Uwielbiam serię Ratchet & Clank – przyznam się do tego bez bicia i bez wstydu. Nie licząc raczej przeciętnego 4 za Jednego, studio Insomniac Games nie przygotowało żadnej słabizny, a dwa ostatnie projekty Reboot Ratchet & Clank z 2016 roku oraz mające zadebiutować za kilka dni Ratchet & Clank: Rift Apart to prawdziwe perełki. Szczególnie odsłona najnowsza, którą z wypiekami na twarzy ogrywam od jakiegoś czasu. Jeśli lubicie gry akcji, myślę, że także będziecie uradowani. Dlaczego? Tego dowiecie się z niniejszej recenzji.
Historia w Ratchet & Clank: Rift Apart jest dość zakręcona. Zaczyna się raczej spokojnie. Dwójka naszych bohaterów bierze udział w jakiejś celebracji. W jej trakcie docenione zostają m.in. osiągnięcia Ratcheta, który tyle razy uratował galaktykę, że nie sposób nawet zliczyć. Obchody przerywa pojawienie się Doktora Nefariousa, który wpada na imprezę, by zwinąć naprawiony przez Clanka Wymiaromat – urządzenie, umożliwiające podróże między wymiarami. W powstałym zamieszaniu Nefarious korzysta z gadżetu, powodując różnej maści anomalie międzywymiarowe, przy okazji jednak osiąga swój cel – tworzy wymiar, w którym to on tryumfuje, a nie Ratchet. Jako że taki stan rzeczy trwać nie może, musimy zaprowadzić porządek w tym multiwymiarowym bajzlu, a przy okazji uratować Clanka. Nasz kompan zostaje wciągnięty do innego wymiaru, a tam poznaje lombaksicę o imieniu Rivet.
W Ratchet & Clank: Rift Apart główny bohater, Ratchet, nie jest już jedynym lombaksem. Jak wspomniałem, poznajemy tu także Rivet – żeński odpowiednik naszego protagonisty, kopiący tyłki złoczyńcom w swoim własnym wymiarze. Dziewczyna różni się od Ratcheta przede wszystkim wyglądem oraz charakterem, albowiem wyposażenie oraz umiejętności ma mniej więcej te same. Deweloperzy nie kombinowali i nie wymyślali tutaj koła na nowo, co mi osobiście jak najbardziej odpowiada. Biegamy, walczymy, strzelamy, wysadzamy i podziwiamy świetnie przygotowane miejscówki. Wszak podczas wyciągania świata z opresji zwiedzamy wiele różnych planet, stacji kosmicznych oraz dziwnych, pozbawionych czasoprzestrzeni, miejsc.
Studio Insomniac Games to specjaliści od gier akcji. Nie powinno więc nikogo dziwić, że i w przypadku Ratchet & Clank: Rift Apart wspięli się na wyżyny. Najnowsze dzieło deweloperów to niesamowicie grywalna platformówka, wypełniona po brzegi akcją. Jeśli graliście w poprzednie odsłony cyklu, natychmiast dostrzeżecie pewną nowość. Otóż przygotowane na potrzeby gry mapy nie są już prawie w pełni liniowe, jak to było do tej pory. Większość miejscówek jest całkiem sporych i do pewnego stopnia otwartych. Możemy się po nich w miarę swobodnie poruszać i wypełniać cele w dowolnej kolejności. Czasem też warto powrócić na wcześniej odwiedzioną planetę, aby odkryć niedostępne miejsca i wykonać bonusowe zadania.
Mimo zastosowania nieco większej otwartości map, główny rdzeń zabawy pozostawiono bez zmian. W każdej z lokacji brniemy do przodu, eliminując napotkanych przeciwników oraz gromadząc surowce potrzebne do tego, by rozwijać posiadany przez nas arsenał. Za śrubki (można je w menu zmienić na coś innego) kupujemy u handlarza bronią nowe wyposażenie, a za minerał zwany raritanium usprawniamy arsenał, który wcześniej zdobyliśmy. Co ważne, samo raritanium nie pozwala nam na odpicowanie giwer do ich maksymalnych możliwości – byłoby to głupie. Broń levelujemy korzystając z niej, a każdy kolejny poziom to nowe opcje do podkręcenia. By posiadać na podorędziu prawdziwe narzędzia zagłady, trzeba się wykazać zarówno spostrzegawczością w poszukiwaniu raritanium, jak i zręcznością w trakcie toczenia pojedynków z napotkanymi pokrakami.
Broń, jak to na serię Ratchet & Clank przystało, jest prawdziwie zakręcona. W wyposażeniu Ratcheta oraz Rivet znajdziemy zarówno starych ulubieńców, jak Pan Grzybek, jak i całkiem nowe spluwy. Jedne strzelają pojedynczymi pociskami, inne wypluwają całe serie, jeszcze inne rażą oponentów prądem, a kolejne tworzą pola siłowe działające zarówno, jak tarcze, jak i narzędzia zagłady. Co istotne, broń zmienia swoje właściwości oraz możliwości w miarę postępów. Inaczej zachowuje się spluwa na pierwszym, a inaczej na piątym poziomie. Do tego dochodzą jeszcze dwa tryby ostrzału, zależne od tego, jak mocno wciśniemy spust kontrolera DualSense. Delikatne go pociągnięcie powoduje np. wystrzelenie pojedynczego pocisku, a dociśnięcie go do maksimum sprawia, że pocisków leci kilka. Ogólnie trzeba przyznać, że Insomniac Games bardzo sprytnie wykorzystuje możliwości nowego pada, o czym za moment.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler