Life is Strange: True Colors (PS5)

ObserwujMam (1)Gram (0)Ukończone (2)Kupię (0)

Life is Strange: True Colors (PS5) - recenzja gry


@ 15.09.2021, 19:04
Marcin "bigboy177" Trela
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!

Life is Strange: True Colors to typowy samograj, a zatem nacisk położono w nim przede wszystkim na scenariusz. Czy opowieść jest na tyle intrygująca, by utrzymać gracza do finału? Co z bohaterami - da się z nimi zżyć? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w recenzji.

Life is Strange: True Colors to czwarta odsłona popularnego cyklu opracowanego przez studio Dontnod Entertainment - autorami gry jest jednak Deck Nine Games, które ma na koncie Life is Strange: Before the Storm (niewielki spin-off pierwszej części). Bez większego zaskoczenia, także i tym razem mamy oczywiście do czynienia z tzw. interaktywnym filmem, tudzież samograjem, w którym w zasadzie nie ma jako takiej rozgrywki. Naszym zadaniem jest rozmawianie, szukanie interaktywnych przedmiotów i popychanie opowieści do przodu. Niestety, tytuł nie do końca do mnie przemówił - i nie chodzi w tym przypadku w żadnym razie o schemat zabawy. O co więc? Tego dowiecie się z recenzji.

W Life is Strange: True Colors poznajemy losy młodej kobiety o imieniu Alex Chen. Przybywa ona do miasta zwanego Haven Springs na zaproszenie brata. Rodzeństwo od dłuższego czasu się ze sobą nie widziało, albowiem ich drogi w pewnym momencie się rozeszły. Alex wylądowała w sierocińcu, a Gabe wyruszył w świat i trafił do wspomnianego miasteczka. Tam ich drogi znowu się schodzą i rozpoczyna dość zakręcona przygoda. Przygoda pełna wątków oraz bardzo solidnie napisanych postaci - każda jest unikatowa i ciekawa.

Jak wspomniałem, Life is Strange: True Colors jest samograjem. Poruszamy się więc po zamkniętych lokacjach i szukamy przedmiotów, z którymi da się wejść w interakcję. W ten sposób odblokowujemy nowe opcje dialogowe i popychamy scenariusz do przodu. Ciekawostką w tym przypadku jest to, że Alex posiada bardzo unikatową umiejętność - super, mega empatię. Odczuwa ludzkie emocje tak, jakby były jej własnymi. Dzięki temu jest w stanie poznawać ich myśli, a nawet emocje związane z przedmiotami domowego użytku. Na tej ciekawej mechanice oparto dość znaczną część zabawy.

Scenariusz opracowany na potrzeby gry jest całkiem ciekawy, ale jednocześnie zbyt rozciągnięty. Opowieść pochłania mniej więcej 11 godzin, a każdy z pięciu rozdziałów to około 2 godziny zabawy. Niestety są one strasznie nierówne. Dla przykładu pierwszy, trzeci i piąty rozdział są w porządku. Drugi i czwarty niemiłosiernie się natomiast dłużą. Nie dzieje się w nich zbyt wiele, a progresja opowieści przypomina seriale pokroju "Na Wspólnej" - poznajemy po prostu wiele całkowicie nieinteresujących faktów dotyczących mieszkańców Haven Springs. I choć w piątym rozdziale staje się jasne dlaczego, zabawa dość mocno potrafi się dłużyć.

Nie pomagają nawet wybory, których w Life is Strange: True Colors nie brakuje. Bezustannie podejmujemy jakieś decyzje – czasem ważne, czasem mniej – mogące wpłynąć na przebieg wydarzeń. Może to być coś banalnego, pokroju uruchomienia maszyny grającej, albo coś kluczowego, jak np. decyzja na temat tego, czy pomóc kobiecie tracącej zmysły. Ewentualnie matce, która stara się nie znienawidzić dziecko odpowiedzialne pośrednio za tragiczny wypadek. Decyzje tego typu w ciekawy sposób kształtują opowieść oraz nasze relacje z napotkanymi postaciami niezależnymi, ale jednocześnie droga do nich jest dość tendencyjna. Trzeba bowiem chodzić po wyznaczonym obszarze i przyglądać się wszystkim interaktywnym przedmiotom. Czasem z przedmiotami związane są jakieś emocje i to one są najważniejsze dla przebiegu wydarzeń. Wystarczy znaleźć odpowiednią rzecz i cyk, kontynuujemy.

Life is Strange: True Colors - recenzjaLife is Strange: True Colors - recenzjaLife is Strange: True Colors - recenzja

Mimo że scenariusz nie do końca mnie porwał, zakończenie opowieści jest naprawdę dobrze napisane. Nie chodzi wyłącznie o wypowiadane przez aktorów kwestie, ale emocje, jakie temu towarzyszą. Ogólnie trzeba przyznać, że studio Deck Nine Games przeszło daleką drogę od Before the Storm do True Colors, jeśli chodzi o to, jak deweloperzy sprawnie przekazują nam emocje oraz myśli bohaterów. Po części jest to wina świetnie grających aktorów oraz niezłych linii dialogowych, a po części technologii stojącej za grą. Silnik graficzny True Colors potrafi generować naprawdę zacnie prezentującą się mimikę twarzy. Dzięki niemu dostrzegamy nawet najdrobniejsze grymasy, a to one przecież mają komunikować to, czego nie da się w pełni wyrazić słowami. W grze udało się to zrobić wyśmienicie, za co twórcom należą się ogromne brawa.


Screeny z Life is Strange: True Colors (PS5)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
1 kudospawelecki96   @   00:34, 16.09.2021
Nijak się ma do dwóch pierwszych odsłon niestety. Jestem psychofanem serii, więc oczywiście rzuciłem się na premierę, i dość mocno rozczarowałem. Poprzednie części potrafiły swoją historią i bohaterami zaangażować emocjonalnie gracza (co w przygodówkach decyzyjnych jest dość istotną częścią czerpania radochy z grania), podczas gdy tutaj kompletnie o nikogo i o nic nie dawałem faka. Fabuła jest pełna nic nie wnoszących zapychaczy, które są dodane tylko po to, żeby wykręcić jakoś 5 rozdziałów po 2h każdy. Wybory to taka sama iluzja jak w pierwszym sezonie - niby są, ale decydują jedynie o tym w jaki sposób dojdziemy do finału, który możemy sobie wybrać. Dużo lepiej było to ograne w drugiej części, gdzie w ostatnim akcie też mamy jedną dużą decyzję do podjęcia, ale na jej konsekwencje wpływają wybory z pięciu odcinków. Tu niestety mamy krok wstecz. Na plus warstwa artystyczna - lubię ten simsopodobny styl graficzny Life is Strange, a soundtrack to jak zwykle miód na uszy. Overall niestety średniak.
3 kudosBarbarella.   @   00:39, 16.09.2021
Jakieś spolszczenie by się przydało .Zresztą do dwójki też. Smutny
0 kudospetrucci109   @   08:14, 16.09.2021
Ale przecież studio Deck Nine robiło tylko jedna cześć Lis poza True Colors. Ta o Chloe. Która była zresztą mocno średnia w porównaniu z jedynką... Pierwszą i trzecią część robiło Dontnod. Chyba, że się mylę?
1 kudosTheCerbis   @   08:41, 16.09.2021
Nie mylisz się. LiS/LiS 2 - DONTNOD; BtS/TC - Deck Nine.
2 kudosMaterdea   @   10:24, 16.09.2021
Cytat: petrucci109
Ale przecież studio Deck Nine robiło tylko jedna cześć Lis poza True Colors. Ta o Chloe. Która była zresztą mocno średnia w porównaniu z jedynką... Pierwszą i trzecią część robiło Dontnod. Chyba, że się mylę?
Tak jest! Musicie wybaczyć Marcinowi, lata swoje ma, a i ostatnio wypadł nieco z branżowego obiegu (na oko tak 5-6 lat temu).
0 kudospetrucci109   @   12:48, 16.09.2021
Cytat: Materdea
Cytat: petrucci109
Ale przecież studio Deck Nine robiło tylko jedna cześć Lis poza True Colors. Ta o Chloe. Która była zresztą mocno średnia w porównaniu z jedynką... Pierwszą i trzecią część robiło Dontnod. Chyba, że się mylę?
Tak jest! Musicie wybaczyć Marcinowi, lata swoje ma, a i ostatnio wypadł nieco z branżowego obiegu (na oko tak 5-6 lat temu).
A tak tylko się czepiam ;) Każdy się przecież może pomylić.
Dodaj Odpowiedź