To, że Risen 3 prędzej czy później powstanie, było bardziej niż pewne. Nie było żadnych przesłanek, jakoby miałoby być przeciwnie, a po premierze „dwójki” raczej nie sądziłem, że Pirahna Bytes będzie chciała znowu powracać do uniwersum Gothica (i mam wrażenie, że raczej już nie powróci, choć kto wie). Osobiście jednak myślałem, że Niemcy ogłoszą swoją grę nieco później, przynajmniej w 2015 roku. Zapowiedź Władców Tytanów kilka miesięcy temu była więc zaskakująca. Tym bardziej, że od premiery Risen 2: Mroczne Wody upłynęło niewiele ponad dwa lata. Teoretycznie więc, czasu na realizację „trójki” wcale nie było jakoś szczególnie dużo. Z tego powodu, sięgając po Władców Tytanów, wcale nie kipiałem entuzjazmem. Wprawdzie wierzyłem w możliwości deweloperów, ale udostępniane wcześniej materiały reklamowe nie zapowiadały jakiegoś piorunującego tytułu. Ale, jak się okazuje, nie mogłem bardziej się mylić. Risen 3 to wielkie, pozytywne zaskoczenie. Jak dla mnie, Władcy Tytanów to - póki co - czarny koń tegorocznych premier i kawał świetnego, ultra-wciągającego RPG (przez wielkie R!).
Pierwszą niespodzianką jest zupełnie nowy, nieznany dotąd bohater, nad którym przejmiemy stery. Będzie to żądny przygód bezimienny pirat, swoją drogą brat sympatycznej Patty (znanej z poprzedników) i jednocześnie syn legendarnego Siwobrodego. Pomysł wydał mi się początkowo trochę niepotrzebny, ale dosłownie po kilkunastu minutach całkowicie dałem się przekonać: heros pierwszych dwóch Risenów nie grzeszył osobowością, z czego twórcy najwidoczniej zdawali sobie sprawę. Postanowili więc trochę „zresetować” ten aspekt i na nowo stworzyć herosa - ciekawszego, bardziej wyrazistego. W moim przekonaniu, udało się to wyśmienicie. Pirat posiada wykwintny, cięty język, da się go lubić i da się z nim zaprzyjaźnić. Chłopak z niego sympatyczny, ale jego żądza pieniądza wplącze go w spore, by nie powiedzieć wielkie, kłopoty.
Nie zdradzając zbyt wiele, napiszę, że prosta wyprawa do pradawnej świątyni kończy się spotkaniem z arcy-groźnym potworem ze świata piekieł, a w rezultacie naszemu nieszczęśnikowi zostaje wyssana dusza, co niechybnie doprowadzi do jego zguby. Poza tym, na okolicznych wyspach wyrosły tajemnicze portale, prowadzące prosto do świata umarłych. Z portali tych wypełza cała armia rządnych mordu Cieni, które bez wahania spróbują zniszczyć wszystko, co żywe i piękne na świecie. Co więcej, po morzach pływa widmowa flota umarłych, a w całe to nieszczęście wmieszani są znani nam wszystkim Tytani. Pirahna po raz kolejny zgotowała nam wręcz apokaliptyczną wizję!
Twórcy, jak zwykle, serwują nam barwną, ciekawą opowieść. Risen 3 może pochwalić się bardzo rozwiniętym uniwersum, potrafi też kilka razy zaskoczyć zwrotami akcji. To po prostu sympatyczna, złożona, pełna przygód opowieść. Jedynie co nie do końca mnie przekonało, a o czym warto od razu wspomnieć, to brak wyraźniejszych nawiązań do poprzednich dwóch części serii. Pojawią się tu bohaterowie z jedynki (Mendoza, Eldric, Sebastian), pojawią się też postacie z Mrocznych Wód (Kostuch, Alvarez), ale ostatecznie twórcy praktycznie w ogóle nie wspominają o wcześniejszych wydarzeniach. Ani razu nie pada nazwa wyspy Faranga, nikt nie tłumaczy, co stało się z naszym starym podopiecznym. Z tego względu czułem się trochę - powiedzmy - nieswojo. Jakieś drobne wzmianki bez wątpienia byłyby mile widziane. Ale oczywiście jest to tak naprawdę drobiazg, który tylko minimalnie wpływa na ogólny odbiór scenariusza.
Pomijając opowieść, nie ukrywam, że pierwszy kontakt z grą był – powiedzmy – niezachęcający. Zabawę zacząłem jakąś chaotyczną bitwą morską, którą programiści próbowali urozmaicić prostymi, zupełnie niepotrzebnymi smaczkami (coś na wzór prymitywnego QTE). Od razu dała się we znaki słaba animacja i ogólny brak doświadczenia programistów w tej materii. Potem – przenieśliśmy się na zupełnie ładną wyspę tropikalną, poszukując tajemniczej świątyni i ukrytego w niej skarbu. Tu trochę poczułem się jak taki karaibski Indiana Jones, i choć od razu rzuciły mi się w oczy przyjemne krajobrazy i sympatyczna muzyka, tak przez pierwsze 1.5 godziny jakoś nic nie zaiskrzyło. Spacer wąską ścieżką, ciągła walka z potworkami, szukanie jakichś przełączników. Nie bardzo pasowało mi to do oczekiwanych przeze mnie mechanizmów. Na szczęście był to tylko wstęp. Zaraz po pewnych nieszczęściach, które dotkną naszego bohatera, Risen 3 obnaża swoje prawdziwe, piękne oblicze, a gracz od razu zostaje rzucony na – że tak powiem – głębokie wody.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler