bigboy177 @ 26.06.2014, 00:50
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!
Marcin "bigboy177" Trela
Nowe marki to najczęściej niespodzianki. Zarówno dla deweloperów, jak i samych grających.
Nowe marki to najczęściej niespodzianki. Zarówno dla deweloperów, jak i samych grających. Często są to niespodzianki miłe, ale czasem trafiają się też takie, które nie wzbudzają zachwytów. Do tej drugiej kategorii bez wątpienia zaliczyć mogę Child of Light, które wywołało sporo pozytywnych emocji od momentu kiedy je zapowiedziano, a finalnie okazało się niezwykle nudnym, schematycznym i nieporywającym projektem, przynajmniej jeśli o mnie chodzi. Po ograniu go obawiałem się, że podobne słowa będą charakteryzować Valiant Hearts: The Great War. Na szczęście na obawach się skończyło.
Jednym z najmocniejszych elementów Valiant Hearts jest fabuła. Produkcja przedstawia nam losy pięciu osób, próbujących znaleźć dla siebie miejsce w niecodziennej rzeczywistości Pierwszej Wojny Światowej. Mimo że należą one do wielu różnych nacji (mamy m.in. Amerykanina, Niemca i Francuza), to ich losy ciągle się przeplatają, a historia składa się na jedną, sensowną i wzruszającą całość. To opowieść o poświęceniu, honorze, śmierci oraz miłości. Jeśli twórcy poszliby o krok dalej i któryś z bohaterów dostałby amnezji, mielibyśmy prawdziwą telenowelę. Na szczęście tak się nie stało i klimat powagi udaje się zachować do samego końca scenariusza. Co ważne, nawet zakończenie jest satysfakcjonujące i niczego bym w nim nie zmienił. Deweloperom udało się wyśmienicie spiąć wszystkie wątki, za co należą im się brawa.
Wydarzenia na ekranie obserwujemy z perspektywy wszystkich bohaterów. Raz biegamy zatem w ciele niemieckiego żołnierza, Karla; by następnie leczyć rannych jako mieszkanka Belgii, Ana; a kawałek dalej rozprawiać się z Niemcami, tym razem w roli dobrze zbudowanego Amerykanina o imieniu Freddie. Każdy z protagonistów posiada nieco inne umiejętności, a w rezultacie zabawa przebiega w odmienny sposób. Jako Ana raczej nie uciekamy przed bombami i nie walczymy z Niemcami bezpośrednio. Zamiast tego staramy się biegać po polu bitwy, pomagając rannym. Gdy do kogoś podbiegniemy włącza się wówczas mini-gierka, polegająca na wciskaniu we właściwym czasie pojawiających się na ekranie przycisków. W ten sposób bandażujemy rany i podajemy środki antyseptyczne. Jeśli proces nie przebiegnie należycie, ofiara może umrzeć na naszych rękach, na szczęście jest dość łatwo, a więc większość rannych wychodzi z opresji cało. Freddie to natomiast prawdziwy twardziel. Kiedy gramy nim staramy się podkładać bomby, niszczymy małe murki, a przez moment prowadzimy nawet czołg i strzelamy do bombowców oraz artylerii. Zróżnicowanie jest dość spore, tym bardziej, że od czasu do czasu, mamy też różne misje dodatkowe, np. prowadzimy auto, unikając min oraz innych pojazdów.
Prócz tego, znaczne fragmenty gry pochłaniają różne drobne łamigłówki. Nie zawsze bowiem próbujemy wymijać wybuchające bomby i unikamy gniazd z karabinami maszynowymi. Najczęściej staramy się po prostu brnąć dalej, a do tego konieczna jest odrobina pomyślunku. Co bowiem zrobić w obozie dla jeńców wojennych, jeśli chcemy się z niego wydostać? Najlepiej znaleźć nożyce do metalu, przeciąć drut kolczasty i znikać w dal niczym opętany. Pomysł do głowy wpada łatwo, ale już jego realizacja jest trudniejsza. Nigdy jednak nie jest tak skomplikowana, że niemożliwa do wykonania. Wystarczy chwilę pokombinować, zwiedzić okolicę, poszperać po budynkach, a zaraz znajdzie się jakiś sposób na to, by poradzić sobie z problemem. Dla mniej cierpliwych są nawet podpowiedzi, wskazujące co zrobić w najbardziej kłopotliwych momentach.
Do rozwiązywania łamigłówek korzystać trzeba czasem z pomocy innych postaci. Nie zawsze przemierzamy świat w pojedynkę, a okazyjnie towarzyszy nam ktoś z pozostałych bohaterów. Bardzo często u naszej nogi wędruje też wierny pies, Walt. Psina potrafi przekradać się niepostrzeżenie w pobliżu strażników, czasem wejdzie też w jakąś wąską szczelinę, a w dodatku potrafi poruszać się poniżej linii dymu, tudzież gazu, śmiertelnego dla człowieka. Z wykorzystaniem Walta jest sporo ciekawych łamigłówek, albowiem czasem musimy go gdzieś przetransportować, aby przysłużył się swą łapą lub zębami.
Trzon rozgrywki Valiant Hearts: The Great War jest bardzo prosty. Nie ma żadnego rozwoju postaci, niczego się nie uczymy, a zbieranie przedmiotów ogranicza się do pozyskiwania przeróżnych znajdziek. Mimo to zawartość tytułu nie ma nam dostarczać jedynie rozrywki. Dzięki specjalnym dziennikom można poznać wiele faktów historycznych i dowiedzieć się jak przebiegał jeden z najbardziej krwawych i brutalnych konfliktów zbrojnych w historii ludzkości. Wystarczy chęć do czytania pojawiających się na ekranie dokumentów, a szybko uzupełnicie braki w wiedzy.
Jeśli chodzi o oprawę wizualną, VH to imponujący przykład wykorzystania silnika UbiArt Framework. Znalazł on wcześniej zastosowanie m.in. w nowych odsłonach serii Rayman oraz w Child of Light, a zatem z grubsza pewnym było, że grafika będzie niezła. Szczególnie dobre wrażenie robią ręcznie rysowane tła oraz bardzo płynna animacja. Wiadomo, że nie mamy do czynienia z technologicznym cudem, ale też nie sposób się do czegokolwiek przyczepić.
Lepsze wrażenie od strony wizualnej robi udźwiękowienie. Głos lektora jest dziwnie kojący oraz budzący niepokój zarazem. Muzyka, w znacznej mierze dość oszczędna w dźwiękach, buduje świetny klimat, idealnie podkreślając sceny obserwowane na ekranie telewizora. Nawet minimalistyczne dialogi, czy pojedyncze słowa z ust bohaterów pasują do charakteru produkcji. Nie zmieniłbym w tym przypadku niczego, dlatego zdecydowałem się na przyznanie najwyższej noty.
Podsumowując, Valiant Hearts: The Great War to idealny przykład tego, że nie samymi strzelankami człowiek żyje. Produkcja przyciąga klimatem, ma ciekawy wątek fabularny oraz pomysłową rozgrywkę. Tytułu gry roku projekt raczej nie zgarnie, ale w moim osobistym rankingu platformówko-przygodówek jest bardzo wysoko. Bez najmniejszych wątpliwości, polecam!
Genialna |
Grafika: Valiant Hearts: The Great War wygląda naprawdę bardzo dobrze. |
Genialny |
Dźwięk: Dźwięk to ideał, nie zmieniłbym niczego! |
Świetna |
Grywalność: Zagadki są dość proste i w pewnym momencie czujemy, że tylko biegamy z miejsca w miejsce, ale nigdy nie doskwiera to zbyt mocno. |
Świetne |
Pomysł i założenia: Pomysł połączenia wątków kilku osób sprawdza się wyśmienicie. Nadając historii wojennej dodatkowej głębi. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Czasem coś przesuniemy albo wysadzimy, ale interakcja jest dość skromna. |
Słowo na koniec: Jedna z lepszych platformówek w jakie grałem. Maksymalnej oceny nie daję, bo w sumie nie ma tutaj niczego rewolucyjnego. Wszystko jest na solidnym poziomie i nic nie wykracza ponad standardy gatunku. |
Werdykt - Świetna gra!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler