zvarownik @ 04.03.2012, 12:43
Kamil "zvarownik" Zwijacz
Journey to kolejna gra studia thatgamecompany, tytuł bardzo niecodzienny, który jednych zmusi do refleksji na temat życia, przemijania, odradzania, u innych nie wywoła żadnych emocji, a kolejnych oderwie na chwilę od zgiełku codzienności.
Journey to kolejna gra studia thatgamecompany, tytuł bardzo niecodzienny, który jednych zmusi do refleksji na temat życia, przemijania, odradzania, u innych nie wywoła żadnych emocji, a kolejnych oderwie na chwilę od zgiełku codzienności. Jedno za to jest pewne, nie można wokół tej pozycji przejść obojętnie, czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Nigdy nie uczestniczyłem w takiej podróży.
Nie przez przypadek załączony filmik, zamiast skupiać się na prezentacji rozgrywki, przedstawia fragment ścieżki dźwiękowej, która jest nie tyle ważnym elementem gry, co wręcz jej wizytówką. To głównie ona powoduje, że grając, w bądź co bądź, strasznie banalny tytuł, człowiek zostaje wciągnięty w jakiś inny, magiczny świat, poruszający dogłębnie wszystkie zmysły. Ślizganie się po piasku, nie byłoby tak emocjonujące, gdyby nie doskonale skomponowane dźwięki. Unikanie wielkiego latającego niby smoka, nie byłoby tak stresujące, gdyby nie potęgujące napięcie udźwiękowienie. Radość z dotarcia do końca „Podróży” nie byłaby tak wielka, gdyby nie podniosły utwór mnożący pozytywne emocje razy dziesięć. To, co udało zrobić się Austinowi Wintory, to istne cudo i jeden z najlepszych soundtracków, jaki kiedykolwiek słyszałem. Te kompozycje mają w sobie ukrytą moc, duszę, która tętni życiem, jednocześnie je spowalniając. Dwie godziny zabawy przedłużają się w nieskończoność, to tak, jakby gracz znajdował się w innym wymiarze, w którym pojęcie czasu nie istnieje. Piekielnie dobra robota, jak dla mnie jest to jedna z najlepszych rzeczy, jaka przytrafiła się kiedykolwiek grom. Serdecznie dziękuję za możliwość uczestniczenia w tym wydarzeniu.
Oprawa graficzna również stanowi coś unikalnego. Nie jest napakowana toną efektów i programistycznych sztuczek, ale jej oszczędność, dbałość o szczegóły i animacja, stawia ją w jednym szeregu z takimi wymiataczami, jak Uncharted czy Killzone. Ciepłe kolory i design całości, sprawia, że z pozoru monotonna wędrówka przez pustynię jest zupełnie wyjątkowym doświadczeniem. Ruch piasku, smagany delikatnymi kroczkami naszego bohatera, powoduje nieodparte wrażenie, że rzeczywiście stąpamy po takim podłożu. Spokojne, ale widowiskowe szybowanie na dywanie, uwalnia coś, co od zawsze mamy zakorzenione gdzieś głęboko w sobie, jakieś wewnętrzne dzikie ja, które jednocześnie hamowane jest stoickim spokojem oprawy audio-wizualnej. Przemierzanie zaśnieżonych szczytów górskich, widok przymarzającej szaty, coraz wolniejsze i powodujące ból ruchy „bezimiennego”, tak sugestywnie oddanego cierpienia ciężko szukać w większości produkcji. Całość potęguje piękna praca kamery, wspomagana przez wychylenia kontrolera. Chociażbyśmy kręcili nim jak popadnie, to i tak zawsze spojrzymy na ten dziwny świat z idealnej perspektywy. Coś niesamowitego! W tym całym fikcyjnym wizerunku jest coś nienaturalnie naturalnego. Nie wiem, jak udało osiągnąć się taki efekt, ale trzeba po prostu zagrać w Journey, by tego doświadczyć.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler