Premiera kolejnej odsłony The Sims to zawsze głośne wydarzenie, bowiem o ile większość popularnych serii od Electronic Arts średnio co rok-dwa otrzymuje nową część, tak na czwarte Simsy czekaliśmy ponad 5 lat. Mieliśmy otrzymać produkt złożony, pełen nowych, innowacyjnych rozwiązań, jeszcze lepiej oddających codzienne życie, które cykl symuluje. Z czasem jednak zaczęło okazywać się, jeszcze przed premierą, że w czwórce zabraknie małych dzieci, samochodów, basenów i wielu innych elementów. I faktycznie, jakby zebrać wszystkie braki do jednego worka, to byłby on pokaźnych rozmiarów. Co na szczęście nie znaczy, że jest to kiepska gra.
Zacznijmy jednak od początku, a tym bez wątpienia jest kreator postaci. Opisywałem go szerzej przed premierą, więc ciekawych odsyłam do tekstu, co by się nie powtarzać. Wersja skrócona – to bardzo fajne narzędzie, które dodatkowo ubarwia odświeżony system aspiracji, pozwalający precyzyjnie dostosować cele życiowe naszego Sima. Co ciekawe, te ostatnie można zmieniać w trakcie rozgrywki, więc gdy np. postać się zestarzeje i osiwieje, przy pomocy kilku kliknięć sprawimy, iż z goniącego za pieniądzem biznesmena stanie się ona opiekuńczą babcią/dziadkiem.
Cały system jest o tyle ciekawy, że w zależności od wybranej aspiracji, Sim przejawia rozmaite zachcianki, w postaci dymków wyświetlanych nad jego głową. Jednocześnie aktywne mogą być trzy "zadania" i od nas zależy czy je wypełnimy, czy nie. Może to być chęć pocałowania kogoś, awansu w pracy czy potrzeba namalowanie efektownego obrazu. Za spełnianie zachcianek otrzymujemy specjalne punktu, które wymieniamy na nagrody w postaci: eliksiru szczupłości, bonu gwarantującego mniejsze rachunki czy... mikstury płodności. Kolejna świetna rzecz to system nastrojów, zmieniających się w zależności od otoczenia czy sytuacji. Jeżeli Sim powie coś głupiego w towarzystwie, przez kilka kolejnych godzin będzie nieśmiały i zakłopotany. Gdy zje coś zepsutego lub po prostu źle przyrządzonego, przez najbliższy czas dokuczać mu będą problemy żołądkowe. Ładne otoczenie potrafi zaś wprawić go w stan relaksu czy euforii, a gorący, długi prysznic niekiedy zachęca do flirtowania i miłosnych igraszek. Nie sposób nie wspomnieć też o wielozadaniowości - nowości w serii - dzięki której osoba oglądająca telewizję może jednocześnie grać na telefonie czy słuchać muzyki podczas biegania na bieżni. Za sprawą tego wszystkiego Simy stały się jeszcze bardziej ludzkie.
Drobnych nowości w The Sims 4 doczekał się również system kariery. Części popularnych zawodów, jak lekarz czy stróż prawa zupełnie się pozbyto (pewnie pojawią się w dodatku jakimś), ale za to doszły nowe warianty – można zostać m.in. e-sportowcem. Nie o to jednak konkretnie mi chodzi, a o drogę rozwoju zawodowego. Żeby awansować na wyższe stopnie kariery nie wystarczy po prostu uczęszczać do pracy i rozwijać inteligencję postaci (takiej statystyki zresztą tutaj nie ma), ale np. uczyć się programowania, grać codziennie w gry i zajmować wysokie miejsca w turniejach online czy (w przypadku wspomnianego e-sportowca) mieć kilkadziesiąt tysięcy widzów, podczas transmisji rozgrywki z gry wideo w internecie. Tego typu smaczków na czasie jest tu znacznie więcej – Simowie strzelający sobie "selfie" chyba nigdy nie przestaną wywoływać mimowolnego uśmiechu na mojej twarzy.
Gdy już stworzymy postać lub, w bardziej szaleńczym wariancie, całą rodzinę, otrzymujemy - standardowe - 20 tysięcy na start i trafiamy na mapę świata, gdzie dostępnych jest kilka parceli. Twórcy oddali nam dwie okolice do wyboru – jedna to ładne, kolorowe miasteczko, druga z kolei przypomina pokryte kurzem obrzeża Teksasu. Szybko jednak dociera do nas, że o otwartym, żyjącym świecie, znanym z The Sims 3, możemy zapomnieć.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler