Materdea @ 19.07.2015, 18:03
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨💻
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Studio Wadjet Eye Games ma talent do produkcji kryminałów. Puryści za chwilę pewnie gromko zakrzykną, że mianem „kryminału” zbyt mocno uogólniam ten gatunek w kontekście przygodówek point & click i otoczki z nimi związanej.
Studio Wadjet Eye Games ma talent do produkcji kryminałów. Puryści za chwilę pewnie gromko zakrzykną, że mianem „kryminału” zbyt mocno uogólniam ten gatunek w kontekście przygodówek point & click i otoczki z nimi związanej. Prawdopodobnie tak jest, jednakowoż wszystkie produkcje wydawane/tworzone pod egidą Wadjet zawierają w sobie ten magiczny pierwiastek. Z Technobabylon jest identycznie!
Choć Technobabylon nie do końca jest autorskim projektem deweloperów takiej serii, jak Blackwell (serdecznie polecam fanom pixelartu i nieco cięższego klimatu!), to może śmiało sygnować produkt własnym logiem. Cała sprawa związana jest ze studiem Technocrat Games, które w 2010 roku przygotowywało przygodówkę pod wspomnianym tytułem. Miało to być epizodyczna historia, krojem zbliżona do tego, co finalnie ujrzało światło dzienne 21 maja 2015 roku. Niestety, udało się wypuścić tylko trzy z planowanych ośmiu epizodów. Wadjet Eye Games dojrzało potencjał i przejęło koncept oraz ogólne założenia, nadając produkcji nowego sznytu i podkładając głosy wirtualnym postaciom.
Akcja gry przenosi nas do utopijnego miasta w roku 2087. Społeczeństwo uzależnione jest od Transu – substancji pozwalającej zamienić konieczność kontaktu z żywymi osobami w całkiem przyjemny, narkotykowy seans. Kontrolę nad miastem oraz sprawy administracyjne przejął superkomputer o nazwie Centrala, zaś totalitarna organizacja CEL sprawuje pieczę nad porządkiem obywateli. Podczas zabawy wcielamy się w trójkę bohaterów – ćpunkę Lathę, policjantkę Max i naukowca Charilego.
Charaktery pozornie niezwiązane ze sobą, na przestrzeni dziesięciu rozdziałów scenariusza zaprezentowanego w omawianej grze, przeplatają się ze sobą często i niejednokrotnie nie są to przyjemne sytuacje. Początek wydaje się sielankowy, ale jednocześnie intrygujący, albowiem Max i Charlie są dla siebie partnerami – i to nie tylko zawodowymi. Jedynie fragmenty, w których wcielamy się w Lathę, wydają się oderwane od kryminalnej części fabuły, jednak nic nie trwa wiecznie i niebawem również ona dołączy do tego „kółeczka wzajemnej adoracji”.
Producentom udało się w niezwykle zręczny – i jednocześnie przyjemny dla widza – sposób połączyć motyw science-fiction, cyberpunku i nieubłaganego, totalitarnego sposobu zarządzania państwem. Klimat jest relatywnie ciężki (terroryści i zamachy bombowe to niezmienny element tej i jej podobnych produkcji, choć tutaj obyło się bez islamistów), różniący się od tego, co oferowała nam seria Blackwell. Mimo iż oprawa graficzna została utrzymana w kategorii popularnej „pikselozy” (choć nie uważam tego określenia za poprawne), to gra nie unika brutalnych scen z rozczłonkowanym ciałem czy też truchłem w jacuzzi włącznie.
Pod tym względem, Technobabylon bardzo blisko Deus Ex: Bunt Ludzkości. Identycznie, jak w przypadku tytułu od studia Eidos, tutaj również wszechobecny jest motyw podziału społeczeństwa na lepszych i gorszych – tych ze wspomaganych implantami i tych z niezliczonymi ułomnościami organizmu. Pierwsza sprawa rozwiązywana przez nasz tandem naukowiec-policjant, to właśnie „bomber” w metrze, którego kości są tak zmutowane, że sam w sobie jest chodzącym materiałem wybuchowym. Swoje działanie usprawiedliwia boską wolą i wyższymi celami, do których został stworzony.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler