Do zaliczenia mamy 10 odcinków na trasie z San Francisco do Nowego Jorku, w każdym po kilka wyścigów. Te dzielą się chociażby na zwykły rajd z kilkoma innymi kierowcami (liczy się tylko pierwsze miejsce), bitwy, gdzie w określonym czasie należy wyprzedzić przeciwnika i utrzymać prowadzenie do momentu, w którym licznik skończy odliczanie (do pokonania jest kilka osób w jednym przejeździe). Jest ściganie się z większymi kozakami i jazda na czas, ukryta tutaj pod postacią odrabiania strat. Czasem jeździmy spokojnie walcząc tylko ze sobą i resztą zawodników, czasem zdarza się, że musimy skądś uciec, a dodatkowo goni nas policja, albo mafia. Te momenty są bardzo fajnie zrealizowane. Z powietrza strzelają do nas z helikoptera, a na asfalcie dodatkowo próbują nas zdemolować. W ogóle cała gra jest pełna skryptów. Chyba pierwszy raz widziałem coś takiego w tym gatunku. Przejazd podczas lawiny już pewnie widzieliście, robi wrażenie, prawda? Jest jeszcze fragment, w którym śmigamy w tunelu metra, a tu nagle przed nami wyskakuje pociąg, skręcamy w prawo, a tu za nami jedzie kolejna maszyna, itd.. Dzieje się sporo, akcja momentami bardziej przypomina jakiegoś FPS’a, ale ma to też swoje wady.
Pod koniec singla zauważyłem dziwną sytuację, która wcześniej jakoś mi umknęła. Mianowicie, ściągając się z jedną z panienek, sytuacja wyglądała tak, że na początku rajdu, jak źle bym nie jechał, to i tak zawsze trzymałem się bardzo blisko swojego wroga. Zakręty na ręcznym pękały jak bańki mydlane, nic nie sprawiało problemów. Myślałem, że w końcu jakąś życiową formę załapałem, dopiero pod koniec zaczęły się problemy. Ręczny nie wchodził tak jak na początku, co chwilę wpadałem w poślizg, a babka nagle odstawiała mnie na dobrych kilka sekund. Oczywiście musiałem "układ" powtarzać kilka razy i za każdym było tak samo. Najśmieszniejsze, że po którymś z kolei, przez pierwszy etap rajdu jechałem tak wolno, że by mnie chłopaki jadące na dyskotekę tunningowanym „Poldkiem” wyprzedzili i wtedy do mnie dotarło. To skrypty zwalniały ładną panię tak, że na zakrętach niemalże stawała w miejscu. Sens takiego postępowania jest, no bo jakby to wyglądało, gdybym na samym starcie stracił szansę na wygraną? Zero emocji. A tak cały czas ktoś trzyma się blisko Twojej fury i masz wrażenie, że musisz dawać z siebie wszystko by zwyciężyć. To samo w ostatniej potyczce, w połowie włącza się skrypt, a do tego czasu równie dobrze możemy stać w miejscu, ewentualnie jechać 5 km/h, byleby tylko dotrzeć do pewnego punktu. Słaba zagrywka.
Jednak nie to jest najbardziej denerwującą rzeczą. Powtórki, czy tam przewijanie po nieudanej akcji, normalnie cały czas mam w głowie ten obrazek podczas wczytywania ostatniego checkpointu. Zazwyczaj w grach jest tak, że jak coś nie wyjdzie, to albo dojeżdżamy do mety na ostatnim miejscu albo program rzuca nas po wypadku z powrotem na drogę. Tutaj mamy kilka szans na poprawę swojej sytuacji, gdy wykorzystamy całą pulę, trzeba rozpoczynać od nowa. Na początku nic nam to nie robi, jednak widząc po raz któryś tam ten sam obrazek i czekając kolejne długie sekundy na załadowanie, no mało skóry z siebie nie zdarłem po kilku godzinach zabawy. Wkurzają też głupie błędy. W jednym przypadku mając na liczniku grubo ponad 200, wjeżdżamy w tył samochodu jakiegoś cywila (jeżdżą sobie takie przeszkadzajki) i oprócz zwolnienia i rys na karoserii nic się nie dzieje, ale jak już jadąc z dwukrotnie mniejszą prędkością, zahaczymy o blokadę policyjną, to albo czeka nas kraksa, albo wypchanie z trasy. Nie zawsze tak jest, ale się zdarza. Tak samo jakieś niewidzialne ograniczniki. Gdy nie mamy barierek po bokach ulicy, to lepiej nie próbować wyjeżdżać na pobocze. Śmigam po wiejskiej okolicy, niechcący wypadłem poza drogę i przejechałem po kukurydzy przez dobre kilkanaście metrów, nic się nie stało. Z drugiej strony bawiąc się na tym samym odcinku, podczas wchodzenia w zakręt, lekko wyjechałem (nawet nie połową auta) poza asfalt i trzeba było zaczynać od punktu kontrolnego. Bywa to tak denerwujące, że dyńka pęka.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler