Na Spore gracze musieli czekać wiele lat. Produkcja pokazana pierwszy raz w 2005 roku już wcześniej była zapewne w developingu. Teraz, trzy lata później mamy ją wreszcie na swoich komputerach. Mini wszechświat ożywa na naszych oczach, a ilość elementów nad którymi gracz sprawuje kontrolę przyprawia o zawrót głowy.
Początkowo, wykreowany w mojej głowie wizerunek gry Spore przypominał słynną serię The Sims. Myślałem, że po prostu ponownie zajmiemy się pilnowaniem Simów, aczkolwiek tym razem nie będą to przedstawiciele gatunku homo-sapiens lecz różne dziwadła pochodzące z najodleglejszych zakątków kosmosu. W miarę upływu czasu moje zdanie oraz wyobrażenie Spore całkowicie się zmieniło. Ostatecznie okazało się, że produkcja ma niewiele wspólnego z The Sims. W zasadzie jedynym dużym podobieństwem jest fakt, że nad oboma projektami pracował, znany w growym świecie Will Wright.
Zabawę ze Spore zaczynamy od pierwszego etapu ewolucji. Pływamy sobie jakimś dziwnie wyglądającym pokurczem w pierwotnej zupie, czyli oceanie pełnym różnych składników odżywczych. Składników, dzięki którym powstało życie na naszej planecie. Etap pierwszy spędzamy w ciele jednokomórkowego organizmu i staramy się zbierać pływające dookoła fragmenty DNA. Od razu rzuca się w oczy fakt, że nasza pokraka może być roślino lub mięsożerna. Wszystko zależy oczywiście od tego, czym będziemy ją żywić. Pierwotny ocean to nie tylko ogromny bufet, lecz również miejsce pełne niebezpieczeństw. Dlatego też naszego jednokomórkowca musimy pilnować jak oka w głowie i starać się unikać niejednokrotnie większych drapieżników. Do walki stawać możemy dopiero wtedy, gdy nasza bestia dostanie swoje pierwsze upgrady umiejętności oraz powiększy nieco rozmiary. Wszelkie zmiany genetyczne obrazuje znajdujący się na dole ekranu pasek postępu. Kiedy dochodzi on do końca powstają nowe połączenia w naszym mózgu, komórki zaczynają się dzielić i otrzymujemy np. jadowity kolec.
Finałem pokazów pływackich są gody, do których przystępujemy gdy uznamy, że nasz podopieczny gotowy jest posiadać potomstwo. Rezultatem zalotów jest jajo, stanowiące kolejny krok ewolucji. Kiedy do niego dochodzimy pojawia się naszym oczom swego rodzaju edytor, pozwalający zmodyfikować cechy naszego potomka. W taki oto sposób nabywamy nowe umiejętności i zmieniamy te wcześniej pozyskane, wybierając przy okazji charakter kolejnego łańcucha drzewa genealogicznego. Wybór związany jest z byciem dobrym, złym, lub gdzieś pomiędzy obiema wartościami granicznymi. Oczywiście na ekranie nie pojawia się żadne wyjaśnienie, decydujemy jedynie czy chcemy być roślinożercą, czy też mięsożercą. Następnie czy będziemy polować, czy może żywić się w jakiś inny sposób. Opcji jest bardzo dużo, a od tego w jaki sposób gramy, zależy przyszłość całej naszej cywilizacji. Agresywni prekursorzy otrzymają w przyszłości zdolności ofensywne, Ci spokojniejsi będą natomiast lepszymi dyplomatami. Wszystkie te umiejętności przydatne są po wyjściu z zupy pierwotnej i udaniu się na ląd.
Kolejne cztery etapy rozgrywki przechodzimy już na lądzie. Najpierw zajmujemy się tylko sobą, realizując fazę stwora. To tutaj skupiamy się na swoim wyglądzie, dodatkowych cechach oraz umiejętnościach. Gra przypomina wówczas typowe produkcje akcji, w których głównego bohatera obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby. Zadaniem gracza jest ,podobnie jak w pierwszym etapie, wędrowanie i jedzenie. Tutaj też po raz pierwszy rzuca się w oczy fakt, że rozgrywka przez cały czas pielęgnuje jeden, ukazany na początku schemat. Wprowadza co prawda cały czas nowe elementy oraz modyfikuje sposób przebiegu akcji, nie jest to jednak wystarczające. Bowiem po pewnym czasie gra robi się nieco nudnawa. Nadzieja pozostaje w różnego rodzaju dodatkach i modyfikacjach, które powinny wprowadzić do gry różnorodność. Być może dlatego Spore robi wrażenie szkieletu, a nie w pełni rozbudowanej gry. Electronic Arts słynie przecież z tego, że lubi ciągnąć swoje serie całymi dekadami.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler