W trakcie przygody dane nam będzie również poznać specjalny krzyk, który pozwala okiełznać smoka i przyporządkować go swoim myślom. Głośno zapowiadana możliwość latania na takiej bestii okazuje się być jedynie marketingową papką, napędzającą sprzedaż. W praktyce jest to najsłabszy element całego rozszerzenia. Sterowanie gadem sprowadza się do zaznaczania kolejnych przeciwników. Resztę wykonuje smok – zupełnie sam. Nie mamy na niego dosłownie żadnego wpływu, a lot na dłuższą metę jest jedynie utrapieniem. Szkoda, bowiem można było oddać w ręce graczy rozwiązanie na wzór tego z Divinity II: Ego Draconis, gdzie mogliśmy po prostu w skórze wielkiego gada przemierzać poszczególne lokacje. Gracze poczuliby się jak prawdziwi władcy smoków.
Dragonborn, jak już wspomniałem, oferuje szereg zadań pobocznych, które wciągają równie mocno, co wątek główny. W efekcie wykonania niektórych z nich dostajemy nawet pełnoprawną posiadłość, z pełnym zestawem kowala w środku, co powinno ucieszyć amatorów wytwarzania broni. Ci sami uradują się również na wieść o nowym rodzaju surowca, z którego można kuć oręż. Zowie się on stalhrim, a jego występowanie jest bardzo rzadkie. Nie dziwi zatem fakt, iż wiąże się z nim kilka zadań.
Solstheim już od pierwszych minut przywodzi na myśl The Elder Scrolls III: Morrowind. Naszym oczom ukazują się charakterystyczne zabudowania oraz jeszcze bardziej ikoniczne zbroje gwardzistów, wykonane z chityny. Okoliczne tereny pokryte są typowym dla tego terenu pyłem wulkanicznym, a na ścieżkach grasują popielce. Jakby mało było wspomnień, w oddali widać plującą ogniem Czerwoną Górę, którą powinien kojarzyć każdy fan tego uniwersum. W głośnikach przygrywa natomiast nostalgiczna muzyka, skopiowana z trzeciej części serii. I w żadnym wypadku nie jest to wada…
Jako iż Solstheim jest wyspą graniczną między Morrowindem, a Skyrim, znajdziemy tu zarówno pustkowia, jak i pokryte śniegiem górskie drogi, zamieszkane przez starą rasę Nordów. Po innej stronie grasują natomiast gnomo-podobne istoty oraz mroczne elfy. Teren dodatku jest zatem siedliskiem wielu kultur, wśród których nie zabrakło także daedrycznych ruin i mrocznych tajemnic.
Trzeba przyznać, iż twórcy odrobili zadanie domowe celująco. Gracz czuje się jak w domu, stąpając po znanych skądinąd lokacjach. Świat dodatku żyje własnym życiem, a do tego idealnie łączy się z prowincją Skyrim, przeplatając część wątków oraz wydarzeń. Dzięki temu odczuwamy, że bierzemy udział w spójnej całości.
Dragonborn oferuje sporo nowości, jednak nie prowadzą one do ogólnej dysproporcji. Nie znajdziemy tu przepakowanych broni czy czarów, a raczej alternatywne ich wersje, doceniane przez kolekcjonerów. To właśnie oni będą w pełni zadowoleni z chitynowych pancerzy i, nakładanych na głowę, owadzich hełmów.
Prawdopodobnie ostatni dodatek do Skyrima to idealne zwieńczenie tej części serii. Rozszerzenie wprowadza wiele nowych rozwiązań, a co najważniejsze, oferuje zupełnie odmienny klimat, nawiązujący do starych, dobrych czasów. Nie jest to kolejny dodatek z cyklu „więcej tego samego”. To unikalna opowieść o trudach mieszkania w cieniu Czerwonej Góry, gdzie rozgrywają się zarówno drobne intrygi, jak i sięgające innych wymiarów wojny o władzę. Pozycja obowiązkowa dla fanów serii.
Genialna |
Grafika: Piękny design pyłowej krainy połączonej z białymi, górskimi lokacjami przywodzi na myśl bardzo dobre skojarzenia. |
Genialny |
Dźwięk: Za muzykę z Morrowinda należy się najwyższa nota. |
Świetna |
Grywalność: Grywalność stoi na najwyższym poziomie, wzbogacając klasycznego Skyrima o zupełnie nowe doznania. |
Genialne |
Pomysł i założenia: Powrót na stare śmieci to strzał w dziesiątkę. |
Świetna |
Interakcja i fizyka: Walczymy, wykonujemy zadania, podziwiamy widoki - na froncie wciąż bez zmian. |
Słowo na koniec: Dragonborn to pozycja obowiązkowa dla każdego fana serii. Bethesda pokazała, że potrafi kreować niezwykle oryginalną zawartość. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler