Crysis od zawsze był dla mnie synonimem świetnej oprawy wizualnej, ale już nie koniecznie równie wybornego gameplayu. Choć fabularnie kolejne odsłony serii szczególnie nie zawodziły, to pod względem rozgrywki żadna z dotychczas wydanych części nie potrafiła mnie specjalnie przyciągnąć do monitora. Grało się dobrze, ale to trochę za mało by pozwolić cyklowi być czymś więcej, niż tylko kolejną strzelanką, w której główne skrzypce gra oprawa wizualna i związanie z nią efekty, wybijając się ponad angażujący gameplay. Crysis 3 okazuje się jednak umiejętnie łączy oba elementy, pokazując jednocześnie, że Crytek potrafi uczyć się na błędach i z dużym przytupem zamyka rozdział człowieka w nanokombinezonie na obecnej generacji.
W Crysis 3 wcielamy się w skórę (kombinezon?) Proroka, jednego z bohaterów pierwszej części. Akcja toczy się w 2047 roku, a główny bohater spędził 20 lat zamknięty w kriokomorze, zlokalizowanej gdzieś w tajnym ośrodku C.E.L.L. Korporacja ta przejęła kontrolę nad Ziemią i losem ludzkości, czerpiąc pokłady energii z tajemniczego źródła, umieszczonego pod zamkniętym specjalną kopułą i odizolowanym od świata zewnętrznego Nowym Jorkiem. Ten zresztą od naszej ostatniej wizyty zmienił się nie do poznania, a wszystko to przez śmiałe poczynania Matki Natury, które doprowadziły do zazielenienia całej aglomeracji miejskiej, czyniąc z nowojorskich ulic teren, który przeraziłby niejednego speca od survivalu.
Zanim jednak oczami Proroka ujrzymy metamorfozę The Big Apple, ze wspomnianej bazy-więzienia odbije nas stary kumpel – Psychol. Facet zdążył się sporo postarzeć i przy okazji przybrać nieco kilogramów, ale nie stracił ciętego języka, jakim raczył nas obficie w Warheadzie. Błyskawicznie zostajemy namówieni do wstąpienia w szeregi ruchu oporu i walkę z C.E.L.L., choć równie szybko okazuje się, że prawdziwe zagrożenie kryje się zupełnie gdzie indziej, a Prorok to jedyna nadzieja dla ludzkości na ocalenie świata. Brzmi to wszystko dość standardowo, ale historia okazuje się angażująca i stanowi jeden z tych elementów, który sprawia, że Crysis 3 przechodzi się na jednym tchu. Scenarzyści pokusili się o głębsze elementy, takie jak walka o przetrwanie, sens istnienia czy nawet mały wątek miłosny. Są też wątpliwości Proroka i jego towarzyszy – czy aby na pewno człowiek, czy może już tylko bezduszna maszyna do zabijania? Jak na grę akcji przystało, nie brakuje zwrotów i momentów, gdy wszystko wokół nas staje się beznadziejne, ale gdzieś tam w ciemnym tunelu widać światełko, pozwalające wierzyć w sukces.
Nie można przyczepić się do konstrukcji misji, które zresztą możemy zaliczać na kilka sposobów. Główny cel zawsze jest oznaczony na mapie, dzięki czemu wiemy, w którym kierunku się przemieszczać. Pomijając zamknięte pomieszczenia, drogi przeważnie są przynajmniej dwie. Nie zrozumcie mnie źle – to nie jest gra z otwartym światem, ale gracz otrzymuje pewną swobodę. Sami możemy dokonać wyboru, czy prześlizgniemy się po cichu, za plecami wrogów, pozbywając się pojedynczych jednostek i wędrując mniej uczęszczanymi ścieżkami, czy też uzbrojeni po zęby przejdziemy środkiem lokacji, rozwalając wszystkich i wszystko, co stanie nam na drodze. To ukłon w stronę fanów skradanek, przy jednoczesnym docenieniu tych osób, które lubią być w środku akcji. Dodatkowo, sporadycznie zasiądziemy za kółkiem pojazdów, choć sekwencje te sprawiają wrażenie upchniętych w ostatniej chwili, by przyspieszyć transport postaci do odległego celu. Oprócz głównej historii zaserwowano nam misje poboczne, które trochę urozmaicające zabawę. Ich wykonywanie nie jest konieczne, ale z uwagi na fakt, że kampania nie bije rekordów świata pod względem długości, warto i za nie się zabrać.
Niestety Crysis 3 wpisuje się w dzisiejszy trend tworzenia efektownych, ale krótkich epizodów dla pojedynczego gracza. Przejście całego wątku fabularnego na normalnym poziomie trudności przy wykonaniu większości zadań dodatkowych zajęło mi około 7 godzin. Dodam jednak, że starałem się dokładnie badać poszczególne lokacje w poszukiwaniu rozmaitych ciekawostek (porozrzucane są np. nagrania do odsłuchania czy wpisy do przeczytania w dzienniku), nie stroniąc też od zabawy w skrytobójcę. Da się więc bez wątpienia grę ukończyć szybciej i pewnie prędzej czy później przeczytamy w internecie o kolejnych rekordach, ale przecież nie ma co się spieszyć. Szczególnie, że te 7 godzin zleciało mi w mgnieniu oka i bawiłem się zdecydowanie przednio.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler