Jedziemy do jednego z naszych kontaktów, a ten opowiada o znajdujących się w okolicy biznesach. Nie możemy ich jednak przejąć jeśli nie dotrzemy do osób, które nimi zarządzają. Najprostsza droga prowadzi przez pomagierów. Musimy ich znaleźć i przesłuchać, okazyjnie zabić, a czasem ukraść nieco pieniędzy lub po prostu coś zdemolować. Nasze postępowanie sprawia, że właściciele przedsięwzięć mają straty. Kiedy przekroczą one założony wcześniej pułap, np. 20 tysięcy dolarów, biznesmeni pojawiają się, aby zbadać sytuację i zaprowadzić porządek. Wówczas nastaje właściwy moment, by zaatakować.
Ruszamy więc do wytypowanego punktu i zajmujemy się mini-bossem. Najczęściej mamy do czynienia z jakąś fajną lokacją - właściciele biznesów mają bowiem swoje biura np. w opuszczonym lunaparku, w rzeźni itd. Musimy przez nie przebrnąć, wyeliminować strażników, a potem zająć się samym dowodzącym. Co ciekawe, nie musimy go zabijać. Możemy go zrekrutować, dzięki czemu koleś będzie zarabiał pieniądze dla nas.
Po przejęciu wszystkich działalności z danego dystryktu pojawia się osoba zarządzająca nim całym. W tym momencie znowu zmierzamy we wskazane miejsce i robimy zadymę, aby dotrzeć do cwaniaczka i także jego w taki, czy inny sposób usunąć ze sceny. W tym przypadku również mamy możliwość zabicia delikwenta albo przekonania go do współpracy.
Rozpisany powyżej scenariusz powtarzamy dla każdej z dziewięciu dzielnic. Szybka i łatwa kalkulacja pozwala oszacować, że w kółko to samo robimy w zasadzie kilkadziesiąt razy. Fajnie, że zmienia się sceneria, w której to robimy, nie zmienia się natomiast w żadnym stopniu wyzwanie. Co gorsze, wszystkie lokacje są dość mocno liniowe. Nawet kiedy miałem wrażenie, że do celu prowadzi więcej niż jedna ścieżka okazywało się, że to tylko złudzenie. Brniemy do przodu, eliminujemy zwykłych bandziorów, zabijamy lub rekrutujemy bossa i proces powtarzamy.
Pod względem struktury, całe miasto oraz misje przypominają ostatnie odsłony serii Assassin’s Creed oraz pierwsze Watch Dogs. Także w produkcjach Ubisoftu zajmowaliśmy się ciągle tym samym. Jest tu nawet swoista „wieża”, na którą musimy się wspiąć, aby pojawiły się na mapie dodatkowe cele. Jej rolę odgrywa rozdzielnia telefoniczna, do której możemy się podpiąć, aby nadsłuchiwać co dzieje się w okolicy.
Sytuacji nie ratują też misje poboczne. Przygotowano ich w zasadzie tylko garść, a ograniczają się one m.in. do przemycania narkotyków. Chętni by zrealizować tego typu robótkę, wyruszamy do wskazanego miejsca, a tam poznajemy szczegóły i bierzemy się do pracy. Finalnie zgarniamy towar i dostarczamy go do jednego z biznesów, będących w naszym posiadaniu. Jesteśmy nagradzani, gra chwali nasze umiejętności i proces możemy powtórzyć. Nie ma w tym oczywiście niczego złego, liczyłem jednak na to, że zadania dodatkowe będą odrobinę ciekawsze. Niech będzie ich mniej, jak np. w Deus Ex: Rozłam Ludzkości, ale niech mają znaczenie. Inaczej działa to trochę jak znajdźki, a tych w grze również nie brakuje – szukamy bowiem m.in. zeszytów magazynu Playboy, obrazków Vargasa, plakatów oraz okładek płyt gramofonowych. Gromadzenie ich to czysto rekreacyjne zajęcie, choć trzeba przyznać, że wirtualne archiwum Playboya brzmi zachęcająco.
Wykonując zadania zbieramy pieniądze, a każdy dodatkowy biznes w rękach naszych popleczników to nie tylko kasa, ale również różne bonusy. Pojawiają się one w specjalnym menu po tym, jak przekroczymy określony próg przychodów, np. 30 tysięcy zielonych. Dzięki owym bonusom dostajemy np. dostęp do mobilnego sklepu z uzbrojeniem, albo taksówki, która sprawnie przewiezie trzymane przez nas pieniądze do sejfu, który mamy w swojej bazie wypadowej. Bonusy oczywiście stają się coraz ciekawsze w miarę progresji – jeden potrafi nawet na kilka minut wpłynąć na zachowanie policji. Możliwości jest sporo, choć w znacznej mierze to tylko bajery, z których korzystać nie trzeba. Osobiście zrobiłem to raptem kilka razy.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler