Seria Need for Speed od długiego czasu siedzi w pewnym dołku. Kolejne odsłony cyklu prezentują niezłą jakość, ale od dawna nie mieliśmy tytułu, który byłby czymś więcej niż tylko „niezłą” grą. Electronic Arts najwyraźniej jednak jest zadowolone z takiego obrotu sprawy, bo wciąż znajdują się gracze, którzy dla loga Need for Speed na okładce opróżnią swój portfel. Dlatego wydawca postanowił sięgnąć do kieszeni fanów jeszcze głębiej i wprowadzić do najnowszego reprezentanta cyklu zmorę ostatnich miesięcy, czyli mikropłatności. Czy są one na tyle upierdliwe, by z góry skreślać Payback? O tym za chwilę.
Najpierw skupmy się na tym, czy w ogóle w Payback warto zagrać i czego od tej gry oczekiwać. Mamy bowiem do czynienia z projektem podobnym do poprzednich odsłon... ale jednocześnie nieco innym. Tworzące go studio Ghost Games wyraźnie czerpało inspiracje z wielu przeróżnych ścigałek; od Burnout Paradise, przez cykl Forza Horizon, po wcześniejsze części serii Need for Speed. Kto ogrywał te tytuły, ten szybko dostrzeże w Payback zapożyczenia.
Odpalając produkcję trzeba mieć na uwadze, że to ścigałka fabularyzowana. W grę wpleciona jest fabuła, która towarzyszy nam od początku, do końca rozgrywki, ale jej jakość pozostawia sporo do życzenia. Twórcy chcieli zrobić coś na wzór Szybkich i wściekłych (kolejna inspiracja), ale w trakcie jeżdżenia mamy wrażenie, jakby ktoś "z góry" nad nimi stał i groził palcem, że przecież trzeba się zmieścić w PEGI 12. Jest jakaś mafia (która nie może poradzić sobie z trójką młokosów), są pościgi policyjne i gęsta akcja, ale… wszystko psują fatalne dialogi, które po przetłumaczeniu na polski stają się jeszcze bardziej żenujące. Zamiast soczystego i naturalnego dla sytuacji przekleństwa, słyszymy teksty typu „masz przechlapane” czy „uważaj, bo pożałujesz”. Brzmi to strasznie sztucznie i nienaturalnie, a polski dubbing wcale nie poprawia sytuacji. Z całej tej „gwiazdorskiej obsady”, jaką chwaliło się EA Polska, najlepiej wypada Adam Ostrowski (raper O.S.T.R.). Słyszymy go jednak dopiero w końcówce. O występie zawodniczki MMA, Joanny Jędrzejczyk, chyba nawet ona sama wolałaby jak najszybciej zapomnieć.
Opowiadana w grze historia jest na tyle nieangażująca, że w pewnym momencie po prostu przewijałem przerywniki filmowe, bo zwyczajnie nie chciało mi się tracić czasu na ich oglądanie. Miałem wrażenie, jakby twórcy na siłę odciągali mnie od tego, co udało im się zrealizować zdecydowanie lepiej – czyli samej rozgrywki.
Mimo niedociągnięć, o których przeczytacie za chwilę, w Payback nie gra się źle. To typowa arcade-owa ścigałka w otwartym świecie i właśnie ten świat jest tu najciekawszym elementem. Twórcy przygotowali całkiem pokaźny obszar, w którym - w teorii - najciekawszą lokacją miało być wzorowane na Las Vegas miasto. W praktyce metropolia nie oferuje jednak zapadających w pamięć miejscówek czy zbyt wielu charakterystycznych punktów. Ciekawiej wypadają tereny pozamiejskie – pełne pokrytych skałami dolin oraz tras położonych pośród pustynnych bezdroży. Przez pierwszych kilka godzin zabawy aż chce się śmigać po tych wirtualnych odcinkach i podziwiać zachodzące nad wysuszonymi skałami słońce.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler