
Ostatnie lata to jednocześnie wzloty i lekkie upadki cyklu Call of Duty, spowodowane głównie swego rodzaju zastojem. Od momentu wydania Modern Warfare w 2019 roku, kolejne odsłony najpopularniejszej wojskowej strzelanki na rynku oferują w gruncie rzeczy bardzo podobny gameplay, z dość subtelnymi zmianami. Dość powiedzieć, że ubiegłoroczne Modern Warfare III nie było złą strzelanką, ale wiele rzeczy robiło kalka w kalkę tak samo, jak swój poprzednik – czyli udane Modern Warfare II - tylko na mniejszą skalę. Jednocześnie twórcy przygotowali mizerną, piekielnie krótką kampanię fabularną, co nie spodobało się graczom płacącym za grę przeszło 350 zł.
Tymczasem jesteśmy świeżo po premierze Call of Duty: Black Ops 6, czyli pierwszego CoD-a wydanego po przejęciu marki przez Microsoft. Jest to zarazem także pierwsze Call of Duty, które już na premierę zadebiutowało w abonamencie, a mowa oczywiście o usłudze Game Pass. Czy najnowsza odsłona wyróżnia się czymś jeszcze na tle powtarzalnych poprzedników? O tym w poniższej recenzji.
Zacznijmy od kampanii, która szczęśliwie tym razem jest dłuższa i znacznie ciekawsza, niż w MW III. Choć bez wątpienia mało kto kupuje Call of Duty dla samej kampanii, to płacąc niemałą kwotę za grę oczekujemy, by była ona w grze obecna. W tym roku wątek fabularny został podzielony na 11 misji, które tym razem osadzono w ciekawych klimatach szpiegowskich operacji. To chyba pierwsze Call of Duty, gdzie strzelanie tak ochoczo połączono z sekwencjami skradankowymi – co jednym się spodoba, a innym nieco mniej. Na szczęście twórcy nie przegięli w żadną ze stron, więc działania po cichu kontrastują z klasycznym dla serii gameplayem.
Historia osadzona jest w latach 90. XX-wieku, nawiązując do słynnej operacji Pustynna Burza, a także wątków poruszanych w poprzednich odsłonach cyklu. To co zaskakuje najbardziej, to różnorodność wątków, ale przede wszystkim – wydarzeń w których bierzemy udział. W jednym momencie urządzamy krwawą rzeź w kasynie, by chwilę później infiltrować bazę wroga i podkładać w niej bomby, a w jeszcze innej misji bierzemy udział w szturmie na pałac Saddama Husajna. Miejscami widać nawet, że twórcy czerpali inspirację z innych serii – misja w podziemnym laboratorium gęsto usianym złowrogimi manekinami budzi skojarzenia z Resident Evil, a wybrane motywy prezentowane na ekranie mogą budzić skojarzenia z BioShockiem czy Control. Przy okazji lekko podnosząc dawkę adrenaliny w naszym ciele... Widać też, że to gra skierowana raczej do dojrzałego i uważnego odbiorcy, co w dobie dzisiejszego „ugrzeczniania” gier czy filmów, należy bez wątpienia docenić.
Fabularnie trudno doszukiwać się tutaj jakichś głębszych wątków skłaniających do rozważań po ujrzeniu napisów końcowych (do których dobrniemy po około 7h rozgrywki), ale przygotowane na potrzeby gry dialogi zrealizowano poprawnie i jak najbardziej pasują one do wojennego kina akcji. Największe wrażenie, jak już wspomniałem, robi różnorodność samych misji. Nawet jeśli fabuła nas nie porwie, to akcyjny rollercoster zapewnia odpowiednią dawkę emocji i atrakcji.
Z dodatkowych atrakcji można też wymienić Wieżę, czyli swego rodzaju bazę wypadową którą odwiedzamy między misjami. Ostatnio coraz więcej gier korzysta z podobnych rozwiązań, więc twórcy Call of Duty najwidoczniej postanowili "płynąć na fali". W samej Wieży mamy możliwość porozmawiania z członkami zespołu czy wydawania zgromadzonej w trakcie rozgrywki kasy na rozmaite ulepszenia, itp. Jest też kilka zagadek do rozwiązania, a nawet możliwość powtarzania misji w celu wykręcenia lepszych wyników. Nic odkrywczego, ale na plus.
To co mi się nie do końca podobało na przestrzeni całej rozgrywki, to dość kiepskie wykorzystanie epoki. Miejscami czuć, że akcja ma miejsce przeszło 30 lat temu, ale jeśli oczekujecie gęstego klimatu charakterystycznego dla czasów tuż po Zimnej Wojnie, to nie wylewa się on przesadnie z ekranu. Jeszcze gorzej jest w trybie sieciowym, w którym biegają modyfikowane robo-truposze, a gracze dzierżą kolorowe abstrakcyjne bronie wymyślone przez jakiegoś szalonego naukowca.
Wśród innych minusów kampanii można nadmienić też mocno umowną destrukcję otoczenia, która praktycznie nie istnieje. Trudno bowiem nazwać możliwość niszczenia szyb czy doniczek, ewentualnie pojedynczych drewnianych konstrukcji, destrukcją otoczenia. Jak na taki budżet i możliwości, jakimi dysponują twórcy Call of Duty, wypada to blado na tle całości i trzeba o tym wspomnieć. W ogólnym rozrachunku tryb fabularny oceniam jednak pozytywnie i choć nie kupiłbym gry wyłącznie dla niego, to stanowi bardzo solidne uzupełnienie całości.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler