Star Wars: Outlaws to tak naprawdę pierwsza gra w uniwersum Gwiezdnych Wojen, oferująca nam w pełni otwarty świat. Za jej opracowanie odpowiada należące do Ubisoftu studio Massive Entertainment. Ekipę tę na pewno kojarzą osoby, które grały w The Division, bo obie części tego cyklu wyszły spod jej rąk. Star Wars: Outlaws korzysta z autorskiego silnika SnowDrop, który kilka lat temu zrobił w trakcie prezentacji prawdziwą furorę. Czy współcześnie narzędzie to nadal jest tak imponujące? Czy Star Wars: Outlaws to produkcja warta waszej uwagi? Koniecznie czytajcie dalej niniejszą recenzję, a wszystko stanie się jasne.
Założenia fabularne Star Wars: Outlaws są dość proste, ale jednocześnie ciekawe. Wcielamy się w łobuziarę o imieniu Kay, której towarzyszy dziwne stworzenie zwane Nix. Nasi bohaterowie żyją z dnia na dzień, będąc najemnikami. Wykonują zlecenia dla różnych, często podejrzanych typków, a podczas jednego z nich niestety wpadają w niemałe tarapaty. Akcja kończy się ucieczką oraz kradzieżą statku, który podobnież należy do kogoś bardzo wpływowego. Sam statek jest też dla jego właściciela bardzo ważny. W tym całym zamieszaniu nawet ucieczka nie idzie nam najlepiej, bo jesteśmy zmuszeni do awaryjnego lądowania. Od tej pory staramy się naprawić statek, przetrwać i zorganizować największy napad w historii galaktyki. Robimy to lawirując pomiędzy czterema wielkimi syndykatami, które tylko czekają na nasz błąd.
Mimo że założenia fabularne są stosunkowo proste, to scenariusz poprowadzono bardzo sprawnie. W Star Wars: Outlaws sporo jest zadań głównych oraz mnóstwo aktywności pobocznych. Część z tych dodatkowych zleceń dostajemy w trakcie rozmów z napotkanymi postaciami, ale nie brakuje takich, które wynikają niejako z tego, co dowiadujemy się w świecie, czytając np. notatki. Zadanie takie pojawia się w naszym dzienniku w formie krótkiego zapisu, swoistego podsumowania. W miarę jak pozyskujemy kolejne informacje oraz sprawdzamy pojawiające się poszlaki, brniemy ku jego finałowi. Przypomina to trochę śledztwa, co nie wszystkim przypadnie do gustu, ale mi akurat koncepcja się podobała, bo nie mamy wszystkiego podanego na tacy.
Sama jakość zadań jest różna. Czasem trafiają się naprawdę ciekawe, rozbudowane i angażujące, ale często są też misje kurierskie, polegające na jeżdżeniu naszym speederem z jednego kąta mapy w drugi, po to, by z kimś porozmawiać, dostać jakiego grata i dostarczyć go do zleceniodawcy. Sytuację ratuje tu trochę możliwość szybkiego podróżowania, ale działa ona tylko w przypadku miejsc wcześniej odwiedzonych oraz takich, przy których są punkty szybkiej podróży. Jeśli tych warunków dana lokacja nie spełnia, jesteśmy zmuszeni do nieco męczącego gnania w tę i we w tę. Im dłużej to robiłem, tym bardziej miałem dość. Dotarłem do finału ze względu na fajny scenariusz, ale osoby, którym Gwiezdne Wojny są obojętne mogą się odbić.
Ważnym elementem całej opowieści jest system reputacji, w którego centrum znajdują się cztery syndykaty: Karmazynowy Świt, Pyke’owie, Huttowie oraz Ashiga. Ostatni z wymienionych klanów został opracowany przez Massive Entertainment we współpracy z LucasFilm, a natrafiamy na niego na mroźnej planecie Kijimi. Relacje wszystkich ugrupowań są oczywiście napięte, albowiem rzadko zdarza się, że ich cele oraz motywacje się pokrywają. Z tego względu Kay ciągle naraża się ich członkom, wykonując misje to dla jednej, to dla drugiej strony. Nie ma też opcji na to, by mieć dobrą reputację u wszystkich i przez cały czas. Często musimy zdecydować komu się przypodobać, a komu nie. Czasem wiąże się to ze zdradą, a czasem z pozostaniem lojalnym wobec zleceniodawcy. Wybory mają wpływ na przebieg fabuły, blokując lub odblokowując zadania.
To, jakie relacje mamy z czterema głównymi syndykatami w Star Wars: Outlaws zmienia nie tylko fabułę, ale również gameplay. Jeśli z jakąś grupą się dogadujemy, możemy bardzo swobodnie poruszać się po należących do niej obszarach. Nie musimy się obawiać, że wejdziemy np. do jakiegoś zabronionego miejsca, co doprowadzi do ataku. Mamy ponadto dostęp do nagród (np. skórki dla broni) i specjalnych handlarzy oraz rzemieślników, a oferowane przez nich produkty nabywamy taniej. Często możemy też skorzystać z unikatowego wyposażenia, które dla osób o niższej reputacji jest niedostępne. W sytuacji krytycznej damy radę co prawda co nieco ukraść, ale jak zostaniemy przyłapani, to wesoło nie będzie. Dramatycznie niska reputacja oznacza, że za naszą głowę wyznaczona zostanie nawet nagroda. Wtedy będziemy uciekać już nie tylko przed stróżami prawa w postaci imperium, ale też cynglami syndykatu.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler