Całkiem niedawno miałem wątpliwą przyjemność recenzowania reedycji słynnego Doom 3, teraz trafia w moje ręce Hell & Damnation – remake popularnego, polskiego shootera pt. Painkiller. Oczywiście absolutnie nie mam zamiaru porównywać do siebie tych dwóch dzieł (w końcu BFG Edition nie był promowany jako remake), ale jednak pewne skojarzenia - zupełnie mimowolnie - cisną mi się na "palce". A to przede wszystkim dlatego, że o ile ponowne wydanie Doom 3 było niczym więcej, jak mało ambitnym skokiem na kasę, tak dzieło Farm 51 (polskiej firmy, do której trafiły prawa produkcji kolejnych Painkillerów) udowadnia, że odświeżając nawet już leciwy tytuł można zrobić to z klasą i wyczuciem. A co w ogóle najważniejsze - Farm 51 pokazuje, że Painkiller nie został jeszcze pogrzebany żywcem (jego ostatnie odsłony przybierały poziom wręcz przywołujący na myśl „żenadę”) i cały czas skrywa w sobie sporo potencjału.
Skoro Hell & Damnation przedstawia się jako remake, zapewne musi wnosić coś nowego do pierwotnej wersji gry. Na pierwszy plan wysuwają się zmiany fabularne. Historia jest bowiem nieco inna, niż ta znana z pierwowzoru. Ponownie wcielimy się w Daniela Garnera – nieszczęśnika, który wraz ze swoją małżonką Catherine zginął w wypadku samochodowym. Protagonista nie trafia jednak ani do królestwa niebieskiego, ani w piekielne odmęty, a trwa w stanie „zawieszenia”, gdzie czeka go walka o swoje zbawienie (i odnalezienie duszy zmarłej żony, rzecz jasna). W Hell & Damnation wszystko zaczyna się podobnie jak w oryginale, ale z miejsca odniesiecie wrażenie, że remake to swoista kontynuacja historii opowiedzianej w 2004 roku. Tym razem Daniel – chcąc odnaleźć małżonkę – zawrze porozumienie ze Śmiercią, na mocy którego zobowiąże się dostarczyć „złemu” siedem tysięcy dusz – jako cenę za możliwość dołączenia do ukochanej. Nie bacząc na niebezpieczeństwa i dość nikłą renomę Śmierci, bez wahania wyruszamy w tę niebezpieczną podróż i staramy się wywiązać z układu. Wprawdzie miło, że twórcy zaserwowali nam nową opowiastkę, ale nie spodziewajcie się cudów. Fabuła nie należy do zbyt wciągających, została poprowadzona trochę chaotycznie, a rozmowy bohaterów (pomiędzy kolejnymi misjami) zdają się być ciut wyrwane z szerszego kontekstu.
Ale co tam fabuła! Kto by się przejmował czymś takim. W końcu w shooterach ważne jest zabijanie, a nie jakaś tam historyjka. A jeśli już zabijać, to w ładnej oprawie. W tej kwestii The Farm 51 nie zawiodło ani zupełnie nowego odbiorcy, ani ogranych już „Painkillerowców”. W końcu zrezygnowano z przestarzałego silnika (Pain Engine), do tej pory napędzającego grę, a posłużono się Unreal Engine 3 - również już trochę wysłużonym, ale nadal bardzo użytecznym i wciąż nowoczesnym narzędziem. W chwili obecnej Hell & Damnation prezentuje się naprawdę przyzwoicie i nie można mu niczego większego zarzucić. Nowe tekstury robią dobre wrażenie, produkcję wzbogacono fajną grą świateł, trochę usprawniono animację, a rozpadający się na kawałki przeciwnicy wyglądają nadzwyczaj "zachęcająco". Nie jest to może poziom Crysisa, ale Farm 51 wykazało się pełnym profesjonalizmem.
Produkcję podzielono na cztery rozdziały, te zaś składają się z trzech-czterech misji każdy. Cóż – macie rację. To mniej niż w podstawowej wersji gry i można było oczekiwać, że deweloper przygotuje więcej epizodów do ukończenia. W końcu remake miał łączyć ze sobą oryginalnego Painkillera i dodatek Battle out of Hell. W efekcie, część plansz wzięto z oryginału, a część z rozszerzenia, koniec końców Hell & Damnation można spokojnie ukończyć w jakieś 4 godziny, co bez wątpienia nie jest czasem porywającym.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler