
Premiera The Midnight Walk przeszła bez większego echa i trochę trudno się temu dziwić – każdego miesiąca jesteśmy zalewani falą kolejnych tytułów, a gry które pozbawiono szerszego wsparcia działu marketingu, często nie są w stanie wybić się na powierzchnię. Tak zapewne było w przypadku recenzowanego dziś tytułu, który okazuje się pozycją mocno intrygującą, ale jednocześnie skierowaną do dość wąskiego grona odbiorców. Dlaczego? O tym w recenzji.
The Midnight Walk to gra przygodowa z elementami horroru, w której wcielamy się w postać określaną jako The Burnt One. Tyle można napisać o samym bohaterze i trudno dodać tutaj coś więcej – ten bowiem pozostaje tajemniczo niemy, a my przez całą rozgrywkę widzimy jedynie powykręcane i wysuszone dłonie tajemniczego protagonisty. Facet najzwyczajniej na świecie chwilę wcześniej wstał z grobu, pożyczył oczy i uszy od innej istoty i wyruszył przed siebie.
The Burnt One przemierza przez tajemniczy świat gry wraz z drugim bohaterem, przypominającym chodzący garnek Potboyem. Nasz towarzysz to nic innego jak żywa ognista latarnia, która zarazem okazuje się kluczem do przetrwania w mrocznym świecie gry i przywrócenia światła. W tym celu wyruszamy w wędrówkę, mającą na celu doprowadzenie Potboya do tajemniczej Księżycowej Góry. Zanim tam dotrzemy, napotkamy liczne postacie, które w mniej lub bardziej oczywisty sposób zaznajomią nas z dziwnym, mocno abstrakcyjnym światem gry.
Uniwersum The Midnight Walk jest bardzo nieprzyjazne, a jednocześnie niemal całkowicie spowite przez ciemność. Jakby tego było mało, lokacje patrolowane są przez przerażające Pełzacze i inne potworności, których należy za wszelką cenę unikać. Nie pomaga nam w tym nasz ognisty towarzysz, okazujący się łakomym kąskiem dla oponentów, za wszelką cenę chcących zgasić płonący w nim ogień i przywrócić mrok, jednocześnie zaspokajając swój ognisty głód.
Rozgrywka łączy przemierzanie kolejnych, mocno korytarzowych plansz i rozwiązywanie napotkanych łamigłówek. Podstawowe mechaniki opierają się na korzystaniu z żywiołu ognia – po drodze porozrzucano pudełka z zapałkami, które pozwalają rozświetlić mrok czy zapalić pobliską świecę. Z czasem natrafiamy na bardziej skomplikowane kombinacje – musimy np. zapalić kilka świeczek żeby otworzyć wrota do kolejnej planszy, dostajemy też specjalny pistolet pozwalający strzelać zapałkami na odległość. Regularnie korzystamy też z uprzejmości naszego towarzysza, który chętnie wykonuje polecania i samodzielnie roznieca ogień.
The Burnt One potrafi przejść myślami do innego świata, zamykając oczy. Wówczas postać słyszy tajemnicze głosy, będące w stanie nakierować go do celu. Dzięki temu możemy usunąć m.in. przeszkadzające obiekty, które znikają po wprawnym zlokalizowaniu kierunku dobiegającego dźwięku. W dalszych etapach dochodzą jeszcze inne możliwości, ale gra jest na tyle krótka (przejdziecie ją w 7-8h), że lepiej poznać je samemu by być choć nieco zaskoczonym.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler