Seria Darksiders raczej nigdy nie będzie marką, która w jakimś znaczącym stopniu wyróżnia się na rynku, ale do tej pory przyzwyczailiśmy się do tego, że to po prostu fajne gry. Nie inaczej jest z najnowszą odsłoną sagi, czyli Darksiders Genesis.
Tytuł zmienia dotychczasową koncepcję, bo zamiast trzecioosobowej gry akcji mamy hack'n'slasha, a wydarzenia obserwujemy z perspektywy rzutu izometrycznego. To dość odważna nowość, której jednak cykl potrzebował - Darksiders III, choć niezłe, było już nieco oklepane. Samo Genesis jest czymś w rodzaju spin-offu. Nie mamy do czynienia z kolejnym numerowanym rozdziałem, ale nie jest to też typowa "zapchajdziura".
Fabuła opowiada o wydarzeniach sprzed pierwszego Darksiders, czyli - w teorii - jeśli zaczynacie zabawę z cyklem, najlepiej zabrać się najpierw za Darksiders Genesis. Tytuł skonstruowano w ten sposób, że osoby grające w poprzednie odsłony znajdą tu sporo smaczków. Największym jest bez wątpienia powrót Wojny, czyli chyba najciekawszego protagonisty - poznaliśmy go w "jedynce". Scenariusz nie jest jakoś specjalnie porywający, ale też nie można mu wiele zarzucić. Historię poznajemy na podstawie prezentowanych na ekranie wydarzeń, a także specjalnie przygotowanych cut-scenek w komiksowym stylu.
Obok Wojny mamy drugiego bohatera, czyli Waśń. Faceta można polubić lub nie, bo charakter ma dość specyficzny. Generalnie, trochę z niego maruda. Tą dwójką możemy grać naprzemiennie i w każdej chwili przełączać się między nimi. Gra nie wymusza na nas korzystania z konkretnej postaci, więc sami decydujemy, kim wolimy siekać demony. Gdy jednak dany heros zginie, na chwilę wskakujemy w skórę drugiej postaci, która pojawia się w miejsce pokonanego kumpla, a ten dostaje nieco czasu na regenerację. Gdy wyliże rany znów możemy wskoczyć w jego buty. Herosi różnią się stylem walki - Wojna to ociężały wojownik z ogromnym mieczem, podczas gdy Waśń jest swego rodzaju łotrzykiem z dwoma sztyletami i szybkostrzelnym pistoletem.
Jak nietrudno wywnioskować, dwójka bohaterów zwiastuje zabawę w kooperacji. Tak też właśnie jest, bo możemy postawić zarówno na lokalny co-op na podzielonym ekranie, jak i zagrać z kumplem przez sieć. Współpracę zrealizowano bardzo pomysłowo, bo gdy się zdecydujemy na taki tryb zabawy, to na mapach poczynione zostaną pewne zmiany - wszelkie zagadki i inne łamigłówki będą wymagać współpracy dwóch bohaterów. Dzięki temu, grając samemu, nie mamy wrażenia, że lepiej bawiłoby się w co-opie (choć tak właśnie jest).
Rozgrywka w Darksiders Genesis to połączenie hack'n'slasha z platformówką. Proporcje zachowane są mniej więcej połowicznie - czyli równie często walczymy, co skaczemy. W gruncie rzeczy, gra bardzo przypomina poprzednie odsłony cyklu, a zmiana perspektywy wbrew pozorom nie wnosi aż tak ogromnych zawirowań w potyczkach. Nadal otrzymujemy więc satysfakcjonujący system walki, polegający na przemiennym korzystaniu z ataku zwykłego, silnego, a także specjalnego. Do masakrowania kolejnych demonów wykorzystujemy dodatkowe umiejętności bohaterów, które z czasem rozwijamy, nabywając nowe skille przy pomocy prostego drzewka rozwoju postaci. Zapomnijcie o skomplikowanych buildach rodem z Path of Exile, choć umiejętności do odblokowania jest tu sporo (oprócz aktywnych są też pasywne), a także specjalne runy / amunicja dla - odpowiednio - miecza Wojny oraz pistoletu Waśni.
W trakcie zabawy nie zbieramy jednak ekwipunku, więc w gruncie rzeczy ciągle walczymy tymi samymi zabawkami, stosując dla urozmaicenia wspomniane ulepszenia. Nie każdemu może się to podobać, ale gra jest na tyle dynamiczna, że w zasadzie nie ma tu chwili wytchnienia i zmienianie miecza na topór czy pakowanie postaci w nową zbroję tylko wybijałoby nas z rytmu zabawy. Nie uznaję więc tego za minus.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler