Jakby tego było mało, ciągle obserwujemy te same stacje kosmiczne, postaci niezależne (jest ich kilka), sprzedawców itd. Lecimy na drugi kraniec nieodkrytej galaktyki i mimo że w teorii powinniśmy doświadczać nowych rzeczy, ciągle widzimy to samo. Jeśli natrafiamy na jakąś strukturę, nie ma się czym emocjonować. Jej rozkład jest dokładnie taki sam, jak w przypadku odwiedzonej wcześniej. Aż niewiarygodne jest to, jak z tych 18 trylionów planet już w pierwszej dziesiątce zaczynają się powtórki.
Deweloperzy przed premierą gry zapowiadali, że istotnym elementem gry będzie odkrywanie. Chodzi po prostu o to, że natrafiając na nowy gatunek zwierzęcia albo rośliny mamy możliwość wybrania dla niego nazwy. Co istotne, dotyczy to wszystkich grających. Osoby, które po nas wpadną do tego samego świata albo zobaczą tego samego stwora nie będą mogły zmienić jego nazwy, będą mogły go jedynie podziwiać (i do tego ograniczony jest tryb multiplayer). W czym zatem problem? Ano w tym, że stwory różnią się pomiędzy sobą kolorystyką oraz odmiennym ułożeniem elementów. Jeden ma łeb konia, a nogi kurczaka, inny tułów świni, głowę kurczaka, a nogi konia itd. itp. Zlepki sprawiają, że fauna wygląda mizernie, a do tego jest beznadziejnie animowana. Już dawno nie widziałem tak kulawo poruszających się wirtualnych istot. Wygląda to wszystko niebywale amatorsko i grając odnosiłem często wrażenie, że No Man’s Sky powinno jeszcze przez kilka miesięcy (przynajmniej) być w produkcji.
Potwierdzeniem tego niechaj będzie również beznadziejny interfejs użytkownika, przypominający nieco ten z Destiny. Jego projekt jest minimalistyczny, ale akurat co do tego nie mam żadnych zastrzeżeń. Bardziej chodzi o to, że obsługa jest nieprzemyślana. Prawie wszystkie czynności wykonujemy przytrzymując określony przycisk przez około sekundę. Aby przygotować kilka różnych elementów w ramach craftingu, a następnie połączyć je w całość tracimy dziesiątki sekund na przytrzymywanie klawiszy, zamiast błyskawicznie wykonać swoje i wrócić do eksploracji. Nudnej, bo nudnej, ale z dwojga złego lepiej spacerować niż patrzeć na menu.
Jeśli chodzi o crafting, stworzyć można sporo gratów, m.in. borń. Deweloperzy chcą, abyśmy również inwestowali zgromadzone surowce w skafander, zapewniający nam bezpieczne spacery po powierzchni, gadżet do wydobywania, a także statek. Skafander ma oczywiście rozliczne dodatki i usprawnienia. Można poszerzać jego inwentarz, a nawet upgradować ochronne pole siłowe, przedłużające spacery. Broń to m.in. siła działania oraz szybkość gromadzenia surowców. Statek to np. prędkość przelotowa. Co istotne, maszynę można wymienić na całkiem inną. Robimy to w specjalnych stacjach u przebywających tam handlarzy. Żadna machina nie przemówiła do mnie jednak jakoś szczególnie. Wszystkie są dość proste i mało estetyczne.
Statek oraz broń do wydobycia, to nie tylko sprzęt do przechowywania oraz gromadzenia surowców. Oba te obiekty trzeba regularnie wykorzystywać do walki z napotkanymi przeciwnikami. W przypadku spacerów po powierzchni planet możemy być zaatakowani przez przedstawicieli tutejszej fauny, ale prócz tego pojawiają się też specjalne drony, mające na celu ochronę tutejszych surowców. Jeśli jesteśmy zbyt łapczywi w ich gromadzeniu, błyskawicznie zjawia się jakaś pokraka, próbująca utrudnić nam ten proces. Niestety potyczki są strasznie kulawe. Głównie ze względu na przeciętne sterowanie, nienadające się do tego typu zastosowań. Celowanie jest irytujące, a starcia w rezultacie całkowicie niepotrzebne.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler