Wieki temu, za siedmioma górami, dziesięcioma lasami, czterema morzami i dwoma wyspami, żyły sobie smoki. Smoki, jak to smoki zresztą, latały tu i ówdzie, czasem organizując jakieś ognisko integracyjne, ze smażonymi wieśniakami w postaci przekąski i pobliskim jeziorkiem na popitkę. Romantyczne spotkania przy wschodzącym księżycu, mecze poczwarzej piłki lotnej, całodniowe wylegiwanie się na przyjemnie przygrzewającym w łuski słoneczku i … achhh, te smoczyce topless. Boskie smoczyce topless. Jednym słowem, życie jak w Madrycie. Niestety, pewnego pięknego poranka jedna z pań – nie wiedzieć czemu – postanowiła się zbuntować i, jakby to szybko i zwięźle ująć, całą sielankę szlag trafił. Rozbestwiona Elga porządnie dała popalić wszystkiemu, co tylko śmiało się jej w jakikolwiek sposób sprzeciwić, początkując erę tysiąca lat głodu i pożogi. Na szczęście – choć nie wiadomo przez kogo, jakim cudem i kiedy – zbulwersowana smoczyca została wtrącona do lochu, gdzie pozbawiona swego ukochanego topless i przygrzewającego po cy …, yyyyyy, pier... wszej z brzegu nodze słoneczka, spędziła kolejny tryliard lat. Dość nieoczekiwanie, właśnie owy tryliard lat później, jesteśmy świadkami swoistego deja-vu. No, może z jednym małym wyjątkiem. Tym razem w głównej roli występuje kobieta. Paris, seksowna uwodzicielka rodzaju ludzkiego, pozazdrościła koleżance lakieru do paznokci i dając upust swemu gniewu, uwalnia zapomnianą już przez wszystkich smoczycę. Bo to zła kobieta była. I tak oto, dwa zdesperowane babsztyle – ziejąca ogniem poczwara i władająca magią kobieta – przemierzają krainę, wysyłając przeciwko biednym ludziom zastępy strasznych, żądnych krwi potworów. Ale co to? Do akcji wkraczają tabuny bohaterów, chętnych na mały trójkącik z dominującymi paniami. Niestety, selekcja jest dosyć ostra, choć nagroda bez wątpienia zrekompensuje trudy podróży oraz koszty ekwipunku. No to co, graczu? Broń w rękę i na smocze du..., znaczy się panie.
Ale co to? Owieczki, pniaczki, kolorowe pajączki? Przepraszam bardzo, ale czy scenarzysta nie pomylił czasem kolejnego poważnego MMO z bajką na dobranoc? Otóż, nie. Scenarzysta ma japońskie imię. Nazwisko też. Hmmm ... i nawet wygląda jak Japończyk. Zaskoczeni? Ja jakoś nie. Skośnoocy miłośnicy pałeczek i ryżu mają bowiem to do siebie, że uwielbiają wprowadzać w życie różne, na pierwszy rzut oka całkowicie poronione idee. A to wszystko tylko po to, by przez kolejne dziesiątki miesięcy zachwycać się nimi niczym mały, półmetrowy brzdąc, który odkrył właśnie, iż te kolorowe podłużne „cośie” o wiele lepiej wyglądają rozmazane na świeżo położonej tapecie. I wiecie, co w tym wszystkim jest najgorsze? Dzieciakowi da się jeszcze jakoś przemówić do rozsądku (tudzież przekupić 20-centymetrowym, kolorowym lizakiem). Japończykowi, niestety nie. Zaraz, zaraz. Czy aby koniecznie niestety? Może kolejna dawka jaskrawych barw, półmetrowych gałek ocznych, metroseksualnych bohaterów z trwałą na czubie, siedmiomilowych butów i piersiastych ladies, okaże się nieco bardziej strawna od miseczki niedogotowanego ry … Chwileczkę. Piersia … ten, tego, staaaaryyyyyy, nie widziałeś gdzieś mojego Rogatego Kasku Wikinga? Miecz Prawdy? … Tak, to on! No i co z tego, że od dekady nie widział WD-40? Zobaczysz, potnie jeszcze niejedną owieczkę. Achhhhhh, drodzy Państwo! Czas wyruszyć w przygodę życia! Bonjour Dragonica.
Każdy miłośnik pecetowych online'ówek wie doskonale, że liderem w ilości wydawanych tego typu gier są Azjaci. I trzeba przyznać, że idzie im to całkiem nieźle, aczkolwiek mocno specyficzny klimat rozgrywki z pewnością nie przypadnie do gustu każdemu. Nie muszę już chyba dodawać, że podobnie jest z opisywanym tytułem, który – co prawda – japońskimi dziwami nie szokuje, acz stanowi doskonały wręcz przykład standardowej, mangowej produkcji z Kraju Kwitnącej Wiśni. Jak gdzieś powyżej wspomniałem, bohaterowie wyglądem przypominają dyniastogłowych Hobbitów, a oprawa wizualna, praktycznie rzecz biorąc, nie różni się niczym od przekoloryzowanej dobranocki dla pięciomiesięcznych niemowląt. Do tego trzeba się po prostu przyzwyczaić. I basta. Gdy oczy przywykną już jednak do serwowanych przez naszych wschodnich braci specjałów, niejeden z graczy w mig spostrzeże, że ta cała Dragonica to w sumie całkiem smakowity kąsek. I do tego darmowy. Oczywiście, jak we wszystkich sieciówkach, także i tutaj pieniądze można przekuć na wirtualne kredyty. Ale to już inna bajka.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler