guy_fawkes @ 28.04.2013, 14:14
Krzysztof "guy_fawkes" Kokoszczyk
W wielu filmach akcji jest taka scena: samolot pełen ludzi, brakuje paliwa, autopilot wysiadł. Nagle wstaje ktoś z pasażerów mówiąc „ćwiczyłem na symulatorach” i bezpiecznie sprowadza maszynę na ziemię.
W wielu filmach akcji jest taka scena: samolot pełen ludzi, brakuje paliwa, autopilot wysiadł. Nagle wstaje ktoś z pasażerów mówiąc „ćwiczyłem na symulatorach” i bezpiecznie sprowadza maszynę na ziemię. Gdyby jednak mnie lub Was spotkała konieczność poddania się transplantacji w warunkach polowych, nie ufajcie żadnym domorosłym chirurgom, bowiem mogli grać w Surgeon Simulator 2013. A to wystarczy, by umrzeć na samą myśl.
Paradoksalnie, za pierwszy gameplay dzieła Bossa Studios uznałbym pewien odcinek drugiego sezonu 13 posterunku – Znachorzy. Mundurowi przyjęli w nim na komisariat pacjentów ewakuowanych z pobliskiego szpitala, zagrożonego eksplozją bomby. Punkt kulminacyjny epizodu stanowiło usunięcie wyrostka i choć mieli w składzie policjanta z doświadczeniem chirurgicznym, zabieg musiał dokończyć kompletny amator, specjalista od wywoływania kataklizmów wszelakiej maści – Cezary Cezary. Operacja się udała, chory odzyskał przytomność, ale sposób, w jaki został potraktowany, to niemal to samo, co robi ze swoimi pacjentami Nigel Burke - człowiek, który nigdy nie powinien znaleźć się w pobliżu chorego. Co prawda jeszcze nie ma sobą wszystkich egzaminów, ale to wcale nie przeszkadza mu podejmować się naprawdę trudnych przypadków. Cóż - do celu po trupach.
Pierwotna wersja gry – zmajstrowany w ciągu 48 godzin pseudo-symulator transplantacji serca zawojował Internet do tego stopnia, że autorzy rozwinęli oryginalną koncepcję, czyniąc z Surgeon Simulatora 2013 komercyjny produkt, który dzięki głosom społeczności znalazł się na Steamie. Dodano przeszczep obu nerek oraz mózgu (sic!) i choć to bardzo skromna liczba nowego contentu, przeprowadzenie ich ot tak, z marszu, to istne mission impossible. Nasz protegowany, jakkolwiek nie obdarzony głosem i osobowością, ma jedną cechę rzutującą na cały gameplay: jest kompletnym fajtłapą, luźno traktującym szpitalne procedury. Założenie rękawiczek? Odpięcie zegarka (wskazuje prawdziwą godzinę!) do operacji? A kto to widział, przecież pacjent śpi, nie zauważy różnicy, a czas to pieniądz. Jako że cel uświęca środki, nie obchodzi go, iż po drodze do felernego organu wypatroszy całą okolicę, od płuc przez jelita, po wątrobę. Liczy się, by zdrowy element zastąpił wadliwy. Połączenie odpowiednich tętnic? A po co, niech organizm radzi sobie sam, i tak otrzymał wystarczającą pomoc. Zresztą, już udowodnił swoją twardość faktem, że np. do przeszczepu serca wcale nie potrzebował aparatury zapewniającej krążenie pozaustrojowe. Żebra odrosną, reszta organów leżąca na podłodze też powinna. W końcu zawsze istnieje szansa na ileś tam milionów, że operuję Wolverine’a, zatem nie mogę jej zlekceważyć. A nuż organizm nie będzie wiedział, co zrobić z dwoma wątrobami…? To byłby dopiero problem, a tego właśnie chcemy uniknąć, prawda?
Zachodzi więc oczywiste pytanie: jak oddać fajtłapowatość protagonisty? Oczywiście za pomocą sterowania! Nasz cyrulik operuje jedną ręką, domyślnie lewą. Można ją zmienić na prawą, ale w gruncie rzeczy służy to tylko temu, by uświadomić gracza, iż posiada… dwie lewe, naturalnie w przenośni, w dodatku, dziurawe. Każdym palcem kierujemy osobno, zaś mysz służy do manipulowania dłonią w trójwymiarowej przestrzeni tak, by naprowadzić ją na żądany obiekt i chwycić właściwymi palcami. Sami twórcy przyznali, iż ten element ma być zmorą i praktycznie uniemożliwić opanowanie do perfekcji – nawet nie chcę myśleć, co by się działo, gdyby Nigel miał do dyspozycji obie dłonie... Początki są koszmarne, rzekłbym wręcz – masakryczne (dla pacjenta dosłownie), gdyż developerzy to ekipa trolli nie ułatwiających zadania: narzędzia chirurgiczne leżą na stolikach w sposób niby realistyczny, ale za to mocno utrudniający dobywanie kolejnych, a co więcej jest ciasno, więc łatwo zrzucić na podłogę coś potrzebnego – a to już nieodwracalne. Wbrew pozorom celu nie stanowi też uśmiercenie pacjenta w jakiś kreatywny sposób (choć istnieją takie achievementy) – każdy ma do stracenia określoną ilość krwi, zaś ciachaniem gdzie popadnie wywołamy tylko ogromny, trudny do zatamowania krwotok. Na szczęście tymi ostatnim zaradzą istnieje z odpowiedniego specyfiku, lecz trzeba uważać, by samemu się nie ukłuć, albowiem prowadzi to do narkotycznego odurzenia (lecz i na to jest remedium). Wachlarz narzędzi jest całkiem szeroki – są wśród nich zarówno instrumenty z prawdziwych sali operacyjnych, jak skalpele (również laserowe) i piły, a dla zgrywy twórcy dołożyli zabawki do totalnego holokaustu na klatkach piersiowych, jamach brzusznych i czaszkach – młotki czy toporki. Do szczęścia zabrakło mi niewielkich ładunków wybuchowych, ale kto wie, co się pojawi w przyszłości, gdy developer wpadnie na pomysł transplantacji kończyn?
Gdy już jako-tako opanujemy sterowanie i przebrniemy przez komplet zabiegów (zdobywając notę zależną od m.in. czasu oraz utraconej krwi), gra podnosi poprzeczkę – musimy zrobić to samo, lecz teraz… w pędzącym ambulansie co rusz podskakującym na wybojach, przez to strata ważnego organu, bądź przedmiotu za sprawą wypadnięcia z pojazdu to wręcz normalka. Ażeby było jeszcze śmieszniej, istnieje też bonusowe zlecenie na operację testującą cierpliwość każdego, kto w dzieciństwie marzył o zostaniu lekarzem i… sami zobaczycie. Jak szaleć, to szaleć, poza tym składając przysięgę Hipokratesa automatycznie godzimy się ratować ludzkie życie, bez względu na miejsce i okoliczności – tym bardziej, jeśli kryje się wśród nich aluzja do pewnego wielkiego hitu. Zresztą nie trzeba wcale ruszać na blok operacyjny, bo samo menu główne, zorganizowane w formie biurka, to niezły, wysoce interaktywny plac zabaw – dla przykładu, można załadować do komputera inną dyskietkę, nawet z grą. Dodatkowo na flopach pojawiających się po kolejnych misjach znajdują się cenne wskazówki co do metodyki zabiegów. A wszystko dzięki silnikowi Unity, z którego autorzy wykrzesali bardzo przyzwoitą oprawę wizualną, dodając niezłą muzykę – w większości budzi skojarzenia do tej, jaka towarzyszy klientom w centrach handlowych czy windach, ale dodatkowy poziom zawiera też znacznie subtelniejszy soundtrack.
Stając pierwszy raz nad chorym czułem się jak Montypythonowski doktor Patafian. W świecie Surgeon Simulatora 2013 nic nie jest normalne i nie działa tak, jak trzeba, a mimo to pacjenci jakoś, choć nie zawsze, przeżywają. Chwila, moment, przecież nasz ukochany NFZ dostarcza podobnych wrażeń, i to bez odpalania komputera…
Dobra |
Grafika: Unity zapewniło naprawdę przyjemną oprawę wizualną. |
Dobry |
Dźwięk: Skromny, ale przyjemny. Muzyka silnie kojarzy się z tą w centrach handlowych. |
Dobra |
Grywalność: Oglądanie efektów nieporadności bohatera daje masę frajdy! |
Świetne |
Pomysł i założenia: Pseudo-symulator pełen czarnego humoru w dobie symulowania wszystkiego "na poważnie"? Brać, nie pytać! |
Genialna |
Interakcja i fizyka: Interakcja i fizyka to największe dobro Surgeon Simulatora 2013. Bez nich nie byłoby mowy o (nie)udanych operacjach! |
Słowo na koniec: Dzieło Bossa Studios nie jest czymś wybitnym, ale broni się czarnym humorem i prześmiewczym podejściem do symulatorów. Gdy trafi do jakiejś przeceny, bierzcie od razu! |
Werdykt - Dobra gra!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler