
Inną zmianą na plus, jest w mojej opinii nowy system zadań pobocznych. Nie mam tutaj na myśli znajdziek, bo te nadal są porozwalane po mieście, jak to miało miejsce do tej pory. Nie mam też na myśli żadnych questów, pokroju wyszukiwania artefaktów, dzięki którym otrzymujemy dostęp do jakiegoś tajemniczego pancerza, o legendarnych wręcz właściwościach. Chodzi mi bardziej o to, jak przygotowano różne losowe wydarzenia. Biegniemy sobie po dachu, a tu nagle z poziomu ulicy dobiegają krzyki, że ktoś został obrabowany, albo jakiś zbir chce komuś przysadzić, ewentualnie strażnicy uparli się na jednego z mieszkańców i częstują go szabelką. W takiej sytuacji szybko decydujemy co zrobić i ruszamy, nie ma w tym przypadku czasu na zastanowienie. Nie ma też odpowiednich ikon na mapie, pokazujących miejsce występowania tychże zdarzeń. Dzieją się one na naszych oczach, w czasie rzeczywistym, co pogłębia poczucie naszego uczestnictwa w życiu Paryżan.
Misje poboczne, choć ważne, nie są najważniejsze. Pierwsze skrzypce w Assassin’s Creed: Unity grają zlecenia stanowiące główny wątek fabularny, jak i rozwój naszego protagonisty. Jeśli chodzi o pierwszy z podjętych aspektów, to twórcy całkiem nieźle sobie poradzili, głównie ze względu na to, że bardzo wiele zadań stawia na cichą eksplorację i eliminację przeciwników. Zawsze mnie to zastanawiało, dlaczego asasyni w poprzednich odsłonach serii tak bezpardonowo wpadają w tłum i robią zadymę. Brakowało mi możliwości skrywania się za przedmiotami i metodycznego podejścia do napotkanych problemów. Tym razem wreszcie jest tak, jak być powinno (prawie, bo system zasłon szwankuje). Nie przeszkadza nawet fakt, iż spora część misji polega mniej więcej na tym samym (kogoś ubić, zgarnąć nagrodę), albowiem sami decydujemy co zrobić i jak dotrzeć do celu. Możemy poszukać jakiegoś okna i wejść do środka, odciągnąć strażników i przejść przez bramę główną, albo przejść kanałami i następnie po drabince do wnętrza. Opcji jest całe mnóstwo i za to należy deweloperów pochwalić.
Duży nacisk twórcy położyli też na rozwój naszego protagonisty. Arno na początku nie potrafi zbyt wiele. Jest już, co prawda, gibki i niebywale zręczny, umie też skakać, jak małpa, ale nie wie np. jak wykorzystywać ukryte ostrze, aby zlikwidować dwóch wrogów jednocześnie. Taką zdolność trzeba „wykupić” dzięki specjalnym punktom, gromadzonym m.in. za wypełnianie misji. Wyposażenie także na wstępie mamy mizerne, a lepsze kosztuje niemało pieniędzy. Trzeba zatem ciułać, by nabyć jakąś konkretniejszą szabelkę, tudzież mocniejsze (albo bardziej ciche) ciuchy. Progresja wykonana została w bardzo przejrzysty sposób i myślę, że każdy bardzo szybko ją ogarnie. Co ciekawe, dla leniuchów przygotowano mikrotransakcje. Nie trzeba więc mozolnie zbierać pieniędzy lub punktów, wystarczy sobie takowe kupić. Koszt oczywiście nieziemski, bo za najwyższy pakiet zapłacicie nawet 300 zł, ale kto, co lubi… ja tam wolę grać, niż płacić.
Wątek ekonomiczny w Assassin’s Creed: Unity to nie tylko otwieranie rozrzuconych po Paryżu skrzyń (niektóre są tym razem zamknięte, albo dostępne tylko po odpaleniu appki towarzyszącej) oraz okradanie przechodniów. Arno w pewnym momencie przygody staje się również właścicielem przybytku, stanowiącego jego bazę wypadową oraz źródło dochodów. Wystarczy odrestaurować budynek, kupować filie w różnych dystryktach miasta, a co jakiś czas zerknąć do sejfu i zainkasować zamknięte w nim fundusze. W ten sposób mamy kasę na dalsze inwestycje i kółeczko się zamyka.
Jako że jesteśmy asasynem, to nie zajmujemy się tylko eksploracją oraz handlem, co to, to nie! Naszym głównym celem jest oczywiście ubijanie ludzi, którzy stoją na drodze zakonu. Do tego celu wykorzystujemy spory wachlarz broni, jak również umiejętności specjalnych Arno. Za wszystko odpowiada nowy sposób prowadzenia potyczek. Walka toczy się bardziej naturalnie, niż do tej pory, co w sumie jest sporym plusem. Przeciwnicy nie czekają na swoją kolej, są bardziej agresywni, atakują znienacka, co mnie osobiście bardzo odpowiada. W rezultacie w Assassin’s Creed: Unity ginie się częściej, a każde starcie jest wyzwaniem i pewnego rodzaju ryzykiem. Niestety boje nie zawsze przebiegają tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Arno często źle wybiera przeciwnika, mota się pomiędzy przeszkodami, a nawet zdarza się, że nie chce z jakiegoś powodu wykonać naszego polecenia. Mamy np. w pobliżu bandziora, który zaliczył glebę, a nasz asasyn, mimo wyraźnego polecenia, nie chce go dobić, zajmując się kimś innym. Dziwnie działa też zabijanie ukrytym ostrzem. Nie zawsze udaje nam się wykonać cios i nie jest to do końca jasne z jakiego powodu. Walka idzie w dobrym kierunku, ale obecnie jest strasznie chaotyczna. Aby otrzymać poziom z Batman: Arkham, tudzież Śródziemie: Cień Mordoru, przed ekipą Ubisoftu daleka droga, niestety.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler