Nijakość to zresztą synonim Far Cry: New Dawn. Widać wyraźnie, że zarys historyczny, a także wszelakie dialogi i wypowiadające je postacie, były kreślone na szybko i bez większego polotu. Niby to wszystko jest poprawne, niby nie ma większych wpadek i nie brakuje momentów, których nie powstydziłby się przyzwoity film akcji, ale historia ma problemy z klejeniem się w sensowną całość. A choć pojawia się kilka, no powiedzmy w miarę ciekawych wątków, to scenarzyści nie byli w stanie ich sensownie rozwinąć – za to duży minus. W pewnym momencie byłem na tyle znużony lichymi konwersacjami postaci, których imion nawet nie udało mi się spamiętać, że zacząłem je po prostu pomijać. Czując, że każde kolejne zdanie nie wnosi niczego godnego uwagi, a tylko marnuje mój czas.
Szczęśliwie wyraźnie ciekawiej prezentuje się sam świat gry i mapa. Lokacja nie jest bezczelną kalką Far Cry 5, bowiem mapa stanowi jakąś… 1/3 terenów z "piątki". Dla niektórych może być to spory minus, według mnie – tym razem mniejszy i bardziej kameralny rozmiar planszy (nie zrozumcie mnie źle, teren nadal okazuje się pokaźny) jest jak najbardziej na plus. W gruncie rzeczy, New Dawn to gra skierowana przede wszystkim do osób, które zaliczyły Far Cry 5 – to one wychwycą najwięcej smaczków. Generalnie, bez ogrania "piątki", raczej bym do New Dawn nie podchodził, chyba że chcecie po prostu postrzelać lub zobaczyć taką dziwną, kolorową odmianę post-apo, a fabułę potraktujecie jako mało istotny dodatek.
I skoro już Ubisoft przygotowało nam grę zbudowaną na fundamentach poprzedniej odsłony, to konieczne było podjęcie jakichś kroków, byśmy nie poczuli monotonii. Tutaj mamy przede wszystkim inny wygląd otoczenia, związany ze wspomnianą wcześniej apokalipsą. Po lasach skaczą zmutowane sarny, gdzieś tam łazi sobie niedźwiedź-mutant, czy inne paskudztwo. Szkoda tylko, że tak naprawdę są to te same zwierzaki, które spotykaliśmy w FC5, tylko z inną teksturą. W teorii trzyma się to "kupy", w praktyce, czujemy jak bardzo Ubisoft poszedł na łatwiznę.
Czego by jednak nie mówić, przygotowanemu na potrzeby New Dawn światu nie sposób odmówić uroku. Ogromną robotę wykonuje świetna oprawa wizualna, a także bogata paleta użytych kolorów – choć miejscami gra wygląda kiczowato, to przez większą część zabawy nie sposób oderwać od niej wzroku. Często zatrzymywałem się na chwilę by podziwiać nienaturalnie błękitną wodę w pobliskim, bryzgającym na wszystkie strony wodospadzie czy zawiesić wzrok na jaskrawej zieleni łąki, miejscami przecinanej intensywnie fioletowymi kwiatami. Nie da się też ukryć, że powrót do charakterystycznych miejscówek z FC5, zniszczonych przez wybuch bomby atomowej, stanowi ciekawy punkt wycieczki po nowym-starym Hope County.
Tylko niewielkie zmiany wniesiono do samej rozgrywki. W zasadzie, niemal większość elementów po prostu skopiowano z poprzednika. Tyczy się to chociażby broni, które, mimo że wyglądają nieco inaczej (w stylu samoróbek), to są dokładnie tymi samymi gnatami, z których strzelaliśmy w zeszłym roku. Nowych spluw jest tyle, co kot napłakał. Ostatecznie tylko niewielkie wrażenie robi reklamowana na trailerach wyrzutnia dysków od piły tarczowej, która miałaby potencjał, ale silnik gry zupełnie ogranicza to narzędzie. Miotając ostrymi jak brzytwa dyskami, spodziewałbym się ucinania głów czy kończyn przeciwnikom, tymczasem silnik Dunia takie możliwości wyraźnie przerastają. Przez to satysfakcja z używania tego w teorii pomysłowego sprzętu jest niemal żadna. Gdy przypomnę sobie, jak rozrywały się na strzępy ciała wrogów w ostatnim gameplayu z RAGE 2, to Far Cry: New Dawn w tej kwestii sprawia wrażenie półproduktu. Nie będę się jednak dalej wyżywał, więc brak jakiejkolwiek destrukcji otoczenia pozwolę sobie tym razem przemilczeć.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler