zvarownik @ 20.05.2013, 10:26
Kamil "zvarownik" Zwijacz
Zeszłoroczne Resident Evil 6 zawiodło wielu fanów serii. W tym samym roku ukazało się za to Resident Evil Revelations na handhelda Nintendo 3DS, które z kolei zebrało bardzo pochlebne opinie.
Zeszłoroczne Resident Evil 6 zawiodło wielu fanów serii. W tym samym roku ukazało się za to Resident Evil Revelations na handhelda Nintendo 3DS, które z kolei zebrało bardzo pochlebne opinie. Firma Capcom postanowiła wydać ten tytuł jeszcze raz, tyle, że na pozostałe, znacznie mocniejsze platformy sprzętowe. Z początku obawiałem się takiego ruchu, przerażała mnie myśl ohydnej, jak na możliwości stacjonarnych konsol i komputerów PC, oprawy graficznej. Rzeczywistość jednak ponownie zweryfikowała moje poglądy, a sama produkcja okazała się bardzo dobra.
Nie jestem największym maniakiem serii Resident Evil na świecie. Bardzo miło wspominam jednak pierwsze dwie części, w które zagrywałem się jeszcze jako gówniarz i trząsłem portkami przy tych produkcjach, jak przy niczym innym (no może jeszcze pierwszy Silent Hill ostro rył psychikę). Od tamtej pory minęło sporo czasu. Flagowa seria Capcomu ewoluowała, by wraz z „czwórką” całkowicie odmienić swoje oblicze. Revelations w żadnym stopniu nie nawiązuje równej walki z najlepszymi odsłonami Residenta, ale nie znaczy to, że jest kiepską szpilą. Wręcz przeciwnie, dawno już żaden projekt nie wciągnął mnie tak, by zaliczyć go w dwóch podejściach.
Historia, jak zawsze w przypadku tej serii, jest mocno pokręcona i w zasadzie do samego końca można spodziewać się niemal wszystkiego. W wielkim skrócie chodzi o to, że znana wszystkim graczom (a przynajmniej powinna być) Jill Valentine wraz ze swoim partnerem, wyrusza na okręt Queen Zenobia, by odnaleźć zaginionego Chrisa Redfielda. Oczywiście to zaledwie początek większego spisku, w który zamieszane są organizacje BSAA i FBC, walczące z bioterrorystami, którzy również grają w opowiedzianej historii pierwsze skrzypce. Tak samo zresztą nowa odmiana wirusa, T-Abyss. Jazda jest taka, że nie śledząc uważnie każdego filmiku, można się w mig pogubić. Tak samo, jak szukając kluczy do domu w torebce kobiety (Mission Impossible). Akcja trzyma w napięciu przez całe 7 godzin, potrzebne do zaliczenia głównego wątku na normalnym poziomie trudności. Mało tego, dwa razy myślałem, że to już koniec gry, a tu się okazywało, że czekają na mnie kolejne levele do pokonania. Pisząc w skrócie, fabuła jest przegięta na maksa, ale nie sposób się nią nie zainteresować. W mojej opinii, jest głównym elementem napędzającym do dalszego obcowania z grą.
W parze z nią idzie świetny gameplay. Szczerze mówiąc nie rozumiem tych całych opinii głoszących, że Revelations to powrót do pierwszych trzech odsłon. Nie widzę w niej niczego, co można by było porównać do tych gier. Tamte produkcje zapisały mi się w głowie jako te, w których słowo „survival” naprawdę miało znaczenie. W tym przypadku znaczenie większy nacisk położono na akcję, przez co produkcji jest zdecydowanie bliżej do „czwórki” i „piątki”. Owszem, pierwsze 3 godziny zabawy to klimatyczny horror (to chyba stąd te porównania), w którym trzeba liczyć się z nabojami, należy celnie strzelać w łepetynę i rozwiązywać proste zagadki, opierające się na szukaniu jakiś elementów, by wykorzystać je w innym miejscu. Klasyka. Niemniej im więcej czasu spędza się z tą produkcją, tym coraz więcej się strzela, ucieka, uczestniczy w scenach rodem z Call of Duty (ostrzał z helikoptera, ostrzał z łódki, tonący statek, itd.). Dwie ostatnie godziny to jazda bez trzymanki. Gracz znajduje się w takim amoku i jest tak nabuzowany, że chyba nie spotkałem się jeszcze z Residentem, aż tak nastawionym na wyżynanie coraz mocniejszych przeciwników.
Na szczęście nie jest to żaden zarzut, gdyż rozgrywka daje niesamowitą frajdę, ale jeżeli ktoś liczył na horror z krwi i kości, to się zawiedzie. Całość podzielona została na epizody, a te na układy. Przed rozpoczęciem każdego oglądamy sobie wydarzenia jakie miały miejsce w poprzednim, więc nawet po dłuższej przerwie dość szybko można wpaść w rytm. Co ważne, akcja wcale nie rozgrywa się tylko w jednym miejscu i nie kierujemy wyłącznie jedna postacią. Twórcy postanowili pokazywać historię z różnych perspektyw, dzięki czemu wcielamy się chyba w 5 osób, a najczęściej na ekranie oglądamy fajny tyłek Jill i muskulaturę Chrisa.
Co do miejsca akcji. By nie zdradzić przebiegu fabuły napiszę tak - Queen Zenobia to duży okręt, który oferuje wiele różnych pomieszczeń. Od ciasnych i ciemnych korytarzy, przez kasyno, po maszynownię. Jednak to nie wszystko, gdyż połazimy także po zaśnieżonych górach, przyjdzie nam nurkować w wodzie, powalczymy również w wieżowcu. Dość często miejsca te wymieniają się, a poza tym to nie koniec niespodzianek, które zaserwuje wszystkim chętnym Revelations. Taki zabieg sprawił, że nie ma po prostu szans, by ktokolwiek zaczął się nudzić tym samym widokiem. Gdy coś zaczyna nużyć, to nagle wchodzimy w skórę innego bohatera i strzelamy do potworów na drugim końcu świata. Kilkanaście minut odmiany i wracamy na okręt. Może się to wydawać pokręcone i faktycznie tak jest, ale wszystkie zdarzenia mają logiczne podłoże, pokazują np. co robił ktoś tam w czasie, gdy Jill robiła coś innego. Podoba mi się taki misz masz i zróżnicowanie, ale średnio jestem przekonany do przeciwników.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler