Fani gier piłkarskich nie mają ostatnimi czasy łatwego życia, bo zarówno Konami jak i EA Sports wyraźnie osiadły na laurach – jakby oczekując nowej generacji. Oba piłkarskie cykle, tj. Pro Evo i FIFA, stoją od kilku sezonów w miejscu, działając na wysłużonych kilkuletnich silnikach. O ile w najnowszym dziele Kanadyjczyków pojawia się świeżość w postaci street-footbalowego trybu Volta, tak u Japończyków z Konami największą zmianą zdaje się być dopisek "eFootball" w nieruszanym od wielu lat tytule.
eFootball Pro Evoltion Soccer 2020 nie wnosi większych rewolucji i widać to już przy pierwszym włączeniu gry. Wiąże się ono z przeklikaniem garści okienek informujących o wykrytych niedoróbkach i obiecujących poprawki, co z miejsca nieco irytuje. Chwilę później widzimy to samo, mało efektowne i niezbyt wygodne menu, jakie znamy z poprzednich odsłon. Konami z pewnością nie pobierało dodatkowych lekcji z robienia dobrego pierwszego wrażenia.
Przeklikując znajome menusy w końcu odpalamy mecz. Obserwujemy stojących w stadionowym tunelu zawodników, widzimy z daleka stadion. O ile jest to obiekt objęty licencją, prezentuje się naprawdę nieźle. Nadal nie jest to jednak poziom konkurencji, jeśli chodzi o wprowadzenie do spotkań. Z drugiej strony – czy ktoś to w ogóle ogląda?
Prawdziwe mięsko zaczyna się po pierwszym gwizdku. Dopiero teraz poznajemy nowe Pro Evo. Pierwsze podania, kilka sprintów, inicjujący nowy sezon, debiutancki wślizg i wybicie piłki. Czujemy, że coś się zmieniło – o ile kopaliśmy w zeszłoroczne Pro Evo, lub nawet odsłonę 2018. Gra nieco zwolniła na tempie rozgrywki. Wykreowanie akcji zajmuje więcej czasu, piłkarze jakby trochę ślamazarniej poruszają się po boisku. Takie są pierwsze wrażenia, ale jak to z PES-em bywa, im dłużej gramy, im lepiej rozumiemy reguły gry, tym bardziej emocjonująca zaczyna być rozgrywka.
eFootball Pro Evoltion Soccer 2020 to przede wszystkim konieczność zwrócenia większej uwagi na dokładność podań, strzałów czy gry obronnej. Kopie się trochę trudniej, ale gra rekompensuje naszą precyzję i cierpliwość niezmiennie świetnymi akcjami. Tutaj nadal Pro Evo króluje nad FIFĄ – rozgrywka jest bardziej nieprzewidywalna i mniej powtarzalna. Nie opiera się aż tak bardzo na schematach, jak dzieło Kanadyjczyków.
Grając na wyższych poziomach trudności, musimy często dostosować grę pod zachowanie przeciwnika. Sam gram głównie po sieci, bo nie bawi mnie zabawa z komputerowym oponentem, ale nawet kilka spotkań pozwala zauważyć różnicę w stylu różnych drużyn. Szczególnie ciężko staje się przeciwko zespołom z mocnym środkiem pola, gdzie musimy próbować szczęścia skrzydłami. Prawdziwe schody zaczynają się, gdy taka drużyna ma dodatkowo klasowych bocznych obrońców – dajmy na to Juventus. SI zdaje się też uczyć naszych zachowań – gdy widzi, że często podążamy z piłką daną strefą, stara się wzmocnić ten obszar poprzez wysłanie dodatkowego zawodnika do asekuracji.
Sami obrońcy to jednak mocno zawodząca formacja. Często zachowują się jak dzieci we mgle i tracimy przez to bramki w głupi sposób. Defensorzy mają problem z kryciem szybkich przeciwników czy trzymaniem linii spalonego. Z jednej strony ma to swoje plusy, bo gdy jesteśmy stroną atakującą, to bardzo prosto posłać długą piłkę do szybkiego skrzydłowego – o ile boczni obrońcy nie są z topowej półki, to urwanie się im nie stanowi większego problemu. Obrona to definitywnie element, który wymaga poprawek w kolejnych aktualizacjach.
To niejedyny problem tylnej formacji, także tej nieco wyżej zawieszonej – czyli defensywnych pomocników. O ile w destrukcji spisują się oni całkiem nieźle, to odnosiłem wrażenie, że po podaniu piłki do przodu, jakby odcinali się od dalszej gry. Niejednokrotnie dochodziło do sytuacji, że podałem przy pomocy Casemiro piłkę na skrzydło do Edena Hazarda i Brazylijczyk zamiast ruszyć za akcją, po prostu stał jak wryty w miejscu i miał głęboko gdzieś jakiekolwiek działania w ofensywie. Trochę tak, jakby na chwilę odcięto mu zasilanie i dopiero ponowne wycofanie do niego piłki załączało bezpiecznik.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler