Osobiście największe nadzieje miałem wobec trybu Spec Ops, będącego swoistą kontynuacją kampanii fabularnej, a który podzielono tym razem na dwa warianty (koniec z zombie!). Jeden to Misje, w drugim są natomiast Operacje. Misja niestety jest tylko jedna – tak, dobrze czytacie i również nad tym niesamowicie mocno ubolewam. Przygotowano ją całkiem solidnie, ale na podstawie jednego zlecenia nie jestem w stanie napisać niczego konkretnego. Kolejne rozdziały tego trybu zabawy mają zadebiutować w Listopadzie, choć na razie nie wiadomo kiedy dokładnie.
Czasu oczekiwania, mimo że mogłoby się tak wydawać, nie umilicie sobie niestety Operacjami, które różnią się znacząco od Misji. W Operacjach bierzemy udział w akcjach, w których jest wiele różnych celów, a naszym zadaniem jest oczywiście wypełnienie ich z grupką znajomych. Zlecenia wykonujemy tu na jednej dużej mapie, podzielonej na pomniejsze obszary. Czasem musimy coś wysadzić, innym razem uwolnić zakładnika – ogólnie jest w porządku. Nie wiem jednak czy to błąd, czy tak zdecydowali deweloperzy, ale przeciwnicy w Operacjach nigdy nie przestają się pojawiać. Eliminujemy jedną grupę, a za moment pędzi na nas kolejna. Dla masochistów opcja dobra, ale ja nie mam czasu ani energii na frustracje. Gra ma mi sprawiać przyjemność i nie oszukiwać. Brak możliwości wybicia wrogów to dla mnie lekkie nadużycie. Pozostaje liczyć na zmianę ze strony twórców; trenować tygodniami, albo odpuścić. Na razie wybrałem trzecią z wymienionych opcji, ale być może do Operacji za jakiś czas powrócę.
Tryb współpracy nie jest jedynym nastawionym na sieć. Call of Duty: Modern Warfare oferuje także modele zabawy nastawione na rywalizację. Standardowe warianty, czyli Deathmatch, Dominacja, Sztab czy Znajdź i zniszcz nadal sprawiają masę frajdy, a dzięki temu, że rozgrywka jest odrobinę wolniejsza, łatwiej się odnaleźć. Niestety potyczki psują trochę problemy z balansem. Przede wszystkim, na każdej mapie znaleźć można punkty, które dają pewną przewagę. Można przy nich kampić i bezczelnie wybijać przeciwników – często nieświadomych tego, że coś im grozi, albowiem łatwo w Call of Duty: Modern Warfare wpaść w pułapkę respawnów - sam regularnie byłem jej ofiarą. Punkty respawnów nie są losowane, co znaczy, że istnieją miejsca, z których da się błyskawicznie wybijać powracających do zabawy przeciwników.
Przyczyną opisanego powyżej stanu rzeczy jest duży nacisk na killstreaki, co jest dość problematyczne ze względu na kształt map. Miejscówki nie są symetryczne, co znaczy, że zawsze będą występować w nich miejsca lepsze i gorsze. Gracze, zamiast toczyć boje na mniej więcej podobnym poziomie, walczą o „przyjaźniejsze” kampieniu miejsca, a potem wybijają pojawiających się oponentów - liczba zabójstw jest tu kluczowa. W rezultacie wszyscy starają się o te lokacje walczyć i choć powstaje w ten sposób jakaś rywalizacja, mocno ograniczają się drogi prowadzące do sukcesu, co mnie irytowało i nudziło.
Najłatwiej kampić i łapać wrogów w pułapki respawnowe da się w całkiem nowym wariancie zabawy, Ground War (Wojna Naziemna). W teorii miał on przypominać Podbój z cyklu Battlefield, ale niestety coś poszło nie tak. Call of Duty zawsze stawiało na starcia szybkie i dynamiczne, a mniejszy nacisk kładło na taktykę i pojazdy. Widać na przykładzie Wojny naziemnej, w której panuje przeogromny chaos, że nie uległo to zmianie. Co gorsze, pułapki spawnowania oraz miejsca, w których wszyscy chcą kampić są tu bardziej widoczne niż w jakimkolwiek innym modelu zabawy. Droga do zwycięstwa prowadzi często na najwyższe wzgórze albo budynek. Czołg lub snajperka potrafią bez problemu załatwić sprawę. Skoro o czołgach mowa, trzeba nadmienić, że pojazdy wrzucono na odczepkę. Kontrolowanie ich jest mało sugestywne i dziwnie plastikowe.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler