Warhammer 40 000: Space Marine II to jeden z najbardziej wyczekiwanych trzecioosobowych shooterów zaplanowanych na bieżący rok. Tytuł dostępny będzie niebawem na komputerach osobistych oraz konsolach Xbox Series X|S i PlayStation 5, a ze względu na to, że od jakiegoś czasu mamy do niego dostęp, przygotowaliśmy dla Was recenzję. Dzięki niej powinniście wiedzieć czego dokładnie po projekcie studia Saber Interactive możecie się spodziewać.
Jeśli chodzi o fabularne założenia gry, w przypadku Space Marine II mamy do czynienia z kontynuacją wątku z części poprzedniej. Ponownie wcielamy się tu w Demetriana Titusa, który nie jest już jednak kapitanem. Po tym, jak został zdegradowany do rangi porucznika przez Inkwizytora Thraxa, ma szansę raz jeszcze walczyć z Tyranidami i odkupić swoje dotychczasowe grzechy. Odzyskanie honoru nie będzie jednak łatwe. Na bohatera czeka wiele niebezpiecznych misji, a każda kolejna ujawniać będzie głęboko zakorzenione problemy, zagrażające całemu Imperium Ludzi.
Zaczynając rozgrywkę uczestniczymy w misji, w trakcie której Titus ma za zadanie spowolnienie inwazji Tyranidów na planetę Kadaku, a jedynym sposobem na to okazuje się wypuszczenie w stratosferze specjalnego wirusa. Protagonista oczywiście z sukcesem to robi, ale niedługo potem zostaje zaatakowany przez hordę przeciwników, z którą niestety nie jest w stanie sobie poradzić i ginie. Nie pozostaje on jednak długo w objęciach śmierci, albowiem przechodzi proces zwany Rubicon Primaris. Dzięki niemu staje się jeszcze skuteczniejszą maszyną do walki z Tyranidami. Staje się on Ultramarinem Primaris.
Niedługo po skomplikowanym zabiegu Titus gotowy jest do tego, by kontynuować walkę. Wraca na planetę Kadaku i realizuje kolejne niebezpieczne misje. Szczegółów na ich temat nie będę Wam oczywiście przybliżał, bo nie chciałbym nikomu psuć zabawy, niemniej jednak wiedzcie, że nie będzie łatwo. Walczyć możecie jednak z dwójką towarzyszów. Kampanię da się przejść nie tylko solo, ale również we współpracy z dwoma innymi osobami. W sumie czeka Was około 10-godzinna opowieść, ale jeśli dodatkowo postanowicie wykonać misje dostępne w ramach tzw. Operacji, to czas ten wydłużycie o kolejnych kilka godzin. Piszę o tym ponieważ Operacje to wydarzenia dziejące się niejako równolegle do tych z kampanii, a ich bohaterami są inne grupy Ultramarines, z tym stworzonym przez gracza na czele.
Pod względem mechaniki rozgrywki Warhammer 40 000: Space Marine II przypomina swojego poprzednika. Mamy więc do czynienia z trzecioosobową grą akcji przywołującą na myśl cykl Gears of War, w której jednak nie ograniczamy się wyłącznie do strzelania. Równie ważne, a często nawet ważniejsze, jest wykorzystywanie broni białej, czyli np. miecza, noża oraz dość nietypowej piły łańcuchowej. Tylko połączenie obu rodzajów oręża, a także dodatkowego wyposażenia pokroju granatów, bomb i jetpacka pozwoli graczowi osiągnąć sukces. Bez tego zwycięstwo jest raczej nierealne, bo szybko ulegniecie chmarom Tyranidów oraz innych przeciwników, którzy też atakują często w dużych grupach.
Walka w Space Marine II jest wymagająca i szybka, często wręcz chaotyczna. Nie oznacza to jednak, że nie liczy się w niej taktyka oraz odpowiednio umiejętne wykorzystanie wyposażenia. Wręcz przeciwnie. Trzeba bardzo sprawnie posługiwać się wszystkim tym, co mamy na podorędziu. Pomniejszych Tyranidów najłatwiej sprzątnąć mieczem lub inną bronią białą, ale najpierw warto przerzedzić szeregi karabinem oraz jakimś granatem, czy dwoma. Pomiędzy tzw. mięsem armatnim znajdują się więksi i trudniejsi oponenci. Potrafią się oni do nas zbliżyć, a wtedy musimy umieć korzystać z bloków, parowania oraz uników. Przydatne są też kontrataki oraz finishery, którymi szybko uporamy się nawet z najbardziej dopakowanymi przeciwnikami.
Załóżmy, że w naszą stronę biegnie wróg wyposażony w tarczę. Strzelanie do niego nie ma większego sensu, więc stoimy, czekając aż wyprowadzi cios. Widząc niebieski sygnał ataku przygotowujemy się na parowanie, a gdy zobaczymy sygnał czerwony, pozostaje nam uskok. Obie te czynności wykonane w idealnym momencie oznaczają, że możemy kontratakować. Sparowanie ciosu sprawi, że oponent na moment zostanie oszołomiony, a idealny unik umożliwi nam wykonanie naprawdę zabójczych i efektownych strzałów. Z wszystkiego tego trzeba umieć korzystać, bo inaczej niełatwo będzie przetrwać.
Wymagające są nie tylko normalne potyczki, ale również batalie z bossami. Chodzi w tym przypadku o przeciwników dysponujących paskiem energii oraz zadających niemałe obrażenia. Do pojedynków z nimi dochodzi na niewielkich arenach, a mimo tego że mamy pomoc naszych kompanów, trzeba się strzec i postępować uważnie. Naboje są ograniczone, życie samo się nie regeneruje, a bossowie często są bardzo sprytni. Potrafią znikać, poruszają się pod ziemią, taranują nasz oddział itd. Na normalnym poziomie trudności nie stanowią przesadnie dużego wyzwania, ale nawet wtedy trzeba się z nimi liczyć.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler