Już dawno nie grałem w produkcję, która jednocześnie mnie oczarowała oraz znużyła. Far Cry Primal podchodzi pod tą kategorię, bo tytuł pochłonął mnie na kilka godzin bez reszty, ale błyskawicznie wystrzelał się ze swoich atutów, co finalnie sprawiło, że im dalej w scenariuszu, tym trudniej mi się grało. Dlaczego? Już wyjaśniam.
Zacznijmy od tego, że Far Cry Primal nie jest kolejną częścią słynnej serii, ale niejako jej spin-offem, którego akcja toczy się w erze kamienia łupanego. Głównym bohaterem jest jaskiniowiec imieniem Takkar, który wyrusza, aby znaleźć swój lud, plemię Łindża. Po drodze natrafia na dwa inne, niekoniecznie przyjacielsko nastawione plemiona i musi walczyć o to, aby zapewnić swoim pobratymcom świetlaną przyszłość.
Tak mniej więcej wygląda scenariusz. Autentycznie. Nie ma w nim niczego więcej. Żadnych niespodziewanych zwrotów akcji, intrygujących wątków pobocznych, wyrafinowanej opowieści, w której do końca nie wiemy co się będzie działo. Deweloperzy najpewniej przysiedli do stołu i powiedzieli sobie tak: mamy takiego Takkara, niech będzie bohaterem. Reszta klasnęła, scenariusz został przyklepany i wszyscy się rozeszli.
Rozeszli się opracowywać niesamowity świat Far Cry Primal. Piszę to bez przekory czy sarkazmu. Świat, jaki przygotowali deweloperzy jest naprawdę świetnie sklejony. Nie chodzi mi tu nawet o oprawę wizualną, bo ta jest dość nierówna, ale o klimat. Pierwsze kilka chwil nie powala. Tekstury są przeciętne, kolorystyka zbyt mdła i gdzie nie spojrzeć tam brązy, karmele i inne odmiany tego samego koloru. W miarę postępów docieramy jednak do tajemniczego Oros, a tam wszystko się zmienia.
Przed graczem staje otworem kraina, w której są lasy, polany, pokryte śniegiem szczyty, mroczne jaskinie, złowieszcze bagna, rzeki i jeziora. Wiem, że to samo było w poprzednich odsłonach serii, ale tym razem całość jest dziwnie przyciągająca. Najpewniej ze względu na to, że deweloperzy poświęcili mnóstwo czasu na to, aby odtworzyć atmosferę podejmowanych czasów.
Protagonista to jaskiniowiec, musi więc sobie radzić bardzo prymitywnymi metodami. Nie może liczyć na to, że gdzieś za rogiem znajdzie skrzynkę, a w niej karabin czy rewolwer. Musi znaleźć kilka kawałków drewna, nieco krzemienia oraz trzciny, aby kilka sekund później trzymać w ręku łuk. Pałka to znowu kawał drewna oraz większy głaz. Co ciekawe, drewno się pali, więc pałka jednocześnie staje się też pochodnią. Crafting odgrywa znaczącą rolę w budowaniu klimatu, ale nie tylko on.
Równie istotny jest fakt, że Ubisoft zatrudnił specjalistów językowych do opracowania dialektów, jakimi posługują się trzy plemiona. Choć tu i tam słychać jakieś dziwne słowa, nawiązujące do obecnych, cieszy, że jaskiniowcy nie biegają i nie gadają po angielsku, albo jakiemuś innemu germańskiemu. Francuzi wydali mnóstwo pieniędzy na to, aby świat Far Cry Primal zdawał się wiarygodny i muszę przyznać, że taki naprawdę jest.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler