W erze dynamicznych battle royali i wszelkiej maści gier konsolowych wydawałoby się, że produkcje strategiczne, szczególnie te bardziej wymagające, będą w głębokiej niszy. Fakt ten zmieniła premiera Crusader Kings II, które sprzedało się w milionach egzemplarzy, pomimo bycia „typową grą Paradoxu”. Symulator dworskich intryg przekonał do gatunku wiele osób, a sam tytuł rozwijano dobre 8 lat. Przyszedł jednak czas na następcę. Czy jest godnym dziedzicem tronu?
Zacznę może od szybkiego wytłumaczenia podstaw dla niewtajemniczonych. Paradox Interactive tworzy głównie marki przynależące do tzw. grand strategy, czyli gier, gdzie zajmujemy się władaniem na poziomie makro nie zagłębiając się w detale jak żyje się naszym podwładnym. Nie licząc serii Europa Universalis, każdy inny tytuł skupia się na jakimś bardzo konkretnym okresie historycznym lub aspekt zarządzania. W CK jest to linia rodowa. Brzmi bardzo ogólnie i w praktyce tak jest. Otóż widzicie, aby odnieść sukces nie musicie podbić połowy świata, jak np. we wcześniej wspomnianym EU. Tutaj wystarczy roznieść swoje nasiona po świecie i za pomocą odrobiny wojen, intryg oraz łapania okazji dorwać parę księstw, a może nawet i królestwo, by w potężnym sojuszu trząść potem całym regionem.
Nie ukrywam, że miałem pewne wątpliwości co do najnowszej odsłony Crusader Kings, bo ze wszystkimi DLC poprzednia część była naprawdę ogromna i trudno by było jej dorównać. Twórcy podeszli jednak do tematu w 100% poważnie, oferując prawie wszystkie mechaniki jakie wcześniej dorzucili, a przy okazji dodając coś od siebie. Mało tego, nawet mapa obejmuje teraz całą kontynentalną Azję. Sprawia to, że na premierę mamy do czynienia z największym oraz najambitniejszym produktem jaki wyszedł spod dłoni Szwedów.
Zacznijmy od tego, co każdy zobaczy na początku: menu głównego. Zostało unowocześnione i dopieszczone graficznie, a większość przycisków (szczególnie ten od zasad) umieszczono bardzo intuicyjnie. Problem (trochę) stanowi najważniejsza opcja, tj. możliwość zagrania dowolnym władcą. Gra domyślnie pozwala wybrać tylko istotne postacie historyczne, a dla alternatywy musimy odnaleźć opcję pełnej swobody. Weteranom jak ja nie przysporzy to większych problemów, bo podobnie jak w Hearts of Iron IV znajduje się ona w lewym, dolnym rogu. Nowicjusze jednak będą mieli spory kłopot by ją odkryć, bowiem z jakiegoś powodu guzik nie tylko wtapia się w tło, ale należy do naprawdę małych. Mój kolega, który nie jest szczególnie zaznajomiony z grami Paradoxu był blisko deinstalacji, bo myślał, że nie może zagrać interesującą go personą.
Po wyborze władcy zdecydowanie warto zajrzeć do zasad. Podobnie jak w "dwójce" zaserwowano nam możliwość wpłynięcia na to jak bardzo historyczna ma być nasza gra oraz dostosowania paru istotnych mechanik, w tym dzielenia włości nie będących w bezpośrednim sąsiedztwie, po śmierci lorda. Pragnę zaznaczyć, że ta opcja stanowiła ostatnią nowość poprzedniej odsłony i bardzo ucieszyła mnie jej obecność, bo rozwiązuje dość głupie granice powstałe np. na wskutek pozyskania ziem po bezdzietnym członku rodziny.
Mechanicznie mamy do czynienia z tą samą bestią co 8 lat temu. Specjalnie rozpocząłem bez tutoriala, aby zobaczyć, jak się odnajdę nie znając jeszcze gry. Ku mojej uciesze, bardzo przypomina poprzednika, ale oczywiście diabeł tkwi w szczegółach. Jeśli jednak nie jesteście ograni w tego typu produkcjach, to koniecznie odpalcie szkolenie oraz obejrzyjcie jakieś poradniki. Bez doświadczenia w gatunku trzeba poświęcić sporo czasu na opanowanie wszystkich dostępnych możliwości oraz menusów, a jest ich od groma.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler