Znany z jedynki bullet-time został podany w nieco odświeżonej formie. Generalnie, nadal możemy w dowolnym momencie wykorzystać tego typu udogodnienie, jednak tym razem jest ono nieco ograniczone. Przede wszystkim, aby móc użyć spowolnienia czasu, musimy na nie zasłużyć. Krótko mówiąc, odpowiednia ilość zabitych – szczególnie cenione są strzały w głowę – ładuje nam konto, które następnie opróżniamy włączając dopalacz refleksu. W pierwszej części wyglądało to tak, że naładowanie mogliśmy wykorzystać kiedy tylko nam się podobało. Tu również, z tą jednak różnicą, że po 60 sekundach nieodpalenia akcji, musimy swój bullet-time naładować ponownie.
Wychwalanie się skończyło, a teraz przyszła kolej na parę dotkliwych ciosów, jest bowiem niestety kilka rzeczy wołających o pomstę do nieba. Przede wszystkim, drażni mnie fakt, iż całą kampanię można przejść w raptem 7-8 godzin. Boli to tym bardziej, iż rozgrywka jest przednia. Sytuację ratuje nieco możliwość ukończenia zabawy na różnych poziomach trudności, a także zmiany postaci. I tu kolejny zarzut wobec twórców – gdzie jest tryb kooperacji? Przecież aż się prosi, aby braćmi kierować równocześnie. Wspólne wejścia, wzajemne osłanianie się i ostrzeliwanie wrogów w parze byłyby nad wyraz wciągające. Naprawdę szkoda, no ale cóż, widać nie było pomysłu na realizację tego aspektu. Kolejnym absurdem są wspomniane przeze mnie wcześniej sklepy, a w zasadzie ich umiejscowienie. Wielokrotnie odczułem, że zostały one wciśnięte na siłę. Przykładowo, toczy się walka w mieście, krew się leje, trup się ściele, a tu nagle drzwi i „tada” - sklep. Pan stojący za ladą już miał dostać kulkę, aż tu nagle hasło: „potrzebujesz broni?” Zgłupiałem, ale na telemarket nabrać się nie dałem. Można było nieco inaczej to rozegrać i rozsądniej rozplanować lokalizacje handlarzy. Kolejną rzeczą są praktycznie niezniszczalne powozy i konie. Nie widziałem, żeby wierzchowce rozwalały budynki, taranowały wszystko co staje na ich drodze, a czepiam się tego, gdyż cała produkcja jest bardzo realistyczna. Mały niesmak budzą także drobne błędy techniczne, których na szczęście, jak na produkt o takiej skali, jest mało i są całkowicie akceptowalne – wspominam z czystego, dziennikarskiego obowiązku.
Elementem przedłużającym rozgrywkę jest bez wątpienia multiplayer. To tu twórcy wprowadzili kilka nowinek. Przede wszystkim, za zabicie każdego oponenta otrzymamy pewną sumę pieniędzy. Im bardziej doświadczony gracz, tym więcej kasy zgarniemy. Ów system jest bardzo sprytnym posunięciem, niestety nie miałem okazji go przetestować i sprawdzić jak wygląda w rzeczywistości. Do naszej dyspozycji oddano 13 klas postaci, z których 5 znanych nam z części pierwszej jest dostępnych od razu – resztę musimy odblokować, wykupując je za gotówkę. Dodatkowo, każdą z klas możemy rozwijać pod względem motoryki oraz odporności na ogień, a także zaopatrywać w lepsze bronie. Co do samych trybów rozgrywki, oprócz klasycznego deathmatchu, mamy napady na banki i pociągi. Wszystko funkcjonuje jak należy i oferuje mnóstwo przyjemności.
Oprawa wizualna była mocnym atutem części pierwszej. Nie inaczej ma się sprawa z Call of Juarez: Więzy Krwi. Gra śmiga na autorskim silniku Chrome Engine 4, a odpowiednia jego optymalizacja i wykorzystanie pozwalają programistom i grafikom z Wrocławia generować obrazy najwyższej jakości. Świetnie zaprojektowane lokacje, bardzo szczegółowe modele postaci, sugestywna praca świateł i genialne widoki – ogólnie palce lizać. Efekty wybuchów, rozmycia pod wpływem słońca, zbliżenia i wszelkie inne zabiegi to po prostu wisienka na torcie. Na pochwałę zasługują także scenki przerywnikowe, których realizacja stoi na najwyższym poziomie – nie tylko wizualnie, lecz również od strony scenariusza oraz oprawy dźwiękowej. Co ważne, każdy filmik można pominąć. Dodajcie do tego wszystkiego bardzo dobrze zoptymalizowany kod, który pozwala na zabawę nawet na komputerach średniej klasy. Po prostu kawał świetnej roboty i tyle!
Dźwięk również trzyma wysoki poziom. Bardzo, ale to bardzo klimatyczna ścieżka muzyczna, przez cały czas zagrzewa do walki. Genialne brzmią także głosy lektorów i sposób w jaki wypowiadają swoje kwestie. Wszystkie odgłosy i efekty specjalne tworzą unikatową atmosferę, nadającą zabawie realizmu i kopa.
Podsumowując, Call of Juarez: Więzy Krwi to kolejny świetny polski produkt, obok którego nie można przejść obojętnie. Jest to bardzo dynamiczny FPS osadzony w realiach dzikiego zachodu, z ciekawą fabułą, mnóstwem świetnych rozwiązań, genialną wręcz mechaniką rozgrywki oraz wspaniałą oprawą audio-wizualną. Choć nie ustrzeżono się kilku niedociągnięć, gra jest naprawdę wyborna, tym bardziej irytuje więc jej krótkość. Odczuwam po prostu niedosyt i trochę jestem rozczarowany niewykorzystanym potencjałem. Koniec jednak biadolenia, panie i panowie, na koń, rewolwer w dłoń i ruszajcie na podbój dzikiego zachodu!
Genialna |
Grafika: Silnik graficzny Chrome Engine, z wersji na wersję generuje coraz wspanialszą oprawę wizualną. Aż strach pomyśleć co programiści Techlandu przygotują w przyszłości. |
Genialny |
Dźwięk: Dialogi nagrano naturalnie i sugestywnie. Muzyka i efekty specjalne również pasują do klimatu gry i nadają jej unikatowego charakteru. |
Świetna |
Grywalność: Choć nie wszystko działa jak powinno, miodność zabawy jest nieziemska. |
Świetne |
Pomysł i założenia: Wiele nowych rozwiązań czyni z gry jeszcze ciekawszą pozycję. Dobrze też, że każde z nich zaimplementowano sensownie i nie robią wrażenia wrzuconych na siłę. |
Świetna |
Interakcja i fizyka: Model fizyczny jest stosunkowo rozbudowany, a przez to, do likwidacji wrogów wykorzystujemy nie tylko broń, lecz również otoczenie. |
Słowo na koniec: Obok Call of Juarez: Więzy Krwi nie można przejść obojętnie. Dobrych gier jest mało, a jeszcze mniej takich, które rozgrywają się na dzikim zachodzie! |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler