bigboy177 @ 21.12.2013, 01:25
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!
Marcin "bigboy177" Trela
Kilka miesięcy temu, kiedy pierwszy raz zapowiedziano kolejną odsłonę Call of Duty, deweloper oraz wydawca obiecywali, że dostaniemy produkt oparty na nowym silniku graficznym, posiadający wiele ciekawych elementów, niedostępnych w częściach poprzednich.
Kilka miesięcy temu, kiedy pierwszy raz zapowiedziano kolejną odsłonę Call of Duty, deweloper oraz wydawca obiecywali, że dostaniemy produkt oparty na nowym silniku graficznym, posiadający wiele ciekawych elementów, niedostępnych w częściach poprzednich. Najpierw wieszczono zmiany w technologii, później prezentowano nowości w trybie kampanii, a ostatecznie zaczęto serwować nam listę modyfikacji w multiplayerze. Infinity Ward i kilka innych studiów (grę tworzyły w sumie 3 ekipy) miały pełne ręce roboty. Czy udało im się wprowadzić serię w nową generację strzelanek? Grałem na PlayStation 4 i mam wrażenie, że nie do końca.
Jeśli chodzi o pierwsze wrażenie, to jest dość ambiwalentne. Zaraz po odpaleniu wątku fabularnego czuć, że mamy do czynienia z Call of Duty, co niekoniecznie jest dobrą rzeczą. Nie zmieniło się praktycznie nic w temacie mechaniki rozgrywki. Postać porusza się więc tak samo, mamy identyczne animacje, przeniesione z odsłon poprzednich efekty dźwiękowe, a nawet niektóre fragmenty scenek przerywnikowych. Ogólnego efektu nie poprawia technologia, która ma już swoje lata i jak na dłoni widać średniej jakości tekstury, czy ograniczoną fizykę. W miarę upływu czasu przestałem jednak zwracać uwagę na archaiczny silnik graficzny (o którym napiszę nieco więcej poniżej), a skupiłem się na samym scenariuszu. Ten, ku mojemu zaskoczeniu, jest całkiem w porządku. Aż sam się przestraszyłem kiedy pod koniec kampanii doszedłem do wniosku, że te, mniej więcej, 7-8 godzin, potrzebne do przejścia historii, uważam za dobrze spożytkowane. Uwierzcie mi, byłem mocno zaskoczony, ale faktem jest, że im dalej, tym lepiej się bawiłem. Opowieść zaczynała nabierać sensu, często zmieniały się lokacje i choć ostatecznie zabrakło fragmentów wartych zapamiętania, singla w Ghosts uznaję za udanego, a już na pewno lepszego niż ten w Battlefield 4.
Jeśli chodzi o historię, to mamy do czynienia z opowieścią, rzekłbym, rodzinną. W jej centrum jest dwójka braci (Hesh i Logan) oraz ich ojciec (Elias). Okazyjnie pojawia się też pies zwany Riley. Fabuła rzuca nas raz w jednego, a raz w drugiego z braci, przy czym większą część gry spędzamy w ciele Logana. To on jest jakby głównym protagonistą, a Heshem gramy tylko wtedy, kiedy na froncie dzieje się coś na większą skalę i bracia w jakiś sposób ze sobą współpracują. Jako takie relacje pomiędzy całą familią nie są w grze istotne, a to oznacza, że deweloper ich także zbytnio nie eksponuje. Jest jednak kilka momentów, w których to właśnie na członkach rodziny skupia się zabawa. Opowieść prowadzi gracza do stosunkowo zaskakującego zakończenia, jasno dającego do zrozumienia, że otrzymamy kontynuację. Więcej w tym temacie pisać nie zamierzam, bo wątek fabularny jest zaskakująco dobry. Nie jest niczym, co zasługuje na wyróżnienia, ale ostatni raz w singlowym trybie Call of Duty bawiłem się tak dobrze chyba w pierwszej części Modern Warfare, a to o czymś świadczy.
Przy ekranie trzyma też ciągle zmieniająca się stylistyka lokacji. Zabawę zaczynamy w kosmosie, by później przeskoczyć na zatłoczone ulice miasta, następnie śmigamy w nocy po drapaczu chmur, a później zaglądamy też na dno morskie. Co jakiś czas pojawiają się ciekawie wyglądające sceny oraz scenerie i choć nic nie jest wybitne, to np. fragment, w którym ze skarpy w przepaść spada zrujnowany kościół, albo moment kiedy uciekamy przed falą powodziową wywołaną przez zniszczoną tamę, prezentują się bardzo fajnie. Na pochwałę zasługuje też misja pod wodą oraz w dżungli. Obie są dobrze opracowane i nawet tak bardzo nie straszą (technologicznie), jak się tego spodziewałem. Wiem, wspomnicie, że to niby PlayStation 4 i następna generacja, ale tak naprawdę mamy przestarzały silnik graficzny, więc nie sposób było z niego wykrzesać cudów.
Pewną różnorodność w zabawie wprowadzono też z użyciem Rileya – psa, który czasem towarzyszy nam w boju. Niestety mamy go tylko w kilku misjach, najczęściej jest niedostępny, a nawet kiedy biega gdzieś w okolicy, służy tylko do tego, by unieszkodliwiać wrogów. Rzuca się im do gardła, powala i tyle, jeden bandzior mniej. Jest też później jedno zadanie, w którym Riley jest ranny i musimy go przenieść przez pełnie oponentów pole bitwy. Fragment ciekawy, ale w mojej opinii nieco zbyt krótki. Zabrakło mi większej różnorodności z Rileyem. Może jakieś misje, w których musimy przejść przez szyb wentylacyjny, aby wyłączyć jakieś tam zabezpieczenia. Byłoby ciekawie, szkoda więc, że pies został potraktowany jak marketingowy gadżet.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler