Starcia obfitują w naprawdę efektowne momenty, ale wbrew opiniom co niektórych, nie jest to przyjemny slasher. Fakt, na początku z grupkami małych przeciwników radzimy sobie gładko i przyjemnie, ale Final Fantasy XV to gra wielowymiarowa. Po zapadnięciu zmroku na ulicach robi się niebezpiecznie. Giganty, zjawy, większe bestie, legendarne ogniste kule - to tylko przedsmak tego, co Was czeka. W nocy poziom trudności skacze co najmniej o dwa oczka w górę. W rezultacie, nim nabierzemy jako-takiej ogłady, przegrywamy często i regularnie. Aby się rozwijać, trzeba walczyć. Grindowanie jest tu podstawą, mimo że nie każdemu przypadnie to go gustu. Nie poddawajcie się jednak od razu. Im dalej, tym lepiej - walki stają się efektowniejsze i bardziej satysfakcjonujące.
Jak to w RPG, zdobyte doświadczenie musimy jakoś rozdysponować. Deweloperzy zdecydowali się na siatkę przypominającą Sphere Grid z Final Fantasy X, choć w tym przypadku umiejętności podzielono na kilka kategorii. Dzięki zastosowanemu rozwiązaniu, drużynę można nauczyć lepszego współpracowania ze sobą, zwiększyć statystyki poszczególnych członków i nauczyć ich nowych ruchów. Niewiele tego jest, ale generalnie każdy skill ma znaczenie. W wielu grach często czułem, że coś zdobywałem tylko po to, aby to mieć. Nie widziałem efektów, nie czułem wpływu pozyskanej cechy. W przypadku FFXV jest pod tym względem znacznie lepiej. Każda zdolność ma realne przełożenie na Noctisa oraz jego team.
Final Fantasy XV jest tytułem, który robi niesamowite wrażenie pod względem oprawy wizualnej, ale Eos - świat, w którym toczy się akcja - nie został optymalnie wykorzystany. Zarówno Insomnia, Altissia, jak i Tenebrae zostały zaprojektowane dobrze, ale bez polotu. W rezultacie potrafią być nieco nudne. Są jednak pod tym względem wyjątki, np. w postaci Lucis, po którym możemy się poruszać bez ograniczeń przez kilka pierwszych rozdziałów; oraz przepięknej równiny Duscae - ogromnej i niesamowicie różnorodnej.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler