Oficjalna zapowiedź Battlefield 1 spotkała się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem. Gracze już od dłuższego czasu prosili się o strzelankę pierwszoosobową, której akcja toczy się w czasach drugiej wojny światowej, a Electronic Arts postanowiło wykorzystać owe zainteresowanie. Nie zdecydowano się jednak na drugi największy konflikt na świecie w ostatnich czasach, ale pierwszy, ten który miał miejsce na początku ubiegłego stulecia. Jak wyszło? Czy DICE podołało zadaniu? Trzeba przyznać, że zdecydowanie tak, a konkrety poniżej.
Zacząć wypada od tego, że Battlefield 1 nie stawia wyłącznie na rozgrywki wieloosobowe, ale także całkiem solidną kampanię dla jednego gracza. Twórcy, świadomi tego, że w żaden sposób nie uda im się ukazać skali całej pierwszej wojny światowej, postanowili zaprezentować nam kilka fikcyjnych historii, które najpewniej w takiej lub innej postaci miały miejsce w rzeczywistości. Przesłanie każdej jest jedno – zobaczcie jak niesamowite rzeczy potrafili robić całkiem zwykli ludzie, popchnięci do granic swoich możliwości.
Opowieść opracowana przez scenarzystów jest zdecydowanie lepsza od tych, z którymi mieliśmy do czynienia w kilku poprzednich odsłonach Battlefield, ale szczerze mówiąc, szaleństwa nie ma. Historie są dość proste… rzekłbym zwykłe. Nie jest to oczywiście zarzutem, niemniej żadna z nich nie sprawiła, że siedziałem jak na szpilkach, wyczekując co stanie się dalej. Scenariusz jest solidnie zrealizowany, ale to taka rzemieślnicza robota, trochę jakby bez polotu.
Mimo to wszystkie pięć historii przechodzi się bardzo przyjemnie. Całość zaczyna się od prologu, w którym gra daje nam jasno do zrozumienia, że wojna to przede wszystkim śmierć. Widzimy ją na każdym kroku. Z każdego zakątku mapy docierają krzyki umierających, a szarża przeciwników jest po prostu nie do powstrzymania. Prolog się kończy, a wówczas przechodzimy do głównego mięska – pięciu kampanii, przedstawiających nam losy pięciu unikatowych postaci.
Jako że nie chciałbym niczego zdradzać, nie napiszę jaki jest ich przebieg, wiedzieć jednak musicie, że są one pełne akcji, a podczas zabawy cały czas coś się dzieje. Raz pędzimy w czołgu, innym razem staramy się przekradać pomiędzy stanowiskami broni przeciwpancernej, a jeszcze innym zestrzeliwujemy sterowce z nieba ponad Londynem. Misje są zróżnicowane i w miarę ciekawe, stanowią też wyśmienity samouczek, który pomaga opanować najistotniejsze elementy projektu: od strzelania, przez jazdę maszynami, na skradaniu się kończąc.
DICE już dawno nie poświęciło tyle czasu na wypracowanie solidnego singla. Jest to widoczne nie tylko za sprawą samych scenariuszy i scenek przerywnikowych, ale również ze względu na walory produkcyjne, przywiązanie do detali oraz jednolitość wszystkiego. Widać, że zamysł na grę był od początku jasny. Deweloperzy nie krzątali się, dodając nowości na kilka tygodni przed premierą.
Cały wątek fabularny da się ukończyć mniej więcej w 7-8 godzin. Scenariusze pochłaniają od około godziny, do dwóch, a jako że jest ich pięć, to schodzi z grubsza tyle, ile napisałem. Na szczęście, nie jest tak, że po jednorazowym dobrnięciu do finału nie ma po co do nich powracać. Każda misja to dodatkowe wyzwania, a także znajdźki, którymi można się zainteresować, aby wymasterować singla. Mnie to nie cieszy, ale na pewno znajdzie się wielu graczy, uważających wręcz przeciwnie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler