Nostalgia się mnie tutaj nie ima, bo z gier wchodzących w skład tej kolekcji miałem kontakt jedynie z Vice City, ale i to pamiętam jak przez mgłę. Do całości podchodzę więc jako nowicjusz w serii, który przy okazji odświeżonego wydania tych oto klasyków zdecydował się dać im szansę i przekonać się o ich jakości. Okazuje się jednak, że jeśli ktoś podchodzi do kolekcji remasterów GTA z podobnym myśleniem do co ja, to w zasadzie lepiej jeśli zaoszczędzi swoje pieniążki na cokolwiek innego.
Grand Theft Auto: The Trilogy - The Definitive Edition na samym zwiastunie prezentuje się całkiem nieźle. Nawet teraz oglądając go ponownie odnoszę wrażenie, że w zasadzie pokazuje to wszystko co udało się zrobić dobrze w ramach całego remastera. A mowa tu o grafice, podrasowaniu tekstur miast, twarzy NPC-ów i protagonistów, oraz ogólny klimat obecnych w zestawie gier. Pod tym względem jest w porządku i naprawdę jestem w stanie wyobrazić sobie, że wielu fanów będzie całkiem zadowolona, gdy zobaczy ich ulubione tytuły nieco usprawnione wizualnie. Mowa tutaj zwłaszcza o miastach, po których będziemy się poruszać, bo trzeba to oddać - same w sobie wyglądają całkiem nieźle. A to one stanowią przecież jedną z największych wizytówek każdego kolejnego Grand Theft Auto. Da się w tej odświeżonej kolekcji wyczuć duszę oryginałów i jest w tym coś co potrafi przyciągnąć do ekranu, ale i to do czasu, aż zderzymy się ze ścianą bugów, skopanej optymalizacji, przestarzałych rozwiązań i szeroko pojętego lenistwa twórców portu.
Wspomniane zmiany graficzne kiepsko przyjęły się na samych NPC-ach, szczególnie tych mniej istotnych z punktu widzenia fabuły. Paskudne twarze, których nawet nie można nazwać karykaturami stanowią potężny kontrast wobec przyjemny dla oka projektów ważniejszych bohaterów (choć nie wszystkich). Inną sprawą jest bardzo duża jasność GTA III i Vice City, które na standardowych ustawieniach wyglądają jakoś dziwnie i nienaturalnie. Pomaga dopiero zejście na najniższy poziom jasności obrazu. Niby kwestie błahe, ale jest ich sporo i są mocno rażące.
Znacznie gorzej robi się jednak, gdy po prostu gramy swobodnie, eksplorujemy i jeździmy po mieście. Rozgrywka bowiem jest - nie bójmy się tego słowa - drewniana i nieszczególnie dopracowana do dzisiejszych standardów. Ale o tym więcej wspomnę później, bo sam gameplay okazuje się do przełknięcia.
Z optymalizacją już tak jednak nie jest, bo ta leży i kwiczy i to pomimo faktu, że od premiery gry minęło już kilka tygodni. Patche nie poczyniły w tej kwestii znaczących progresji. I nie jest to w żadnym stopniu akceptowalne. Jak bowiem wyjaśnić fakt, że na wysokich ustawieniach graficznych żadna z części wchodzących w skład omawianej kolekcji nie chce chodzić w stabilnym klatkarzu, a ogrywałem je na laptopie, który spokojnie odpala Cyberpunka 2077 na ustawieniach ultra i z przyzwoitym FPS-em. Spadki występują tu co chwila i praktycznie tylko niskie ustawienia dają możliwość stabilnego grania niemalże bez zgrzytów w godnej ludzkiemu oku płynności wyświetlania się obrazu (niemalże, bo i tak zdarzają się przycięcia). Po tak długim czasie od premiery pozostawić optymalizację remasteru tak skopaną... Jest to zwyczajnie nieakceptowalne.
Pewnego rodzaju ciekawostką było dla mnie jeszcze odkrycie, że do remesterów zaimplementowano technologię DLSS od NVIDIA, która jednak nie pomaga praktycznie w ogóle. Spadki nadal są obecne, a klatkaż niezbyt imponujący.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler