Wydana kilka lat temu gra Frostpunk okazała się bardzo solidnym RTS-em, wnosząc jednocześnie do gatunku sporo świeżych i ambitnych rozwiązań. Gra angażowała nie tylko ciekawymi mechanikami i nieco inną, niż u konkurencji koncepcją, ale też gęstym i zarazem mroźnym klimatem czy dającymi do myślenia historyjkami. Zmuszającymi niejednokrotnie do podejmowania trudnych decyzji. Tymczasem na horyzoncie pojawiła się kontynuacja, Frostpunk 2. Dziś odpowiemy sobie na pytanie, czy warto się nią zainteresować.
Choć na pierwszych prezentacjach Frostpunk 2 wyglądało bardzo podobnie do swojego pierwowzoru, to już po kilkunastu minutach zabawy zdałem sobie sprawę z tego, że to nie jest ta sama gra podana w nieco innym opakowaniu. Developerzy z 11 bit studios nie spoczęli na laurach, czego efektem jest dość gruntowne przemodelowanie rozgrywki, o czym za chwilę.
Akcja Frostpunk 2 ma miejsce 30 lat po wydarzeniach, jakie wieńczyły pierwszą odsłonę. W świecie gry przeminęło zagrożenie totalnej śnieżnej apokalipsy, a choć zimno nadal jest głównym wrogiem, to ludzie sprawniej radzą sobie z życiem w skutej lodem i przykrytej białym puchem rzeczywistości. To jednak pociągnęło za sobą konsekwencje – poszczególne frakcje zaczęły ze sobą rywalizować, a o dawnym zjednoczeniu nie ma mowy. Gracz tymczasem wciela się w funkcję Namiestnika, tracąc tym samym dotychczasową absolutną władzę. Od teraz musimy liczyć się z głosem reprezentantów poszczególnych frakcji zasiadających w Radzie, których przedstawiciele przegłosowują kolejne ustawy i uchwały. Jak to najczęściej w demokracji bywa, naszym zdaniem jest znalezienie złotego półśrodka – słuchanie jednych, ale dogadywanie się także z drugimi. Często prowadzi to do obiecywania złotych gór, ale względem polityki z prawdziwego życia jest tutaj jedna istotna różnica – te obietnice musimy w grze spełniać...
Trzeba przyznać, że system Rady to ciekawa nowość, dość istotnie wpływająca na przebieg rozgrywki w Frostpunk 2. Czeka na nas wiele trudnych decyzji, których konsekwencje czasami trudno przewidzieć. Polityka to nie jest łatwy kawałek chleba, i nie inaczej przedstawia ją rodzima strategia. Należy zachować ostrożność, bo źle uchwalona ustawa może z czasem pogrążyć całą osadę.
Wspomniane zmiany w rozgrywce sprowadzają się przede wszystkim do przemodelowania jej skali. Podczas gdy w pierwszym Frostpunku budowaliśmy pojedyncze domki dookoła cieplnego reaktora, tak w kontynuacji stawiamy już głównie całe dzielnice, podzielone na kilka kategorii i od siebie zależne. Zaczynamy od rozkucia lodu za pomocą potężnych lodołamaczy, a następnie wybieramy kilka leżących koło siebie hexagonów, które chwilę później zamieniają się w jedną z kilku specjalistycznych dzielnic: wydobywczą, mieszkalną, spożywczą, logistyczna czy przemysłową. Rozwój naszej aglomeracji przypomina więc bardziej połączenie Civilization z… SimCity, odchodząc od lubianego schematu z oryginału.
Tym samym nie troszczymy się już o pojedyncze domki czy prowadzenie do nich ścieżek. Od teraz naszym głównym zmartwieniem jest kierunek świata, w jakim będzie rozwijać się nasza osada. Często musimy podjąć niełatwą decyzję, w którą stronę świata posłać nasze lodołamacze. Nawet jeśli znajdziemy złoże surowców, to starcza ono z reguły tylko na jakiś czas, nim ulegnie wyczerpaniu. Trzeba więc na bieżąco przeglądać mapę i planować do przodu kolejne posunięcia. W innym przypadku surowce mogą szybko się wyczerpać, a my zostaniemy z pustymi magazynami i buntującymi się mieszkańcami.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler