Zwykło się mówić, że dopóki ludzie będą ze sobą walczyć, tak długo wszelkiego rodzaju scenarzystom czy producentom nie zabraknie pomysłów na kolejne projekty związane z ową tematyką. Poziom eksploatacji najtragiczniejszych w skutkach wydarzeń w dziejach, do jakich bez wahania każdy zaklasyfikuje okres II wojny światowej, jest tu chyba najtrafniejszym przykładem. Nikt nie powiedział jednak, że szeroko pojęta fabuła produkcji mówiących o konfliktach zbrojnych, musi być ściśle powiązana z rzeczywistymi wydarzeniami. I tak – ku przestrodze ludzkości i w ramach swoistego urozmaicenia – poczęto tworzyć niektóre nowości w oparciu o pytanie „ co by się stało, gdyby…?”. W domyśle mam oczywiście przedstawienie przebiegu i wyników nierozważnych poczynań człowieka, ujętych w postaci futurystycznej, bądź – całkiem popularnej ostatnimi czasy – alternatywnej historii. Dość wymienić ukończony niedawno Turning Point: Fall of Liberty - ukazujący mroczną wizję istnienia III Rzeszy po 1945 roku – czy World in Conflict, czyli obraz tego, co czekałoby nas, gdyby doszło do bezpośredniego starcia USA i Związku Radzieckiego, w okresie Zimnej Wojny. Co ciekawe, z omawianym w recenzji produktem od razu skojarzyła mi się doskonała i kultowa seria RPG – Fallout, z akcją osadzoną w postapokaliptycznym świecie, w kilkadziesiąt lat po wybuchu III wojny światowej. Podobieństwa naturalnie sprowadzają się jedynie do treści, gdyż formą Frontlines: Fuel of War w niczym nie ma prawa przypominać arcydzieła nieistniejącego już Black Isle. Kończąc już te bezowocne dywagacje, skupmy się na faktach związanych z charakterystyką programu.
Najważniejszą informacją o świecie, w jakim osadziło gracza Kaos Studios, zostaje wypowiedziana już w początkowym, nieco przydługim wprowadzeniu – ludzkości kończyła się ropa. Związana z tym droga do globalnej katastrofy zaczęła się dość błaho – od kolejek na stacjach benzynowych. W połowie roku 2008 sytuacja zyskała niestety na powadze, bowiem nastał okres kryzysu energetycznego, a w kilka lat później świat nawiedziły epidemie i głód. Na ulicach stopniowo zaznaczała się dominacja przestępczości, a zdesperowane społeczeństwa nie bardzo wiedziały do kogo zwrócić się o pomoc. Znane nam dzisiaj okolice po prostu zdziczały i staczały się coraz niżej, ku totalnemu upodleniu i zatraceniu jakichkolwiek wartości. Reakcją na stale pogarszającą się sytuację gospodarczą planety, było utworzenie się dwóch bloków politycznych, przypominających nieco te, z okresu istnienia „Żelaznej Kurtyny”. Inicjatorami tego podziału stali się sprytni Rosjanie i nie mniej pomysłowi Chińczycy, wspólnie doprowadzając do powstania Sojuszu Czerwonej Gwiazdy. W odpowiedzi na tę decyzję, Stany Zjednoczone oraz kraje wchodzące w skład Unii Europejskiej utworzyły Koalicję Zachodnią, a glob po raz kolejny podzielony został na dwie strefy wpływów. Dopełnieniem i zarazem ostatecznym następstwem podjętych przez mocarstwa kroków, stało się rozpoczęcie wymierzonych w siebie nawzajem działań militarnych w 2024 roku, mających na celu podporządkowanie sobie ostatnich bogatych w złoża czarnego złota terenów, położonych na bliskim wschodzie. Tak pobieżnie można przedstawić zaserwowaną nam przez twórców fabułę, relacjonowaną w grze przez reportera wojennego, towarzyszącego oddziałowi „bezdomnych psów”. Sami zresztą do tej grupy żołdaków przynależymy i wspólnie z nimi odwiedzamy najróżniejsze lokacje – od Turkmenistanu po Moskwę.
Kampania dla pojedynczego gracza zawarta została w 8 rozdziałach ( z czego jest 7 grywalnych, a jeden to film początkowy), zajmujących w zależności od wybranego poziomu trudności od 8 do 10 godzin z życia odbiorcy. I choć nie jest to zbyt imponujący wynik, to bez wątpienia tylko i wyłącznie ze względu na to, że program skrzydła rozwija dopiero w trybie wieloosobowym. Ale o nim później. Generalnie, w trakcie trwania misji w single playerze, zobligowani zostajemy do wykonania szeregu zadań w określonych punktach mapy. Zazwyczaj chodzi tu o zwyczajne zdobycie strategicznego sektora pola bitwy czy wysadzenie czegoś, co mogłoby przydać się później nieprzyjacielowi. Naturalnie nie tylko o to, ale właśnie tego typu wytyczne zdecydowanie wybijają się przed szereg. Co okazuje się dość przemyślanym, ale równocześnie wyolbrzymionym w zapowiedziach rozwiązaniem, pozostawiona została pewna doza swobody i dowolności w wybieraniu i podchodzeniu do instrukcji płynących od dowództwa. Rzeczywiście, jesteśmy w stanie wedle własnego widzimisię próbować się z nich wywiązywać, jednakże w rezultacie i tak trzeba wykonać je wszystkie, aby przejść do dalszego etapu zmagań. Wiąże się to jednocześnie z przesuwaniem tytułowej „linii frontu” w głąb wrogiego terytorium i, cytując pewnego nazistowskiego przywódcę III Rzeszy Niemieckiej, „zdobywaniem przestrzeni życiowej na wschodzie”.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler