Materdea @ 04.08.2013, 11:55
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨💻
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Kiedy ukradkiem spoglądałem na screeny z 9 Poszlak: Tajemnica Serpent Creek, miałem nieodparte wrażenie, że za chwilę będę miał do czynienia z produkcją gatunku „kiosk” – 10 złotych, tekturka i 2 godziny względnej zabawy.
Kiedy ukradkiem spoglądałem na screeny z 9 Poszlak: Tajemnica Serpent Creek, miałem nieodparte wrażenie, że za chwilę będę miał do czynienia z produkcją gatunku „kiosk” – 10 złotych, tekturka i 2 godziny względnej zabawy. Po niespełna pięciogodzinnej sesji, podczas której skończyłem to dzieło tandemu Artifex Mundi i Tap It Games, uczucie „kioskowości” gry co prawda zostało, aczkolwiek w nieco mniejszym stopniu. Tylko ogólny pogląd na ten tytuł się zmienił – to krótka, bardzo wciągająca, trzymająca w napięciu z zarysowanym od samego początku quasi-niespodziewanym twistem fabularnym produkcja. Bawiłem się przednio!
Przyznam się, że do tego tytułu podchodziłem jak do jeża. Ale przełamałem się i wystartowałem zaraz po zakończeniu instalacji. Nie zważajcie na to, że menu – pomimo iż bogate w detale i wypakowane szczegółami – jest dosyć dziecinne i ze startu chce mu się przyszyć łatkę nic niewartego chłamu. Błąd – choć nie taki ogromny, to jednak błąd. Historia absorbuje od początku do końca, zaś sama gra wykonana jest w stylu HOPA – Hidden Object Puzzle Adventurer. Modelu przygodówki może bardziej klasycznym od tych klasycznych klasyków. Nie widać, jak nasza postać się porusza, a jedynie szukamy odpowiednich przedmiotów – z lokacji do lokacji przechodząc dzięki prostym kliknięciom na dostępnej mapie terenu.
Scenariusz nie jest jakimś hollywoodzkim wytworem, jednak mającym swoje wysokiej klasy momenty, ale i dosyć bolesne upadki. Najważniejsze – potrafi przyciągnąć uwagę grającego swoją formułą, toteż blisko pięć godzin zabawy z tytułem nie poszły na marne. Kierujemy postacią pani detektyw przybywającej do tytułowego Serpent Creek na prośbę przyjaciółki – Helen Hunter. Miasteczko przygotowuje się właśnie do dorocznego festiwalu węży. Na domiar złego Helen gdzieś wyparowała, kierownik motelu twierdzi, że nigdy o niej nie słyszał, a dookoła ludzie łażą jak otępiali. Coś tutaj się dzieje i nasza w tym rola, by odkryć co.
Intrygę zakrojono aż po najwyższe szczeble lokalnej władzy. Może nie brzmi to przekonywająco, zwłaszcza na tle weteranów tematu, ale co by o dziele Tap It Games (Artifex Mundi wydaje produkcję) nie mówić, to cała opowieść wyszła im bardzo, bardzo zgrabnie. Jak pisałem, ślicznie przykuwa do monitora i pomimo krótkiego czasu potrzebnego na skończenie Dziewięciu Poszlak nie czułem, że źle wykorzystałem ten czas. Również postacie drugoplanowe to nie żadne arcydzieło. Nakreślone sylwetki poboczne są w dużej mierze sztuczne, przewidywalne (jak i sama fabuła) oraz sztampowe. I szczerze mówiąc, kłują w oczy, psując misternie przygotowany scenariusz.
Nie zawiedziono przy tym na najważniejszym – dla HOPA – polu, a mianowicie tłach. Miejscówki są bardzo dobrze zaprojektowane, mimo iż nie uniknęły drobnej monotonii (akcja na terenie Serpent Creek + drobne obrzeża, a wszystkiemu przygrywa wieczorowa pora) to i tak patrzyło się na nie z podziwem. Bogate w detale, interaktywne elementy, które możemy przeczytać, zwrócić na nie uwagę. Przy tym po prostu ładne.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler