza przypomina mrugnięcie z Dishonored. Bohater błyskawicznie teleportuje się tu do wskazanej lokacji, pozostając w ukryciu, a często docierając do miejsc normalnie niedostępnych. Druga zdolność, Splot, łączy przeciwników niewidzialną więzią. Efekt jest taki, że to, co zrobimy jednemu, wpływa też na drugiego. Wśród pozostałych zdolności jest między innymi też taka, która pożytkuje kinezę, aby ułatwić nam eliminowanie napotkanych oponentów.
Wszelkie posiadane przez Colta wyposażenie możemy dodatkowo modyfikować. Robimy to przy pomocy specjalnych medalionów, znajdowanych zarówno przy poległych wrogach, jak i w różnych zakamarkach wirtualnego świata. Medaliony, jak wszelkie wyposażenie, mogą być pospolite lub jakieś bardziej nietypowe, rzadkie, czy wyrafinowane - zwał, jak zwał. Umieszczenie ich w odpowiednich slotach broni, tudzież tabliczek dających nam umiejętności specjalne, sprawia, że otrzymujemy jakiś bonus. W przypadku broni może to być mniejszy odrzut albo wyższa celność. Tabliczki umiejętności zyskują od medalionów np. większy zasięg działania danego skillu. Możliwości jest sporo, zarówno jeśli chodzi o metody walki z przeciwnikami, jak i progresję głównego bohatera.
Do progresji konieczne jest oczywiście przemierzanie wirtualnego świata i wykonywanie tropów – swoistych misji związanych z wizjonerami. Świat, jak wspomniałem, podzielony został na cztery dzielnice i choć nie są one jakoś przesadnie duże, ich eksploracja wcale nie jest prostą czynnością. Twórcy wiele informacji bardzo skrzętnie ukryli. Widzicie na ulicy jakiś sejf? Bądźcie pewni, że tak po prostu go nie otworzycie. Poradniki są w tym przypadku bezużyteczne, bo sejf ma unikatowy dla Was kod. Samodzielnie musicie znaleźć kombinację, co często wymaga zwiedzenia jakiejś konkretnej dzielnicy o dokładnie określonej porze dnia. Miejscówki znacząco się bowiem zmieniają. W zależności od pory dnia otwarte są inne budynki. Na ulicach pojawiają się też inne postaci. Zwiedzanie świata i odkrywanie jego sekretów to skomplikowane i czasochłonne przedsięwzięcie. Bądźcie na to gotowi.
Przygotujcie się też na atakującą Was Juliannę. Kobieta jest niebezpieczna nawet, gdy kontroluje ją sztuczna inteligencja konsoli, tudzież komputera, a co dopiero, gdy wciela się w nią inny gracz. Deathloop przybywa z dość nietypową mechaniką potyczek sieciowych. Chodzi o to, że – jeśli na to zezwolimy – w dowolnym momencie do naszej pętli włamać się może inny gracz, wcielający się w Juliannę. Gdy tak się dzieje, tunele, którymi normalnie podróżujemy zostają zamknięte, a naszym celem jest odparcie ataku agresora. W zależności od tego, na kogo trafimy, może to być czynność banalnie prosta albo naprawdę wymagająca umiejętności. Plusem jest to, że nawet jeśli przegramy, możemy się w przyszłości zemścić. Sami w pewnym momencie również otrzymujemy możliwość przeprowadzania inwazji!
Niezależnie od tego, kim gramy, Deathloop to gra akcji i widać, że twórcy poświęcili sporo czasu na to, by dopieścić wszystkie elementy z tym związane. Postaci poruszają się szybko i dynamicznie, a łączenie w całość rozmaitych umiejętności oraz wyposażenia bohatera nie sprawia żadnych trudności. Jedyne czego potrzebujemy, to treningu, a ten zapewniają kolejne pętle. Podczas kilku pierwszych jesteśmy raczej zdezorientowani i brakuje nam zręczności. Przy kolejnych coraz lepiej zaczynamy sobie radzić, a pod koniec jesteśmy już prawdziwą maszyną do zabijania, tudzież skradania się. Jak wspomniałem, twórcy nam niczego nie narzucają. Jako przykład podam akcję z jednym z wizjonerów. W trakcie odwiedzania miejsca, w którym się ukrywa zdobywamy dokument, z którego dowiadujemy się, że w centrum budynku jest prawdziwa rakieta. Steruje nią sztuczna inteligencja 2-BIT, do której możemy się zakraść, a następnie zdecydować co zrobić: odpalić rakietę i usmażyć przeciwników czy uruchomić procedurę ewakuacji i wszystkich przepędzić. Oczywiście są też metody postępowania niewymagające rakiety: wpadamy po prostu do bazy i strzelamy do wszystkiego, co się rusza. Co ważne, podobnych rozwiązań jest w Deathloop mnóstwo, musimy się tylko wykazać spostrzegawczością i dokładnie przeszukiwać okolice miejsca akcji.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler