IL-2 Sturmovik: 1946 (PC)

ObserwujMam (8)Gram (3)Ukończone (0)Kupię (2)

IL-2 Sturmovik: 1946 (PC) - recenzja gry


@ 10.05.2008, 00:00
"Nielat"

Robić coś cyklicznie to sztuka. Wydawać kolejne części filmów, seriali, gier czy książek tak, aby traktowały one o tej samej (choć nie koniecznie) tematyce, a jednak nie pożerały własnego ogona, to osiągnięcie ogromne.

Robić coś cyklicznie to sztuka. Wydawać kolejne części filmów, seriali, gier czy książek tak, aby traktowały one o tej samej (choć nie koniecznie) tematyce, a jednak nie pożerały własnego ogona, to osiągnięcie ogromne. Przykładem, swego rodzaju cykliczności jest seria symulatorów IŁ-2 (jest to nazwa radzieckiego samolotu, tudzież owa „dwójeczka” nie oznacza kolejnego epizodu). Gra jak była, tak nadal jest swoistym bogiem, niedoścignionym „totemem” wśród profesjonalnych, drugowojennych lataczy. Z przykrością jednak stwierdzam, że powoli acz konsekwentnie zaczyna się powtarzać, a wśród jej pliki wkradła się monotonia. No, ale wszystko po kolei...

Omawiany IL-2 Sturmovik 1946 nie tyle opowiada, co przedstawia nam historię znacznie odstępującą od tej, znanej miłośnikom II wojny światowej. Jak mówi nam tytuł, jest rok 1946, wojna wciąż trwa. Alianci dostali srogie lanie na plażach Normandii, kamraci zza Wołgi nie zdołali przeskoczyć głębokich okopów na linii frontu, a Europa pokornie poddała się III Rzeszy. Nastąpiły jednak pewne zmiany systemowe. Führer zginął w zamachu, a do władzy dorwali się renegaci, ze świeżymi umysłami i talią asów w rękawie. Zapytacie, jak te wszystkie wydarzenia mają się do niebios, które penetrujemy w każdym odcinku Sturmovika? Stosunek odnajduje olbrzymi. Alternatywa przysłużyła się nie tylko opowiastce, ale co najważniejsze i samym maszynom, czyli jakby nie patrzeć esencji tego tytułu. Od ciepłych wybrzeży Portugalii po front wschodni, inżynierowie na usługach niemieckiej armii chwycili ołówki i zaczęli przelewać swą myśl techniczną na papier. Wylizujące rany państwa alianckie również zmobilizowały paru twardogłowych do pracy. To właśnie dzięki wysiłkowi ich pracy możemy stanąć za sterami przeróżnych maszyn, które to były w planach budowy czy też zaistniały w umysłach programistów Maddox.

IL-2 Sturmovik: 1946 (PC)

Musze wspomnieć o tym, że gra, którą raczył wypromować Ubisoft jest symulatorem z najwyższej półki. Oczywiście, może spodobać się każdemu, ale nie każdy może w nią pograć z należytą satysfakcją. Dobry kontroler lotu to podstawa. Inwestując z Iła (prawie stówkę) zachodzi potrzeba załatwienia sobie w jakikolwiek sposób joysticka. Wykrzyczmy to razem: Klawiatura odpada!

No ale zakładamy, że posiadasz super ekstra joy i masz ochotę sobie polatać. Nic trudnego. Gra się szybko instaluje, sama dostosowuje się do parametrów komputera tak, aby przyjemność zeń płynęła jak największa. Używam określenia „gra” bo jest poręczniej. Należy się jednak sprostowanie. „1946” to dodatek do poprzednich części, które to również zamieszczone zostały na jednym krążku DVD. Skromnie, prawda? Jedna płyta, cztery gry. Dziwi mnie, jak zdołali tam upchać tyle plików. Dziwi, acz nie przeszkadza. Znalazło się miejsce dla IŁ-2, Forgotten Battles wraz z Ace Expansion Pack, Pacific Fighters no i oczywiście „1946”. Dużo tego Panie i Panowie, oj dużo. Warte wzmianki jest to, że do prawie każdej z gier dołączono parę pomniejszych dodatków. Dla maniaków: Operation Barbarosa zostało wykluczone ze względu na niski stopień dopracowania. Ale kto by się przejmował takimi detalami kiedy mamy pod ręką blisko 230 maszyn! Naliczyłem 32 nowinki. Przyznam, czasem są one dosyć zaskakujące. Na przykład myśliwiec, w którym rozwiązania techniczne wykluczają siebie na wzajem. Na dziobie mamy śmigło, zaś z tyłu maszyny umocowany został silnik odrzutowy. Jedno do drugiego ma się ni jak. Miałem okazje przelecieć się również „czymś”, to dobre określenie. Kształtem przypominało rakietę, pionowy start itp., ale mniej więcej w połowie oplecione było swego rodzaju pierścieniem z lotkami, niezastąpionymi w utrzymywaniu kontroli nad maszyną. Latało się tym dosyć „nietypowo”. Cóż, zawsze mogę to dopisać do kolejnych życiowych doświadczeń. Mam nadzieje, że nikt nie będzie mi miał za złe, jeśli nie sypnę tu garścią nazw samolotów, którymi można oblatywać niebiosa nad polem bitwy. Mówi komuś coś nazwa Ar 234 Blitz? No właśnie...


Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?