Materdea @ 01.09.2013, 12:30
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨💻
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Fantasy zawsze jakoś dobrze leżało niemieckim deweloperom. Za przykład niechaj posłuży, tak wielbiona w naszym kraju, seria Gothic czy Drakensang.
Fantasy zawsze jakoś dobrze leżało niemieckim deweloperom. Za przykład niechaj posłuży, tak wielbiona w naszym kraju, seria Gothic czy Drakensang. Nie można nie wspomnieć o stołowym systemie RPG – The Dark Eye, choć to akurat ściśle wiąże się z recenzowanym tytułem. Mimo wszystko produkcje zachodnich sąsiadów nie zawsze przyjmowane były dalej niż w Europie z otwartymi ramionami i tego stanu rzeczy nie zmieni Memoria, nowa przygodówka studia Daedalic Entertainment. Jednak i co z tego? Ja bawiłem się z tym dziełem bardzo dobrze i mam nadzieję, że Wy także będziecie mieli podobne odczucia.
Memoria w żadnym stopniu nie zmienia koncepcji gry przygodowej, wykreowanej przez Daedalic. O ile ostatnio ogrywany przeze mnie twór KING Art – The Raven: Legacy of a Master Thief – posiadał kilka cech skutecznie modyfikujących klasyczny pomysł na point & clicka, o tyle dzieło Niemców podąża wciąż tym samym szlakiem i, broń Boże, nie jest to zła taktyka. Jeśli twórcy czują się w tym dobrze to chwała im, że ciągle chcą to tworzyć i bawić się.
Gra jest bezpośrednią kontynuacją The Dark Eye: Klątwa Wron. Już na tym etapie widać pewną analogię, bowiem również i poprzedniczka korzystała z dobrodziejstw wspomnianego przeze mnie we wstępie RPG-a. Tym samym oznacza to, że fabułę osadzono w jego realiach, gdzie krainy, nazwy własne i wiele innych słów pochodzi bezpośrednio stamtąd. Tak czy siak, kontynuacja nosi wiele znamion wymienionego tytułu – czego dobitnym przykładem jest charakterystyczny styl graficzny. Ale o nim za chwilę.
W grze wcielamy się w dwie postaci, zaś nakreślona historia przeplata między sobą ich losy. Pierwsza osoba, którą spotykamy po rozpoczęciu nowej zabawy to Geron – trochę fajtłapowaty i niezdarny młodzieniec, chcący za wszelką cenę znaleźć lekarstwo na objętą klątwą przyjaciółkę, wróżkę Nuri. Drugą sylwetką jest księżniczka Sadja z odległej mieściny Fasar. W jej przypadku, naszym celem staje się zaspokojenie rozdmuchanego ego, nakazującego nam wzięcie udziału w wielkiej bitwie pomiędzy demonami, a ludźmi. Cóż, prozaicznym powodem jest chęć noszenia naszywki z odznaczeniem: „najlepsza wojowniczka wszechczasów”. Na pierwszy rzut oka śmiało można stwierdzić, że obu bohaterów nie łączy ze sobą nic nadzwyczajnego. Mimo – dość mylnego – pierwszego wrażenia, wraz z odnajdywaniem kolejnych dokumentów, łączeniem faktów i powolnym sklejaniem do kupy tych puzzli, znajdujemy mnóstwo podobieństw Gerona i Sadji. Jest to o tyle ciekawe, że życie księżniczki obserwujemy prawie 500 lat wcześniej. Takie żonglowanie realiami w Memorii jest dosyć częstym zabiegiem, ale nadaje to bardzo fajnego tonu całej opowieści.
Fabuła to mocna strona sequela Klątwy Wron. Bardziej złożona, skomplikowana i intrygująca – można powiedzieć, że obserwujemy taki średniowieczny political fiction. Momentami odnosiłem wrażenie, iż uczestniczę w historii rodem z naszego Wiedźmina, gdzie knowania polityków i pokrętna dyplomacja stanowiły jeden z trzonów scenariusza. To jak najbardziej uznaję na plus. Doceniam też fakt, że grafika to miła odmiana od kreskówkowej stylistyki znanej z innych produkcji Daedalic m.in. serii Deponia. Zwłaszcza, jeśli odniesiemy to do jesiennej premiery jej trzeciej części tego znamienitego cyklu.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler