
Pierwsza część Far Cry była zjawiskowa. Do dnia dzisiejszego ciężko mi zrozumieć, jak nieznanemu wówczas studiu Crytek udało się osiągnąć tak fantastyczną oprawę wizualną i równie porywający model rozgrywki, który nie prowadził gracza za rączkę, dając mu spore pole do manewru. Później próbowali powtórzyć sukces swego debiutanckiego dzieła, niemniej jednak już nie w tej samej serii i z różnym rezultatem (vide Crysis oraz Crysis 2). Marka Far Cry przeszła w ręce Ubisoftu i to właśnie Francuzi od kilku lat próbują nas ponownie wysłać na tropikalną wyspę. Tym razem drugi raz podchodzą do tematu, czy poszło im lepiej, niż w przypadku nieprzemyślanej, niezwykle irytującej na dłuższą metę „dwójki”? Sprawdźmy.
Pierwsze co musicie wiedzieć, to fakt, że Far Cry 3 już od samego początku nie ciaćka się z graczem. Produkcja natychmiast narzuca dość pokręcony, psychodeliczny klimat dla dojrzałych odbiorców. Przekleństwa są na porządku dziennym, przemocy nie brakuje, a często mamy do czynienia z sytuacjami, które wręcz ocierają się o granice dobrego smaku. Nie oznacza to jednak nic złego. Najnowsze dzieło Francuzów nie jest skierowane do dzieciaków, a dorosły odbiorca będzie wręcz zachwycony, że wreszcie nie jest traktowany, jak jakiś tam podlotek.
Głównym bohaterem gry jest niejaki Jason Brody – młody, pochodzący z dobrej i nadzianej rodziny, chłopak, który dziwnym zbiegiem okoliczności ląduje w rękach psychopaty zwanego Vaas, kontrolującego wszystko co dzieje się na tropikalnej wyspie Rook. Historia ukazuje nam protagonistę jako zwykłego gówniarza (wybaczcie kolokwializm), który musi się znaleźć w niesamowicie niebezpiecznej i nietypowej sytuacji. Vaas, o którym wcześniej wspomniałem, porwał jego oraz towarzyszących mu znajomych i rodzinę, celem wyciągnięcia jakiegoś sowitego okupu. Nie wszystko idzie wedle jego planu, a protagonista wymyka mu się z rąk. Od tej pory stara się znaleźć zaginionych kompanów, a następnie uciec z tego „raju” dla turystów. Opowieść, choć w sumie stosunkowo prosta, pełna jest klimatu, ciekawych, genialnie zarysowanych, postaci, intrygujących dialogów oraz świetnie zrealizowanych scenek przerywnikowych. Na czele wszystkiego znajduje się rozwój mentalny Jasona. Każde kolejne zabójstwo odrobinę go zmienia, a w rezultacie, z cieniasa, jakim jest na początku, przemienia się w prawdziwego… no właśnie, w kogoś! Nie chciałbym zbytnio spoilerami rzucać. Wiedzcie tylko, że Far Cry 3 porusza szereg głębokich kwestii, a moralność ma niebagatelne znaczenie.
Istotne jest również przetrwanie, dlatego przez mniej więcej godzinę po odpaleniu gry dowiadujemy się najważniejszych informacji o tym, jak przeżyć w tym wyjątkowo niebezpiecznym środowisku. Jason gromadzi ku temu zapasy, zbiera rośliny, uczy się wykorzystywać skóry (i nie tylko) zwierząt do tworzenia przydatnych przedmiotów. Dopiero gdy posiadamy wszystkie te umiejętności, zaczynamy mniej więcej ogarniać świat, a produkcja pozwala nam po raz pierwszy targnąć się na czyjeś życie. Oczywiście zbieractwo nie jest tutaj wymogiem, bez którego nie da się przetrwać, niemniej jednak istotnie wpływa na zabawę. Nie tylko nadając jej głębszego klimatu, ale również ułatwiając zadanie jakie stoi przed Jasonem. Nawet tak prosta sprawa jak kabura wpływa na przebieg rozgrywki. Im lepsza, bardziej rozbudowana, tym więcej możemy w niej przechowywać.

Far Cry 3, podobnie jak obie poprzednie edycje jest tzw. sandboxem. Otrzymujemy więc ogromny (może bardziej pasuje znacznych rozmiarów) świat, który możemy prawie całkowicie dowolnie przemierzać, zarówno w poszukiwaniu surowców, przeciwników, jak i kolejnych skrawków fabuły. Szpila nie jest bowiem tylko shooterem. Naprawdę duży nacisk położono na tło obserwowanych wydarzeń, w tym również historię wyspy, na której toczy się cała przygoda. No właśnie, przygoda – słowo klucz, o którym warto pamiętać. Inaczej dużo stracicie. Rook to sekrety, zapierające dech w piersiach widoki oraz mnóstwo miejsc do zwiedzenia, zdałoby się więc czynić to jak najczęściej.
Prócz eksploracji, newralgicznym elementem gry jest oczywiście eliminowanie przeciwników. Wszak nie jesteśmy przecież na wakacjach. W związku z tym, trzeba Wam wiedzieć, że produkcja nagradza pomysłowość oraz brutalność. Każde zabójstwo to punkty doświadczenia, za sprawą których nabieramy wprawy w posługiwaniu się maczetą, pistoletami, karabinami, strzelbami i innymi środkami twardej negocjacji. Napotykając na swej drodze nieprzyjaciół nie musimy jednak wskakiwać w sam środek obozu i rozkręcać zadymy (choć taka opcja też istnieje). Lepiej wybadać środowisko, znaleźć jakiś wzór poruszania się przeciwników i zadać im cios w taki sposób, by nie wiedzieli co w nich uderzyło. Mnie właśnie taka metoda prowadzenia rozgrywki odpowiadała najbardziej, po wygranej czułem wielką satysfakcję. Nie ma nic piękniejszego, niż zakraść się do obozu wroga i wypuścić z klatek dzikie zwierzęta (np. niedźwiedzie), które następnie z niekłamaną satysfakcją rozszarpywały kłusowników. Dla osób lubiących czystą rozwałkę są wyrzutnie rakiet, granatniki oraz samochody, którymi można wpaść w sam środek osady niemilców, wyskoczyć z kabiny, a następnie wysadzić gruchota, powodując niemałe zniszczenia.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler