Bardzo ciekawie wypada rozgrywka, czyli gwóźdź programu. Nie jest to zwykła strzelanka FPP, bowiem olbrzymią wagę przyłożono w niej także do eksploracji i rozwiązywania łamigłówek. Twórcy udostępnili spory wachlarz broni, który zaczyna się na nożu, idzie przez kilka rodzajów pistoletów i karabinów, a na bazooce kończy. W gruncie rzeczy, nie ma jednak znaczenia, co trzymamy w rękach, bowiem każda broń z danego „gatunku” działa niemal identycznie i posiada praktycznie tę samą siłę rażenia, a różni się tylko wyglądem. Jednocześnie, frajda ze strzelania jest ogromna, a całość przypomniała mi pierwszą odsłonę Medal of Honor. Sam nie wiem dlaczego, bo ledwo co mogę wygrzebać jej obraz w odmętach mózgu, wypełnionego toną innych gier, ale jednak. Być może wpływ na to mają nieco przygłupawi przeciwnicy, którzy, z jednej strony, odrzucają granaty, chowają się za przeszkodami, flankują, itd. Z drugiej, bywa, że stoję od nich 20 cm a ci nie mogą zdecydować się czy zacząć strzelać, czy uciekać? Niemniej stanowią jakieś tam wyzwanie, chociaż na normalnym poziomie trudności nie ginie się zbyt często. Dodatkowo muszę wspomnieć o kiepskich walkach z bossami. Jakkolwiek cała produkcja zapewnia pozytywne wrażenia z operowania bronią, tak potyczki z silniejszymi przeciwnikami (których jest jak na lekarstwo) są po prostu nudne (oprócz przedostatniego szefa).
Na osobny akapit zasługują nadnaturalni wrogowie, czyli w 90% przypadków mumie. Twórcy w ciekawy sposób podeszli do tematu, czerpiąc pomysł na walkę z nimi z… Alana Wake’a. By w ogóle uczynić takiego umarlaka podatnym na kule, należy wpierw skierować na niego światło latarki. Później wystarczy tylko nabój albo dwa i po sprawie. Oprócz bestii z ostatnich fragmentów gry, regularne zabandażowane zwłoki są zwykłym mięsem armatnim, o ile nie dopuścimy go blisko siebie, bowiem zabijają kilkoma szybkimi ciosami. Pokraki występują w rożnych odmianach, w tym takich z tarczami, mieczami, a nawet bronią palną. To zwykłe popychadła, ale stanowią miłe urozmaicenie.
Zagadki natomiast to klasa sama w sobie. Deweloperzy nie wymyślili koła na nowo - zabawa polega na przesunięciu czegoś, obróceniu czegoś innego, poświeceniu latarką tu i tam czy pokręceniu lustrami. Łamigłówki nie sprawiają większych problemów (zaciąłem się na dłużej tylko przy jednej. Przy okazji dziękuję za pomoc Krzysiek!), ale też nie wpada się na ich rozwiązanie od razu po ujrzeniu danej przeszkody. Z pomocą przychodzi notatnik, w którym Quatermain znajduje podpowiedzi. Nie zawsze są do końca jasne, ale o to właśnie chodzi. Zabawa wygląda więc tak, że wpadamy do jednego pomieszczenia i strzelamy przez 10 minut. Następnie idziemy sobie dalej i natrafiamy na zagadkę z którą „męczymy się” też 10 minut i tak w kółko.
Do tego dochodzą jeszcze sekwencje eksploracyjne. Pracownicy studia The Farm 51 poukrywali bowiem mnóstwo skarbów, które nie stanowią tylko dodatkowej atrakcji, ich szukanie jest swego rodzaju koniecznością. Owszem da się bez nich przeżyć, ale jest jeden problem – będzie trudniej. Postać naszego podopiecznego można rozwijać, ulepszając jego zdolność do szybszego przeładowywania broni, regeneracji zdrowia, itd. System ten podzielony jest na 4 ścieżki i tyle też rodzajów skarbów poukrywano na planszach. By dopalić gościa, koniecznym jest plątanie się po grobowcach, w poszukiwaniu znajdziek. Pomaga nam w tym podręczny kompas, który w pobliżu celu, wskazuje kierunek, w którym należy się udać. Można znaleźć także mapę, na której znajdują się dokładne lokalizacje statuetek. Jedne leżą poukrywane w liściach, do innych trzeba się dostać unikając pułapek, itd. Jest fajnie. Nie jestem miłośnikiem „lizania ścian”, ale w tym przypadku pokusiłem się o odszukanie około połowy nagród. Jak na mnie, to znakomity wynik, świadczący o dobrym pomyśle autorów.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler