Na początku polegaliśmy tylko na sile naszych nóg. Szybko przestało to być efektywne, więc postawiliśmy na umiejętności zwierząt, zamieniając je w wierzchowce. Wraz z technologią przyszła pora maszyn, pierwszych samochodów oraz pociągów, zostawiających w tyle nawet najlepsze konie. Dziś mamy ogromny wybór form transportu, zarówno na lądzie, wodzie jak i w powietrzu, ale wszystkim dyktował jeden cel – pokonywanie coraz większych odległości w coraz krótszym czasie. Trudno nie docenić ogromu możliwości jaki daje obecna technologia, ale łatwo można zauważyć, iż tym samym odbiera radość z samej podróży. Developerzy z Frontier Developments najwyraźniej również to spostrzegli, gdyż bardzo starali się, by to uczucie przywrócić.
Nie tylko oni, jako że Elite: Dangerous jest owocem społecznościowych zbiórek oferowanych przez portal Kickstarter. Niemal rok po ufundowaniu projektu z kwotą ponad półtora miliona funtów, gracze otrzymali czwartą odsłonę serii mającej korzenie jeszcze za złotych czasów kosmicznych symulatorów. Takie działanie wydaje się być bardzo racjonalne ze względu na fakt, iż to nie jest pozycja dla każdego. To dzieło stworzone dla ludzi chcących nie tylko w gry grać, ale też i je odkrywać, wspólnie współpracując na forach.
Cel ten widać już od pierwszych minut. W menu głównym znaleźć można kilka filmów treningowych, wyjaśniających zasady poruszania się statkiem oraz dokowania, ale bardzo szybko uświadomiłem sobie, iż do nauki zostało znacznie więcej. Zapyziała stacja na krańcach galaktyki, kilka drobnych w kieszeni oraz ledwie latająca łupina stały się moim ekwipunkiem startowym, a przede mną stał niemal bezkresny kosmos, wypełniony milionami systemów. Czym są te przełączniki? Jak najszybciej zarobić pierwsze pieniądze? Do czego służy zestaw niecodziennych skanerów? Nie mam pojęcia. Co jest celem? Cóż, życie. Tylko tyle i aż tyle.
Rozgryzienie wszelkich podstawowych mechanizmów rządzących światem czwartego Elite może zająć kilka dobrych godzin, ale nie jest się skazanym na własnoręczne odkrywanie wszystkiego. Internet wypełniony jest wszelakimi forami oferującymi wskazówki dla początkujących oraz starającymi się wspólnymi siłami zmienić zimny kosmos w nieco przyjemniejsze miejsce. W który statek najlepiej zainwestować pieniądze? Które stacje posiadają czarny rynek i w jakich ilościach występują na nich nielegalne towary? Tymi pytaniami od kilku tygodni zajmuje się społeczność, a sami autorzy zadbali, by ich liczba nie zmniejszyła się zbyt szybko.
To głównie zasługa kontrowersyjnej konieczności stałego połączenia z Internetem. Twórcy swoją decyzję determinują wpływem pozostałych graczy na wygląd galaktyki, a w szczególności na jej ekonomię. Ceny różnorakich towarów, ich ilość, poziom bogactwa stacji, a także wartość galaktycznych map - wszystko jest ustalane jako skutek działań pozostałych śmiałków. Na szczęście wspólne latanie w przestrzeni z przyjaciółmi lub obcymi pilotami nie jest wymogiem i tytuł posiada tryb solo, gdzie zostaje się sam na sam z kosmosem.
Pięknym, niebezpiecznym i przeogromnym kosmosem. Według słów developerów, Elite posiada dosłownie setki miliardów systemów, a patrząc na dostępną mapę, jestem w stanie w to uwierzyć. Galaktyka wypełniona jest ogromem niewielkich punktów i, co najwspanialsze, do każdego z nich można polecieć. Część z nich jest generowana losowo, ale postarano się również o odwzorowanie aktualnego stanu nocnego nieba. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wybrać się na przejażdżkę po mgławicy Końskiego Łba albo zachwycić się ogromem VY Canis Majoris. To właśnie jest największą siłą produkcji Frontier Developments. Podróże zajmują lwią część rozgrywki, ale nigdy nie poczułem się nimi znużony, wręcz przeciwnie! Niejednokrotnie podążając do jednej ze stacji zbaczałem z trasy, by podejrzeć jeszcze tylko ten jeden system i zachwycić się widokiem. Trudno opisać podekscytowanie towarzyszące odkryciu układu z pięcioma gwiazdami czy przypadkowym zetknięciu się z jaśniejący Gacruksem, a tego typu zaskoczeń jest znacznie więcej. Czy to spokojnie sunąc po ciemnym niebie czy awaryjnie wychodząc z hiperprzestrzenni podczas zbliżenia się do białego karła, poczucie bycia odkrywcą nigdy mnie nie opuszczało.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler