Choć twórcy Saints Row 2 zarzekają się, że ich dzieło nie jest kopią/klonem GTA – nie dajcie się zwieść. Wprawdzie może rzeczywiście do „czwórki” SR2 zbyt podobne nie jest, ale do Vice City czy San Andreas podobieństwo jest wręcz namacalne jak podłoga pod stopami. Oczywiście nie będę ganił panów z Volition Inc. za takie posunięcie – mieli stuprocentowe prawo zrobić coś takiego i nawet mieli szansę stworzyć coś lepszego, bo czemu by nie? Dobra, już dobra... nie oszukujmy się – nie zrobili niestety niczego fajniejszego, ale z drugiej strony – jakość ich produktu nie jest najgorsza, choć pozostawia trochę do życzenia...
Gra zaczyna się bezpośrednio po zakończeniu pierwszej części Saints Row. Ci co grali pamiętają: główny bohater został zdradzony i solidnie ucierpiał w wyniku zastawionej na niego pułapki, a mianowicie – sporej eksplozji. Zginąć jednak nie zginął, lecz zapadł w śpiączkę i przez okrągłe pięć lat, leżał na łóżku więziennego szpitala, w fikcyjnym miaście Stillwater. W końcu jednak przebudza się z tego niezbyt przychylnego stanu i... i od razu rozpoczyna ucieczkę z murów więzienia, by na nowo zacząć prowadzić swoje gangsterskie życie.
Nim jednak przystąpimy do ucieczki, wykreujemy sobie bohatera jakim pokierujemy. Tu trzeba przyznać, że autorzy oddali nam naprawdę fajne narzędzie: nic nie stoi na przeszkodzie, by stworzyć sobie ładnie zbudowanego, latynoskiego Armando rodem z Brazylijskiej telenoweli, seksowną blondynkę niczym z przybytku miłości, czy też podstarzałego, grubego koleżki, wyglądającego jak stereotypowy degustator piwa, który co wieczór celebruje mecz piłki nożnej. Możliwości jest tu praktycznie nieskończenie wiele: program przewiduje wpływ na praktycznie każdy wizualny aspekt postaci, więc można tu mieć naprawdę nie lada zabawę!
Gdy nasze alter ego będzie gotowe, przystąpimy do właściwej rozgrywki. Jak już było mówione – zaczniemy przygodę w szpitalnym więzieniu, zaraz po przebudzeniu ze śpiączki. Duże "naciągactwo" fabularne jest widoczne już na „dzień dobry”: obok naszego łóżka leży inny więzień, który to dał się dźgnąć nożem tylko po to, by pomóc nam w oswobodzeniu się i co najlepsze, żaden z nas nie jest ani związany, ani skuty. Panowie po krótkim obgadaniu sytuacji wstają ze swoich łóżek i starają się opuścić więzienne mury, kolejno eliminując napotkane przeszkody w postaci lekarzy czy strażników. Ale już mniejsza o takie drobiazgi, bowiem świadczy to jedynie o tym, iż Saints Row 2 nie posiada szczególnie poważnego scenariusza i jest grą raczej „luzacką”. Masa tu tekstów o „ziomalach” i „szacunie”, a i nawet wygląd Stillwater to jedna wielka karykatura gangsterskiego miasta, ponieważ można odnieść wrażenie, że składa się ono głównie z bandziorów i prostytutek. Nie należy oczywiście traktować tego jako minus – jak najbardziej może się podobać takie podejście do tematu i – mnie osobiście się podoba.
Ucieczka z kicia oprócz tego, że stanowi wstęp do historii Saints Row 2, to także jest swoistym samouczkiem: program pokaże nam tutaj w jaki sposób poruszać się naszym podopiecznym, jak skakać, kucać, przyspieszyć bieg, jak się bić, jak strzelać, prowadzić auto itp. Sterowanie jest bardzo intuicyjne i nie wymaga od nas szczególnej praktyki, ale i tak ten kurs nieco przyspiesza zapoznanie się z grą.
Już na początku przekonamy się, jak prezentuje się tu motyw zadymy. Przede wszystkim, fajnie wygląda walka wręcz: używając dwóch przycisków łączymy ataki w widowiskowe i śmiertelne kombinacje. Rzecz jasna, nie tylko pięściami będziemy walczyć: oddano nam do użytku cały arsenał pałek, młotków, noży, pił mechanicznych, pistoletów, karabinów maszynowych, strzelb, wyrzutni rakiet, granatów... Jak widać, zestaw to pokaźny. A jeśli nic konwencjonalnego nie mamy pod ręką, sięgniemy po tzw. „broń improwizowaną”, czyli wszelkiego rodzaju krzesła, słupki czy cegiełki, które posłużą nam za narzędzie mordu.
Co widać na pierwszy rzut oka, Saints Row 2 posiada wyjątkowo niski poziom trudności. Niewiele zrobić nam może nawet kilkunastu, dobrze wyposażonych policjantów: nasz pasek zdrowia bardzo wolno się obniża od przyjętych pocisków, ale za to my wszystkich oponentów eliminujemy ze skutecznością wręcz ekstremalną! A już nie wspomnę o szybkości z jaką wybuchają samochody, do których otwieramy ogień... Wręcz można by rzec, że wszystkie zrobione są z łatwopalnej blachy! Możemy więc poczuć się naprawdę potężni, bowiem mało co jest w stanie nam zagrozić. I czy to źle? Jak dla mnie – nie, jeżeli ktoś lubi produkcje proste. Z czasem jednak może rzeczywiście być nieco denerwujący fakt, że gra nie stanowi żadnego wyzwania, ale – to już wedle gustu.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler