Zróżnicowanie klas ujawnia się także w przypadku wybranych umiejętności. Każda postać może wybrać po dwa perki z każdej dziedziny – atak, obrona, wsparcie, mobilność i dowodzenie. Zestaw jest na tyle pokaźny, że dostosowanie go pod własne upodobania zajmuje sporą ilość czasu. Ciągle brakuje na coś pieniędzy, a to znowuż jest zachętą do stoczenia następnej potyczki.
War of the Roses oferuje dwa tryby gry – drużynowy deathmatch oraz podbój, w którym kontrolujemy określone punkty na mapie, dzięki czemu przybliżamy się do zwycięstwa. Krążą pogłoski, że w produkcji jest następny tryb, polegający na oblężeniu twierdz, jednak są to dopiero wczesne plany i pewnie niezbyt szybko ujrzymy je w samej grze. Map dostępnych jest niestety tylko pięć, co bardzo boli, szczególnie podczas dłuższych sesji. Po kilku godzinach mamy wrażenie, że gra jest niepełna, właśnie przez małe zróżnicowanie lokacji. Ileż można bić się na ciągle tych samych włościach? Na szczęście studio Fatshark aktywnie wspiera projekt i podejrzewam, że za jakiś czas zróżnicowanie będzie znacznie większe.
Najważniejszym elementem War of the Roses jest jednak walka. Niech nie zwiedzie was początkowa toporność animacji. W grze zastosowano ogromną ilość tzw. hit boxów, dzięki czemu uderzenie w głowę poskutkuje potężnym dzwonem, a tymczasem cios trochę poniżej odbije się od zbroi płytowej. Walka jest naprawdę trudna i wymaga sporo samozaparcia, aby zostać mistrzem fechtunku. Ciosów mamy kilka – zza głowy, pchnięcia i cięcia z boków. Każdy z nich ładuje się w momencie, gdy przytrzymamy przycisk myszy. Jednak nawet najcelniejszy sztych nie wyrządzi żadnej krzywdy, jeśli nie posiądziemy wiedzy na temat pancerzy. Te bowiem zostały odwzorowane z największą dokładnością. Rycerza w pełnej zbroi płytowej możemy okładać mieczami ze wszystkich stron ile wlezie, a ten będzie się z nas śmiał. Dopiero odpowiednie zadanie ciosu, bądź też wykorzystanie młotów bojowych czy też buław rozkruszy pancerz i pozwoli go zaszlachtować. Takiego systemu nie było jeszcze w żadnej grze, za co należą się brawa dla twórców.
Sprawa równie ciekawie ma się w przypadku klas strzelających. Łucznik nie ma szans na przebicie ciężkiego pancerza i musi celować w twarz – zazwyczaj pomiędzy przyłbicę. Dużo lepiej sprawdza się zatem do eliminowania celów lekkich czy też kuszników. Ci ostatni to natomiast średniowieczni snajperzy, którzy przy odrobinie wiedzy i samozaparcia są w stanie zniszczyć każdego przeciwnika. Tutaj też należy wiedzieć, gdzie i jak strzelać. Pancerz płytowy przebija się przy wykorzystaniu specjalnych bełtów, które muszą uderzyć pod kątem prostym. Inaczej odbiją się jak piłeczka ping-pongowa. Przy naciąganiu cięciwy wykorzystano swego rodzaju mini grę. Kusznik przeładowując ma pewien okrąg i wycinek, w który musimy trafić. Jeżeli nam się to uda, przeładowanie będzie znacznie szybsze. Coś podobnego było w Gears of War. Łucznik natomiast naciąga cięciwę znacznie szybciej, jednak może on tkwić w takiej pozycji krótką chwilę – w tym też momencie należy wystrzelić strzałę.
War of the Roses kuleje trochę pod względem technicznym, jednak całkowicie rekompensuje to samą rozgrywką. Od czasu, do czasu zdarzają się wyrzuty do pulpitu. Ilość klatek na sekundę również nie zachwyca. Program ewidentnie wymaga mocnego sprzętu, pomimo iż nie generuje zniewalającej oprawy graficznej.
Na siłę przyczepić można się również do braku trybu dla jednego gracza. Co prawda jest jakaś arena treningowa, ale wszystkiego lepiej nauczyć się w grze z żywymi przeciwnikami, gdyż inteligencja botów na kolana nie powala. Nie zaliczałbym tego jednak in minus, ponieważ War of the Roses jest typową grą przeznaczoną do rozgrywek sieciowych. A na tym polu sprawdza się naprawdę wyśmienicie.
Dobra |
Grafika: Jest nieźle, widoki potrafią zaprzeć dech w piersi, jednak całość kuleje ze względu na kiepską optymalizację. |
Dobry |
Dźwięk: Pod tym względem tytuł spełnia wszelkie oczekiwania, choć nie wychyla się poza szereg. Dźwięk zarzynanego przeciwnika potrafi być niepokojąco satysfakcjonujący. |
Świetna |
Grywalność: War of the Roses, pomimo drobnych błędów, wciąga na długie godziny, a rozgrywka jest czystą przyjemnością. |
Świetne |
Pomysł i założenia: Modern Warfare w średniowieczu? Pomysł godny pochwały. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: System hit boxów jest naprawdę imponujący. Nie zawodzi także interakcja z innymi graczami - zabijamy, podnosimy, leczymy. Nic więcej nie potrzeba. |
Słowo na koniec: War of the Roses wymaga jeszcze pewnych szlifów, jednak w ogólnym rozrachunku jest to gra godna polecenia, o ile lubicie klimaty średniowiecza. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler