Już na wstępie napiszę, że w niniejszej recenzji nie macie co szukać oceny. Dlaczego? Dlatego, że wystawienie noty SimCity w obecnym stanie jest po prostu niemożliwe. Próbowałem grać przez kilka ostatnich dni, namiętnie wytrzymując błędy i cierpliwie wyczekując wolnego połączenia z serwerem. Pomimo tego że kilka godzin udało mi się pograć, nie potrafię przy pomocy jednej cyferki zdefiniować najnowszego dzieła studia Maxis. By znaleźć wyjaśnienie dlaczego, czytajcie dalej.
Pierwsze, co uderza gracza po wyciągnięciu produkcji z pudełka i jej zainstalowaniu, to fakt, iż do zabawy konieczne jest ciągłe połączenie z siecią. Choć jest to uciążliwe, można by przeżyć, gdyby nie to, że system nie działa. Albo w ogóle nie można się zalogować, albo serwery są przepełnione, albo po wejściu do gry, po kilku minutach jesteśmy wyrzucani do pulpitu. W ciągu mniej więcej 10 godzin zabawy nie udało mi się ani raz wskoczyć do gry bez choćby jednego incydentu. Najbardziej wkurzające w tym wszystkim są kolejki na przepełnione serwery. Kiedy do takowej trafimy musimy czekać, aż sytuacja się rozluźni. Jeśli nie, czekamy dalej – ja, rzecz jasna, aż taką ilością wolnego czasu do marnotrawienia nie dysponuję, a w związku z tym, wyłączałem grę i odchodziłem od komputera, z nadzieją, że przy kolejnym podejściu się uda.
Czasem rzeczywiście dało się wskoczyć na serwer bez większych problemów, ale co z tego, skoro po rozegraniu około godzinnej sesji, wyjściu z niej i wskoczeniu do gry z powrotem, znajdowałem miasto w stanie, w jakim było przed rozbudową. Winne są w tym przypadku również serwery, które nie synchronizują poprawnie danych, zapominając postępy jakie poczynił gracz. Co ciekawe, może być jeszcze gorzej – choć akurat mi się to nie przytrafiło. Niektórzy gracze zgłaszają, że ich miasta ni stąd ni zowąd, przestają być ich, najczęściej kiedy postawili je w regionie określonym jako prywatny. Próba odzyskania kończy się wówczas fiaskiem, co sprawia, że wiele godzin wytężonej „pracy” może pójść na marne.
Kłopotliwe są też niektóre aspekty rozgrywki. Otóż SimCity nastawione jest z góry na zabawę sieciową (choć tryb singlowy jest i – o zgrozo – wymaga połączenia z Internetem). Gracz wskakując do wirtualnego świata staje się właścicielem małego skrawka terenu, a na nim musi zbudować swoją „metropolię”. W okolicy powstają podobne struktury, budowane przez innych graczy. Pomiędzy poszczególnymi miastami panuje wiele zależności. Można ze sobą współpracować, lub sobie przeszkadzać. Mając za sąsiada osobę wyspecjalizowaną w utylizacji śmieci, jesteśmy w stanie wysyłać do niego nasze odpadki, zmniejszając w ten sposób zanieczyszczenia u siebie, a zwiększając obroty znajomego. Jeśli wszystko działa jak należy i w okolicy budują się osoby odpowiedzialne, komunikatywne, a najlepiej, znajomi, zabawa nabiera całkiem ciekawego kształtu. Wymiana dóbr, połączenia transportowe, mikro zarządzanie, dyplomacja itd. – wszystko to sprawia, że można się wciągnąć. Co jednak gdy obok powstanie jakiś kopcący, smrodzący moloch, którego właściciel opuści, czy to ze względu na problemy z połączeniem, czy po prostu zdecyduje, że mu/jej nie wyszło i zechce zacząć od zera? Jego śmietnik będzie szkodził wszystkim w okolicy, co może doprowadzić do tego, że cały teren opustoszeje.
Deweloper przygotował się na szczęście na taką ewentualność i kiedy miasto rzeczywiście „dryfuje”, możemy je przejąć we władanie i wyprowadzić na prostą. Niestety funkcje do tego służące nie działają tak, jak powinny. Znalazłem bowiem jedno takie „wysypisko” i kiedy próbowałem je przejąć, nic się nie działo. Po kilkukrotnej próbie, wreszcie zostałem wywalony do pulpitu i tak oto skończyła się moja pokojowa próba przejęcia. W ogóle sytuacja niedziałających, albo działających z opóźnieniem elementów interfejsu to zmora – wszystko za sprawą tego, że gra chyba każdą jedną czynność zgłasza serwerom. Gdy te nie odpowiadają, nie dzieje się nic, albo następuje istotne opóźnienie.
Same miasta są niestety dość małe, bo obszar do zabudowy został ograniczony, aby wymusić na graczach wzajemne relacje. Z tego powodu nie da się mieć metropolii samowystarczalnej, posiadającej wszystkie możliwe struktury. Osoby, które zdecydują się na industrializację okolicy, nie będą mogły postawić na turystykę. Jeśli zdecydujemy się na produkcję jakiś dóbr możemy jednak liczyć na to, że uda się dojść do porozumienia z okolicznymi miastami. W przypadku turystyki jesteśmy w stanie dostarczać rozrywkę wszystkim dookoła, zarabiając na transporcie, sklepach itd. Niby całość działa jako, tako, ale wielkość dostępnego terenu to dość istotna ujma. Skromne mapy sprawiają, że po kilku godzinach, cały obszar jest zapełniony. Dalsza zabawa to albo rozpoczęcie budowy kolejnego miasta, albo powiększanie dróg, celem ściśnięcia coraz większej liczby ludzi. W efekcie każda metropolia będzie wyglądać tak samo – dziesiątki wieżowców, poupychanych jeden na drugim. Problem z grupą miast jest znowu taki, że nie łatwo nimi zarządzać. Człowiek zaczyna się gubić i w ostateczności, zaniedbywać swoje obowiązki burmistrza. Jakby tego było mało, tylko aktualnie „obsługiwane” miasto się rozwija, pozostałe są w stanie uśpienia, co także sprawia problemy. Pracownicy z jednego miasta, nie zawsze docierają do drugiego, tak samo karetki pogotowia, czy straż pożarna. Przeróżnych niedociągnięć jest cała masa.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler