Dirian @ 07.05.2015, 23:46
Chwalmy Słońce!
Adam "Dirian" Weber
Project CARS od momentu pierwszej prezentacji budziło sporo emocji, szczególnie wśród graczy PeCetowych, którzy nie mieli dostępu do serii Forza czy Gran Turismo. Po wielu piekielnie efektownych screenach i niemniej obiecujących prezentacjach, ale też kilkukrotnym przełożeniu daty premiery, tytuł w końcu trafia do sprzedaży.
Project CARS od momentu pierwszej prezentacji budziło sporo emocji, szczególnie wśród graczy PeCetowych, którzy nie mieli dostępu do serii Forza czy Gran Turismo. Po wielu piekielnie efektownych screenach i niemniej obiecujących prezentacjach, ale też kilkukrotnym przełożeniu daty premiery, tytuł w końcu trafia do sprzedaży. Jak już pewnie zauważaliście zerkając na ocenę, dzieło Slightly Mad nie zawodzi. Nie jest jednak rewolucją dla gatunku czy czymś, co wyznaczyłoby szereg nowych standardów. To solidna, ale nie wytyczająca ścieżek ścigałka, kwalifikująca się pod symulację.
Grę opisywałem już wcześniej, pod koniec stycznia bieżącego roku. Od tego czasu, pod względem gameplayu, niewiele się ona zmieniła. Choć twórcy stale wprowadzali nową zawartość (od stycznia aż do dziś Steam zaciągnął mi kilkanaście mniejszych lub większych aktualizacji), to sam model jazdy, wygląd gry czy jej podstawowe założenia nie uległy większym zmianom. Na szczęście poprawiono jeden element, na który narzekałem – sztuczną inteligencję. Nie wniesiono tu rewolucyjnych poprawek, ale dziś widać, że przeciwnicy zachowują się lepiej, niż przed kilkoma miesiącami. Wirtualni kierowcy nadal nie są tym, czego bym oczekiwał, ale w ich sposobie jazdy widać większą logikę i mniej dziwnej przypadkowości, w porównaniu do wczesnej wersji gry. Emocje zaczynają się jednak dopiero na wyższych poziomach trudności, kiedy znajdujący się na torze współzawodnicy pokazują, na co ich stać. Wyprzedzają, starają się walczyć o pozycje, utrudniają nam wyprzedzanie.
Co ważne, gra nie oszukuje nas w sposób znany chociażby z serii F1 od Codemasters, gdzie bolidy przeciwnika na ostatniej prostej nagle dziwnym sposobem tajemniczo przyspieszały, zostawiająca nas daleko w tyle. W Project CARS wszystko odbywa się na jasnych, uczciwych zasadach i słabe miejsce na mecie to wynik jedynie braku naszych umiejętności, ewentualnie przypadkowej kraksy lub innego nieoczekiwanego nieszczęścia.
System trudności został dostosowany tak, by z Carsami bawili się zarówno wyjadacze symulatorów pokroju Asseto Corsa, jak i kierowcy niedzielni, chcący spróbować czegoś bardziej prawdziwego, ale jednocześnie ponad całkowity realizm przekładający frajdę z jazdy. W grę wbudowano całą masę wspomagaczy i szczegółowych ustawień, które można wyłączyć, a wtedy mamy do czynienia z całkiem realistycznym symulatorem, albo pozostawić odpalone, co równa się ze sterowaniem mocno przypominającym poprzednią grą brytyjskiego studia – SHIFT 2. W wariancie symulacyjnym wszystkie systemy, takie jak automatyczne hamowanie, utrzymywanie pojazdu na torze, itp. zostają całkowicie dezaktywowane. Robi się trudno i początki, szczególnie za kółkiem kilkuset konnych maszyn, nie należą do przyjemnych chwil. Gdy jednak opanujemy podstawy i wyjeździmy kilka czy kilkanaście godzin, Carsy pokazują pazur. Na zachowanie samochodu wpływa bowiem cała masa czynników; od ciśnienia w oponach, prędkości i kierunku wiatru przez rozsypany na trasie żwir, po stopień ogumowania toru, który staje się bardziej przyczepny po przejechaniu n-tej ilości okrążeń.
Mamy więc dwa w jednym – grę dla laików, jak i osób, które niejedną kierownicę zakatowały na śmierć. A skoro przy kontrolerach jesteśmy, to jeździ się tu fajnie zarówno na klawiaturze, jak i padzie, ale pełnię możliwości i największą frajdę daje dopiero podpięcie kółka, pod które gra jest wręcz stworzona. Jeżeli trzymaliście w szafie kierownicę, to jest to najlepsza od lat – obok wspomnianego Asseoto Corsa – okazja by ją odkurzyć.
Slightly Mad Studios bardzo prosto rozwiązało kwestię trybu kariery. Od samego początku cała zawartość – tory, pojazdy – jest odblokowana, więc de facto walczymy jedynie o miejsce w rankingu i prestiż. Już na starcie możemy rozpocząć rozgrywkę jako kierowca jednej z prestiżowych klas i rywalizować z najlepszymi, ale nic też nie stoi na przeszkodzie, by zacząć w niższych kategoriach i piąć się po szczeblach wzwyż, jak to ma miejsce w większości konkurencyjnych produkcji. Minus tego rozwiązania jest taki, że brakuje tu trochę motywacji do rozgrywania kariery. Nie odblokowujemy nowych samochodów, nie zarabiamy kasy, którą można by wydać na poszerzenie garażu czy ulepszenia wozów. Project CARS stawia wyłącznie na jazdę i frajdę płynącą z rywalizacji. Jednym to się spodoba, innym nie. Ja jestem raczej w tej drugiej grupie – przyznam, że nie bardzo chciało mi się brać udział w karierze, bo znacznie prościej było mi odpalić pojedynczy wyścig, gdzie nie musiałem bawić się w kwalifikacje czy sesje treningowe, a po prostu wskakiwałem za kółko i ruszałem bić kolejne czasówki.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler