Wbrew legendom, Puszka Pandory to nie tyle pojemnik kumulujący w sobie wszystkie nieszczęścia tego świata, a potężne urządzenie, którego otwarcie spowoduje uwolnienie potężnych mocy. Puszka jednak, na przełomie wielu stuleci zaginęła i odnalazła się dopiero w czasach współczesnych, by spocząć w Nowojorskim muzeum. Pewni wpływowi, żądni władzy i potęgi ludzie, nie chcą zostawiać jej na pastwę losu, a pragną ją zdobyć dla siebie. Niejaki Charles Decard (główny bohater gry), złodziej dzieł sztuki, zostaje wynajęty do kradzieży Puszki. Gdy już zakrada się do muzeum i staje z nią „twarzą w twarz”, robi największą głupotę w swoim życiu: otwiera ją, uwalniając złe siły... przez Nowy Jork przechodzą potężne fale uderzeniowe, niebo spowija się mrocznymi kolorami, w przestworzach latają gryfy, a po ziemi stąpają inne stworzenia, siejąc popłoch i zniszczenie... Apokalipsa puka do drzwi! Nasz bohater postanawia naprawić swój błąd i przywrócić na świecie ład i porządek. Czy się to uda? To zależy tylko od nas...
Legendary jest klasyczną grą FPS, której mechanika jest bardzo typowa dla tego typu produkcji. Patrząc oczami naszego głównego bohatera przemy przed siebie, eliminując kolejne zastępy atakujących nas oponentów. Zarys fabularny produkcji jest nienajgorszy, choć dość szybko można poczuć, iż wszelkie intrygi są tu mocno naciągane i na dłuższą metę – mało ciekawe. Z przykrością też muszę stwierdzić, że gra ma w zasadzie aż do samego końca tendencję spadkową i poza paroma wzniosłymi chwilami, jest raczej kiepska i z całą pewnością nie przysporzy nam zbyt wiele pozytywnych emocji.
Początek gry jest niezły, nie powiem. Nowy Jork ogarnia pożoga zniszczenia, wszystko w koło się wali, wybucha, ludzie giną garściami, wszędzie odczuwalna jest mistyczna energia, a na domiar złego – różne bestie sieją grozę w całym mieście. Na niebie widać wiele ogromnych gryfów, a z ruin miasta i zniszczonych samochodów formułuje się olbrzymi golem... Początek naprawdę daje nadzieje na co najmniej przyzwoity produkt. No cóż, złudne to niestety marzenia – wystarczy spędzić parę chwil z Legendary by wiedzieć, że jest to produkt bardzo schematyczny i nudny. Pierwsze, dobre wrażenie szybko ustępuje monotonnym poziomom, które w krótkim czasie przestają czymkolwiek zaskakiwać i bawić.
I choć śmiało można twierdzić, że shooter może być schematyczny („byle by się tylko fajnie strzelało!”), to Legendary jednak nie gwarantuje zbyt dużej przyjemności z eksterminacji kolejnych stworów. Akcja zrealizowana jest tu w sposób nudny i nawet na krótszą metę – męczący. Faszerowanie ołowiem naszych przeciwników nie jest w zasadzie w ogóle widowiskowe: kule zostawiają raczej mizerne efekty na ciałach wrogów, a często nasi oponenci na strzały w ogóle nie reagują: jedynie w odpowiednich sytuacjach np. się zachwieją. Czułem się trochę, jakbym strzelał do ściany która w pewnym momencie po prostu „umiera”.
Spróbowano dołożyć tu garść brutalnych elementów, w celu zwiększenia widowiskowości gry: odpadające głowy, krew tryskająca z kończyn... Cóż, mogło by się to wydawać fajne, ale tutaj efekt jest totalnie mizerny, a wręcz – śmieszny. Doprawdy – o ile „strzelanie” samo w sobie z reguły jest fajne, to tutaj przedstawia się bardzo kiepsko...
Nieco kłopotliwe jest także sterownie. I nie mówię tu o złym rozmieszczeniu przycisków itp., bo tu wszystko jest w sumie w porządku. Ale są pewne sytuacje, w których na sterowności możemy mocno się przejechać. Dajmy na to, np. czułość myszy. Bardzo się ona zwiększa w momencie, gdy włączamy tryb celowania z broni (tj. przyłożymy ją do oka). Nie muszę mówić, jak bardzo to niewygodne i niepraktyczne: nagle ekran przesuwa się tak szybko, że nie ma praktycznie mowy o jakimś sensownym wycelowaniu! Inną bolączką, są także zwyczajne skoki. Gdy poruszamy się normalnym tempem i wciśniemy klawisz „skoku”, Decard ledwo odrywa się od ziemi. W momencie jednak, gdy zrobimy to podczas sprintu – cóż, można by pomyśleć, że zamiast zajmować się złodziejką, powinien jechać na olimpiadę! Lata tak daleko, jakby nagle grawitacja zamieniła się na Marsjańską!. Przez to oczywiście, czasem bardzo ciężko odpowiednio wymierzyć skok, co często kończy się upadkiem z wysokości. Masakra!
Dzięki tajemniczej więzi Decarda z Puszką Pandory, nasz bohater może korzystać z magicznej energii, która pomoże mu w walce z siłami zła. Nie spodziewajcie się jednak fajerwerków: Decard może jedynie wykorzystać ją do leczenia się, oraz do odpychania wrogich stworzeń. Do zdolności Rycerza Jedi nieco mu więc brakuje... I o ile ta pierwsza umiejętność jest z oczywistych względów przydatna, to ta druga – już nieco mniej.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler