W świetle braku bardziej egzotycznych alternatyw pokroju napomkniętego przed chwilą, nieodżałowanego Tekken Force, czy dobrego dla rozładowania emocji Tekken Balla, pierwsze skrzypce w rozgrywce dla samotnego gracza (oczywiście z wyłączeniem trybu Practice, o którym opowiem nieco później) zdaje się przejmować tryb Treasure Battle, będący zmodyfikowaną wersją typowego Survival Mode. Pokonywanie kolejnych kontrolowanych przez AI wrogów (symulujących opatrzonych ksywkami graczy) oferuje nie tylko skrzynki z wirtualnymi nagrodami, ale również rzadkie, specjalne pojedynki i możliwość wbijania off-line’owego rankingu każdą z postaci. Świetny patent, pozwalający przetestować nowe techniki i combosy w bezpiecznym środowisku. A wierzcie mi, moi drodzy, że kolejny raz jest co testować!
System walki zaprezentowany w najnowszym Tekkenie to, tradycyjnie już dla serii, kolejna - pozornie - wariacja na temat mechaniki rozwijanej od zarania dziejów. Niby mamy tu do czynienia z szybką i chaotyczną klepaniną, pełną długaśnych kombosów, wystarczy jednak wgryźć się nieco głębiej w tajniki zabawy, bądź pooglądać zapisy rozgrywki ekspertów, by dość szybko zorientować się, że siódemka wyposażona jest w system walki głębszy od Rowu Mariański. Jego perfekcyjne opanowanie jest nie tyle bardzo trudne, co wręcz niemalże awykonalne.
Należy bowiem zrozumieć, że w iście bijatykowym stylu, Tekken to gra o bardzo silnych korzeniach i pewnego rodzaju bagażu emocjonalnym, wynikającym z iteracyjnego podejścia twórców do rozwoju marki. Każda kolejna gra jest wynikiem ewolucji poprzednich części, co objawia się nie tylko w paręnastoletnich kombosach, które w dalszym ciągu bywają umiarkowanie skuteczne, ale przede wszystkim sporej dawce mechanicznych zawiłości i naturalnych podobieństw w modelu rozgrywki. Dość powiedzieć, że tutaj nawet sprawne poruszanie się po planszy wymaga zgłębienia technik o mistycznych nazwach pokroju “Ladder Stepping” czy “Korean Backdash”, które nie są w samej grze w jakikolwiek sposób wyjaśnione, bądź nawet wspomniane. Wysoko zawieszony “skill ceiling” to też w pewnym sensie ogromna zaleta Tekkena, pozwalająca doskonalić tajniki systemu przez długie lata po premierze, oferując przy tym sporą satysfakcję z klepania idealnie skalkulowanych combosów i frame trapów. Szczęśliwie gra jest na tyle atrakcyjna, by spodobać się także graczom szukającym jedynie produkcji do radosnych pojedynków ze znajomymi i samotnego odstresowania, choć tym odbiorcom jeszcze bardziej doskwierać będzie brak dodatkowych singlowych sposobów na zabawę.
Techniki na poziomie mnichów Shaolin nie są zresztą jedynymi kwestiami, które nie doczekały się należytego objaśnienia ze strony twórców. Zdecydowali się oni bowiem kompletnie pominąć zaimplementowanie jakiegokolwiek, najprostszego nawet samouczka! Początkujący gracze zostaną więc wrzuceni na głęboką wodę z Baumgartnerowskiej wręcz wysokości, co mocno kontrastuje z kapitalnymi "tutkami" z paru konkurencyjnych bijatyk (np. Killer Instinct czy Guilty Gear Xrd), które świetnie i stopniowo wprowadzają nowicjuszy w zawiłości walki. Nawet z pragmatycznego, ekonomicznego podejścia kompletne pominięcie samouczków wydaje się kompletnie chybionym pomysłem - Tekken w końcu dawno nie był tak gorącą marką, jak w momencie domowej premiery ciepło przyjętej w Japonii siódemki. Jego wysoki poziom skomplikowania z pewnością jednak szybko zniechęci wielu graczy, którzy nie znajdą w sobie samozaparcia do przeczesywania internetu w poszukiwaniu fanowskich poradników.
To bolesne zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że mimo oczywistych podobieństw w podstawowych systemach, trójwymiarowe pole bitwy z Tekkena znacząco różni się od dwuwymiarowych fighterów pokroju Street Fightera V czy wydanego parę tygodni temu Injustice 2. Sam dodatek głębi i okalających większość aren ścian wprowadza już sporo zamieszania, jednak w połączeniu z wysoką mobilnością postaci oraz ogromnymi zestawami ciosów dla każdej z nich, sprawia, że przy pierwszej bitce ogrom możliwości staje się wręcz onieśmielający. Syndrom "zastraszonego nowicjusza" towarzyszy wprawdzie bijatykom od chwili, gdy któryś z bywalców salonów gier po raz pierwszy odpalił Hadoukena, jednak mimo wszystko na chwilę obecną ciężko wyobrazić sobie grę mniej przystępną nowicjuszom niż najnowsza odsłona Tekkena. Nie zrozumcie mnie jednak źle - tytuł ma do zaoferowania bardzo dużo nawet kompletnym nowicjuszom (zwłaszcza tym, którzy nie stronią od nauki), jednak początkujący gracze, chcący spróbować swoich sił online, powinni zarezerwować sobie w kalendarzu parę ładnych godzin na trening oraz drugie tyle na rekonwalescencję po zebranych lekcjach.
Na wspomnianą powyżej złożoność rozgrywki ma również wpływ różnorodna obsada dostępnych w grze wojowników. Zgodnie z tradycją, Namco zaserwowało nam mieszaninę charakternych indywiduów, które mieszczą się na skali dziwactwa gdzieś między "drobnym skrzywieniem", a "kompletnym absurdem". Osoby zaznajomione ze starszymi odsłonami cyklu z łatwością odnajdą tu masę znajomych twarzy (a w przypadku Kumy i Pandy - znajomych pysków), choć nie zabrakło powiewu świeżości w postaci paru nowych wojowników - w tym zaskakująco zwinnej gwiazdeczki popu o przydomku Lucky Chloe oraz wywodzącego się z Włoch, enigmatycznego egzorcysty imieniem Claudio.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler